Выбрать главу

– Wszelkie zmiany w życiu rodziców wpływają na dzieci w znacznie większym stopniu, niż jesteśmy skłonni przypuszczać.

Collier się zarumienił. Wcisnął się nieco głębiej w fotel – nieświadoma oznaka poddania się, co wie każdy kaznodzieja.

– Musimy liczyć się z dziećmi, podejmując wszelkie decyzje. Inaczej dzieci zaczynają uważać się za odrzucane. Widziałem to wielokrotnie. To wystarczy, żeby wypędzić dzieci z gniazda.

Collier zerknął na zegarek. Matthews zwrócił się do Bett.

– Ale jedno trzeba koniecznie zrozumieć dla własnego dobra: nie jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych dzieci. Nie mamy całkowitej kontroli nad ich życiem. Wygląda na to, że wychowywała ją pani dobrze i dała jej tyle miłości, ile każdy potrzebuje. – Jej oczy były niewiarygodne. Rzucały liliową poświatę w półmroku i pojawiły się w nich łzy, efekt poczucia winy.

Jej język był różowawy. Wyobraził ją sobie na krzyżu. Obie. Matkę i córkę. Tuż obok siebie, umierające razem. Był to wspaniały obraz, a jego ciało uczciło tę wizję silną erekcją.

– Mój wniosek – powiedział w końcu – jest taki, że ona z własnej woli wyjechała na jakiś czas. Chciała uciec od czegoś, choć nie wiem dokładnie od czego. Nie sądzę jednak, żeby trzeba się było martwić o zabójców i uwodzicieli. Obojga płci. Tak więc… Przepraszam, obawiam się, że za chwilę mam następnego pacjenta.

Matthews przypuszczał, że jeśli którekolwiek z nich odpowie, będzie to Bett. Ku jego zaskoczeniu odezwał się Collier.

– Jeśli uważa pan, że powinniśmy jej na to pozwolić, to ja tego nie przyjmuję. – Wyglądało na to, że tego samego zdania jest również Bett. – Będziemy jej szukać. Nie wiem jak, ale będziemy.

– Niech Bóg was błogosławi – powiedział Matthews z ciepłym uśmiechem.

– Dziękujemy za rozmowę – odezwała się Bett.

W drzwiach położył rękę na ramieniu Colliera i wyprowadził go za próg, a następnie zwrócił się do Bett i ujął jej dłoń w swoją.

– Jeśli mógłbym w jakiś sposób pomóc, jakikolwiek, proszę do mnie dzwonić. – Wsunęła do torebki wizytówkę Matthewsa.

Tate Collier był już za drzwiami i nie zauważył tego.

Rozdział 19

Pierwszą lekcję policyjnego fachu Konnie Konstantinatis odebrał, obserwując własnego ojca, który wymykał się urzędnikom podatkowym niczym szop psom myśliwskim.

Jego staruszek był krętaczem, słabym i niebezpiecznym, skrzyżowaniem wiewiórki i łasicy. Był urodzonym kłamcą i miał nosa do ludzi. Zakładał destylarnie koło wędzarni, koło fabryk i na statkach, udając, że to kurniki. Ukrywał dochody w setkach drobnych przedsięwzięć. Raz przekonał poborcę, żeby zaaresztował jego Bogu ducha winnego szwagra i złożył w sądzie przysięgę, która kosztowała nieboraka dwa lata wykreślone z życiorysu.

A zatem odkąd Konnie skończył lat sześć, zaczął uczyć się uników i oszustw, a potem nauczył się sztuki wykrywania oszustw.

Gdy był śledczym kryminalnym, jego skuteczność wynosiła blisko dziewięćdziesiąt cztery procent, a większość złapanych zostawała skazana lub musiała się bardzo dobrze bronić. Został dwa razy odznaczony, a raz ogłoszony Śledczym Roku przez „Law Enforcement Monthly”.

Ale teraz, gdy wrócił z dystryktu do Fairfax, jego szeroka twarz płonęła ze wstydu, kiedy myślał o własnej niekompetencji.

Najpierw ze wstydu, potem z przelotnego gniewu.

Konnie spędził ostatnie dwa lata na rozmowach z rodzicami o ucieczkach i podejrzanych sińcach, przyglądał się, jak zamierają ze wstydu, gdy pytał o ćwierć grama koki wepchnięte głęboko w kieszeń workowatych dżinsów! Takie rzeczy mogły szokować porządnych rodziców z hrabstwa Fairfax, ale Dimitri G. Konstantinatisa śmiertelnie nudziły.

