– Moglibyśmy zobaczyć ten list? – spytał Tate.
– Nie.
– To bardzo ważne – odpowiedział Tate.
– Nie! To prywatny list.
Bett poruszyła się niespokojnie, jakby zamierzała się odezwać. Ale Tate znów potrząsnął niemal niezauważalnie głową.
Wymyśl, dlaczego to konieczne, myślał Tate negocjator. Wymyśl potrzebę i podsuń jej.
– Amy – powiedział z naciskiem Tate. – My też dostaliśmy listy od Megan i jesteśmy na nią dość wkurzeni. Też mamy jej sporo do powiedzenia. Zupełnie jak ty. Ale najpierw musimy ją znaleźć.
– Nie obchodzi mnie, co się z nią stało – odparła, ale ogień jej gniewu przygasał.
– Jest twoją przyjaciółką.
– Nie po tym, co napisała. Już nie.
– A co napisała?
Odwróciła się ku nim na pięcie.
– Kłamstwa! – Wydęła dziecinną buzię.
– Proszę, pokaż nam to.
– O, niech to. Proszę.
Rzuciła list na stół i odwróciła się z powrotem do lustra.
Tate przebiegł list wzrokiem:
Nie mogę po prostu uwierzyć, że mogłaś dobrać się do Steviego właśnie tak i nie zapytać mnie, czy między mną i Steviem coś jest. Co za cholernie kurewskie postępowanie! Jakbyś wbiła mi nóż w plecy…
Podsunął kartkę Bett, żeby też mogła przeczytać.
Ale nigdy nie wybaczę ci, że nie zadzwoniłaś do mojej mamy w poniedziałek, kiedy nie przyszłam, choć się umówiłam. Może pieprzyliście się ze Steviem, gdy ja byłam na wieży? Nawet o mnie nie zapytałaś. Mogłam zostać zgwałcona, zabita, a ciebie to nic nie obchodziło. Nienawidzę cię i nie chcę cię już nigdy widzieć.
Tate poczuł współczucie dla dziewczyny. Ponieważ słowa Megan to nie były kłamstwa. Kłamstwa można znieść, oszustwo to lekki grzech. Nie umiemy się bronić przed prawdą rzuconą nam w twarz.
Niewygodne dziecko…
– Nic nie zrobiłam! – krzyknęła z wściekłością Amy.
– Nikt nie twierdzi, że zrobiłaś, kochanie.
– Przyjaźniłyśmy się. Nie miała wielu przyjaciół. Była typem samotnika. Tak jak ja. Trzymałyśmy się we dwie przeciwko całej reszcie. Ma się tylko przyjaciółki. Chłopcy prześpią się z tobą i odchodzą. Rodzice rozwodzą się i wyjeżdżają. Powinna pielęgnować naszą przyjaźń.
– Czy wspominała kiedykolwiek o facecie, który by się za nią włóczył? Starszym mężczyźnie?
Po policzkach Amy płynęły łzy. Gniew wyparował.
– Nie umawiałyśmy się, że ona przyjdzie wtedy, gdy się upiła. Tak, Stevie przyszedł. Ale my nigdy nie planowałyśmy. To było tak: może zadzwonię, może nie. Naprawdę.
– Amy…
– Nie jestem jej siostrą. Zapomniałam o jednym cholernym telefonie. Dlaczego to ma być aż taka wielka sprawa?
– Znajdziemy ją, Amy – powiedział Tate. – Porozmawiasz z nią. Wszystko będzie dobrze.
Ale dziewczyna odwróciła się już do lustra. Czerwone dłonie oparła o półkę.
– Wszystko zepsute! Zepsute! – Tate nie potrafił powiedzieć, czy chodziło o Megan, czy o makijaż.
Idąc do samochodu, Tate poczuł podniecenie. Jak na polowaniu. Wracał do przeszłości – wczesnych etapów postępowania w sprawie kryminalnej, dochodzenia, odkrywania faktów. Humor zdecydowanie mu się poprawił. Była piąta. Postanowił zaprosić Bett do Starbucks na cafe mocca lub espresso.
Odwrócił się do niej i już miał się odezwać, ale napotkał lodowate spojrzenie.
– Co się stało? – zapytał.
– Jeśli chcesz, żebym się nie odzywała, to z łaski swojej poproś mnie o to. Albo przynajmniej uprzedź. Może niektóre z twoich młodych przyjaciółek reagują na komendy jak psy, ale ja nie jestem tak wytresowana.
– Nie zamierzałem…
– Ale udało ci się – odpowiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Kazałeś mi się zamknąć trzy razy. Dwa pierwsze odpuściłam. W barze i u Bobby’ego Carsona. Uciszałeś mnie ręką.