Co gorsza, rozleniwiały go: spacer po pięknym Union Station i przepełnionym lotnisku National, wdychanie zapachu cappuccino i spalin odrzutowców, pytanie urzędników o bilety i czy widzieli tę dziewczynę.

Nie tak się to robi.

Dlatego z kogutem na dachu taurusa wrócił do biura na Chain Bridge, do swojego pokoju, dziękując sukinsynowi tatuśkowi za to, że odsiedział wreszcie trzy lata za oszustwa podatkowe, co przypomniało Konniemu, że nawet najsprytniejsi przestępcy popełniają błędy.

Powrót na pole startowe.

Załóżmy najgorsze – taką zasadę Konnie przyjmował podczas wielu śledztw w ciężkich przestępstwach kryminalnych.

Megan została porwana. Zapomnij o ucieczce, zapomnij o wyjeździe z ukochanym. Jeśli się mylisz, to tym lepiej. Ale na razie załóżmy istnienie sprawcy.

A zatem porwanie. Profil sprawcy?

Jego umysł był zamglony, gąbczasty po dwóch latach nieużywania. Konnie sięgnął do szuflady i wyciągnął notatniki z czasów, gdy był początkującym policjantem. Kiedy pracował do trzeciej rano, ślęcząc nad wykresami. Nad diagramami. Nad listami. W śledztwie potrzebny jest instynkt, ale też mnóstwo papieru.

Motyw.

Środki.

Okazja.

Pod motywem porwania napisane było: pieniądze, seks, przekonania polityczne/religijne, zachowanie psychotyczne, związek z inną zbrodnią (zakładnik, ucieczka po włamaniu, porwanie samochodu).

Podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer.

– Halo…

– Czy ktoś ją śledził? – wypalił Konnie.

– Przepraszam, co? – spytał Tate Collier.

– Jacyś dziwacy kręcili się wokół niej?

– Ostatnio?

– Tak jakby zeszłoroczni dziwacy się nie liczyli! – burknął Konnie. – Kiedykolwiek!

Tate skonsultował się z Bett.

– Nie – odpowiedział.

– Związki z jakimiś sektami?

Nawet Konnie dosłyszał cierpkie „Oczywiście, że nie” wypowiedziane przez Bett.

– Któreś z was miało związek z czymś takim?

– Nie.

– Czy ktoś mający coś wspólnego z tobą albo z Bett wyjechał ostatnio na południe?

– Ja…

– Zanim odpowiesz, zastanów się nad wszystkimi dwudziestojednolatkami, którym obiecałeś złote góry, a które potem zrobiłeś na szaro.

– Żadnej się nie oświadczałem – odparł Tate, ale urwał nagle, a Konnie wyobraził sobie niezwykłe zainteresowanie w spojrzeniu rzuconym mu przez Bett. Chwilę później Tate dokończył sztywno: – Nie, żadne z nas nie miało tego typu kłopotów.

– Tego typu – powtórzył drwiąco Konnie. – A może ktoś chciał się na niej odegrać? Partnerzy w interesach któregoś z was? Klienci?

Znów narada.

– Nie.

Konnie chrząknął. Zapisał coś i odezwał się znów:

– Sprawdziłem tę Emily. Nazywa się Rostowski. Dwadzieścia pięć lat. Nic na niej nie ciąży, ale przegrała sprawę o opiekę nad dzieckiem trzy lata temu. Hospitalizowana po dwóch próbach samobójczych w ciągu ostatnich dwóch lat. Z zawodu aktorka, w każdym razie tak twierdzi. Coś wam się kojarzy?

– Nie. – Bett też o niej nie słyszała. – Można by zajrzeć do jej domu?

– Nie wygłupiaj się, Tate, nie aż tak dawno opuściłeś biuro prokuratora stanowego. Na jakiej podstawie?

– Wiem. Miałem nadzieję.

– Ale będę do niej dzwonił. Aha, daję podsłuch na telefon.

– Czyj?

– Twój i twojej żony.

– Byłej.

– Uparcie to powtarzasz. Na wypadek gdyby był telefon w sprawie okupu.

– Myślałem, że to nie jest tego typu sprawa.

– Dla reszty świata nie, dla mnie tak.

– Jaka jest podstawa do zgody na podsłuch?

Wpieprzyłem się, pomyślał Konnie.

– Nie ma czasu na takie pierdoły, Tate. Włącz myślenie. W czasach prokuratorskich bywałeś na pierwszych stronach gazet. Przynajmniej w sezonie ogórkowym. Myślisz, że ktoś widział twoje zdjęcia i uznał, że jesteś VIP-em z córką, którą można porwać?