– Nie zamierzałem…
– Tak samo robiłeś, gdy byliśmy małżeństwem. Przypominało mi to tę protekcjonalną postawę twojego dziadka wobec jego żony.
– Sędzia? I moja babka? On nigdy…
– Wręcz przeciwnie. Ty po prostu tego nie zauważałeś. Zawsze chciałam jej to powiedzieć. Powinnam. Powinnam także coś powiedzieć tobie.
Wsiadła i zatrzasnęła drzwiczki.
Tate po chwili siadł obok niej. No tak, to jest nowa Bett McCall. Przez wszystkie lata ich małżeństwa nigdy mu się nie odgryzła, nigdy go nie poprawiła, nigdy się nie poskarżyła. Poczuł dziwne ukłucie, a kiedy fala gniewu szybko minęła, odezwał się:
– No cóż, przepraszam.
– Przeprosiny przyjęte – odparła niedbale.
Jechali w milczeniu aż do 7-Eleven.
– Mógłbyś się zatrzymać? – poprosiła Bett.
Zerknął na nią szybko, myśląc, że nadal jest wściekła, chce wysiąść i zawołać taksówkę. Ale nie. Najwyraźniej mu przebaczyła.
– Pomyślałam, że warto by odsłuchać twoją sekretarkę.
Skinął głową. Zapytał, czy odsłuchają również jej sekretarkę. Wskazała na pager i wyjaśniła, że gdyby Megan chciała się skontaktować, zadzwoniłaby najpierw pod ten numer. Dziewczyna wiedziała, że to jedyny pewny sposób szybkiego złapania zapracowanej matki.
Tate zjechał na parking i podszedł do telefonu.
Wrócił do samochodu.
– Nic od Joshuy, Konniego i Carsona. Ale było jedno nagranie. Nie zgadniesz, kto dzwonił.
– Kto?
– Ten doktor Peters. Mówi, że martwi się o Megan i o nas, i pyta, czy nie wpadlibyśmy porozmawiać o tym, co się stało. Będzie w gabinecie za jakieś czterdzieści minut.
– To miłe z jego strony – powiedziała Bett, śmiejąc się zaskoczona. – Większość ludzi nie zadaje sobie nawet trudu, żeby zapytać, jak leci.
Rozdział 17
Kim on jest? Kim?
Megan unosiła się nad czarnym oceanem, a w jej myślach powracało to jedno, jedyne pytanie. Otworzyła oczy i chwyciła sznury, na których leżała. Pokój zakołysał się i zachwiał.
Była senna i kręciło jej się w głowie. W ustach czuła bolesną suchość, przymknięte powieki były napuchnięte. Przewróciła się na plecy, ocierając skórę o sznury, i rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Przegniła tapeta, odpadający tynk, szafa bez drzwi. Sufit popękany, zwisające płaty tynku. Smród pleśni i… czegoś obrzydliwego. Co to było? Mięso. Gnijące.
Podniosła się szybko i poszukała światła. Nie znalazła. Pokój był ciemny, a niebo zasnute chmurami. Późne popołudnie albo wczesny ranek, nie miała pewności. Przez moment słodki zapach przytłumił smród, zerknęła więc na stolik przy łóżku. Biały kwiat… Tak, kwiat lilii. Podniosła go i wciągnęła zapach do płuc. Był znajomy… Pamiętała, że ktoś dał jej kiedyś taki. On? Peters, doktor Peters?
Nie, inne nazwisko. Jakie? Jak on sam siebie nazwał? Matthew…
Nie, Aaron Matthews.
Kim on jest?
I czego chce?
Ciszę rozdarł ryk, świat przed oczami Megan roztrzaskał się na czarne kawałki; dziewczyna opadła z powrotem na łóżko i zemdlała.
Jakiś czas później znów otworzyła oczy, zdołała usiąść, odczekała, aż miną mdłości, po czym pokuśtykała do maleńkiej łazienki. Usiadła na muszli klozetowej, rozsunęła nogi i w końcu odważyła się zbadać. Nic jej nie bolało. Westchnęła z ulgą, zrobiła siusiu, umyła ręce i twarz w umywalce, strząsnęła wodę z rąk – ręczników nie było. Napiła się lodowatej wody. Podnosząc się, dostrzegła własne odbicie w metalowym lustrze przybitym do ściany. Jęknęła na widok bladej, wyniszczonej twarzy, potarganych włosów i czerwonych, zapuchniętych oczu. Zezłościł ją strach malujący się na twarzy, dlatego szybko odwróciła się od lustra.