– Fasolę można siać tylko w Wielki Piątek.
– To przesąd, babciu – odpowiadał jej młody Tate. Była kobietą takiej łagodności, że brała brak zgody za komplement. – Soję możesz siać przez cały czerwiec.
– Nie, młody człowieku. Posłuchaj. – Zerkała w górę, żeby upewnić się, że mąż nie słyszy. – Jeśli będziesz się śmiał głośno podczas siania kukurydzy, narobisz sobie kłopotów. Poważnych kłopotów. Ziemniaki i cebulę dobrze jest sadzić podczas nowiu, a kukurydzę wysiewać podczas pełni.
– To bez sensu, babciu.
– Wręcz przeciwnie. Bulwy i cebule idą pod ziemię, więc lepiej je sadzić podczas nowiu. Zboża rosną nad ziemię, toteż siej je przy świetle.
Tate musiał przyznać, że jest w tym jakaś logika.
– A zarzynanie knurów podczas nowiu przynosi nieszczęście.
– Knurom niewątpliwie – podsunął Tate.
Tego ranka Tate, gdy spoglądał na pola, usłyszał za sobą głos.
– Hej, dzień dobry.
Bett przewróciła się na bok i przykryła piersi prześcieradłem. Wrócił do łóżka. Chwyciła go za rękę i ścisnęła, po czym odgarnęła włosy z twarzy.
– Co się stało? – spytała.
– Ziemia się poruszyła.
Roześmiała się i wtuliła w niego twarz w dziewczęcym geście, do którego się uciekała, gdy była zażenowana i szczęśliwa.
– Gdy dzieje się coś takiego – machnęła ręką – czy nie powinniśmy zapytać, co się między nami wydarzyło?
– Nawrót małżeński.
– Nawrót eksmałżeński.
Oznajmił, że nie sądził, że to musi obowiązkowo znaleźć się w rozkładzie dnia, a ona przyznała mu rację.
– A to co? Popatrz.
Spojrzał na ptaka, który przysiadł niepewnie na parapecie.
– To, jak sądzę, cytrynka czarnolica. Buduje gniazda na ziemi, a pożywienia szuka na drzewach.
Ptak poderwał się na dźwięk jej śmiechu.
– Znasz wszystkie takie szczegóły. Skąd to wiesz?
Przyjaciółka, dwudziestotrzyletnia, lubiła obserwować ptaki.
– Dużo czytam – odpowiedział.
– O czym myślisz? – zapytała po chwili.
Pytanie, które wszystkie kobiety lubią zadawać, gdy leżą w łóżku z mężczyzną.
– O niedokończonej sprawie? – podsunął.
Zastanowiła się nad tym.
– Zawsze sądziłam, że między nami wszystko skończone. Ale potem zaczęłam myśleć, że to jak spisywanie testamentu, zanim wsiądziesz do samolotu.
– Nie rozumiem.
– Jeśli się rozbijesz, to wszystkie luźne wątki wskoczą na miejsce, ale czy nie wolałbyś jednak zostać tu jeszcze trochę?
Roześmiał się.
– Niezła metafora.
Bett przez chwilę lustrowała pokój.
– Pamiętasz, jak występowałeś przed Sądem Najwyższym pięć lat temu? Ta duża sprawa o prawa obywatelskie? A „Washington Post” napisał o tobie? Mówiłam wszystkim, że to mój eksmąż. Byłam z ciebie naprawdę dumna.
Zaskoczyła go.
– Wiesz, co mi przyszło do głowy, gdy o tobie czytałam? Że w czasie małżeństwa ty byłeś moim głosem. Nie miałam własnego.
– Rzeczywiście, raczej milczałaś – powiedział.
– To właśnie nam się przytrafiło. Przynajmniej po części. Musiałam znaleźć własny głos.
– A kiedy szukałaś… tak długo… Nie uznawałaś półśrodków, kompromisów, targowania. – Powiedział to szczerze.
Dawna Bett zamarłaby albo popadła w swoje tajemnicze milczenie. Ale ta kobieta, która teraz leżała koło niego, była kimś innym. Przytaknęła.
– Zgadza się. Byłam taka sztywna. Znałam wszystkie właściwe odpowiedzi. Jeśli coś nie było doskonałe, to po prostu to rzucałam. Praca, studia… mąż. Och, Tate, nie jestem z tego dumna. Myślę, że się zmieniłam. Megan… Cóż, kiedy ma się dziecko, wszystko się zmienia. Stajesz się bardziej…
– Rodzinny?
– Zawsze znajdziesz właściwe słowo.
– Nigdy nie miałem pojęcia, o czym wtedy myślałaś – rzekł.
Myśli Bett mogły dotyczyć obiadu. Króla Artura. Przypisu w pracy semestralnej. Mogła myśleć o ostatnim układzie kart tarota.
Mogła nawet myśleć o nim.
– Zawsze bałam się przy tobie odezwać, Tate. Czułam, że język mi staje kołkiem. Jakbym nie miała do powiedzenia nic, co mogłoby cię zainteresować.
– Nie kocham cię za twoje zdolności oratorskie. – Urwał, gdy zauważył, jakiego użył czasu. – To znaczy, nie to robiło wtedy na mnie wrażenie.
Przez długą chwilę wyglądało, jakby biła się z myślami, ale Tate uznał, że już wcześniej dokładnie rozważyła to, co powie.
– Coś mi przyszło do głowy w związku z tobą, Tate. Coś sobie pomyślałam.
– Co takiego?
– Co sądziłeś o swoim dziadku?
– Podziwiałem go. Wiesz o tym.
– A o ojcu?
– Do czego zmierzasz?
Milczała przez chwilę.
– Chciałeś być jak Sędzia, prawda?
Zastanowił się.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
– Chciałeś mieć dużą rodzinę.
– Oczywiście.
– Jak Sędzia.
– Zapewne – przyznał.
– Dlaczego twój ojciec został wydziedziczony?
– Nie został. – Zarówno ojciec, jak i brat Tate’a dostali udziały w sporym majątku powierniczym ustanowionym przez Sędziego. Ale jej nie o to chodziło. – Chodzi ci o to, dlaczego to mnie przypadła farma i tradycja rodziny Collierów?
– Tak, właśnie o to.
– Ponieważ Sędzia i ja byliśmy sobie bardzo bliscy.
Tate zastanawiał się, do czego to prowadzi. Westchnął.
– No dobra. Prawda jest taka, że Sędzia chciał, żeby ojciec został prawnikiem. Adwokatem apelacyjnym. A tata nie miał na to ochoty. Pamiętasz go. Był samotnikiem. Kochał górskie strumyki, wędkowanie, psy. Był milczący.
– Sędzia pragnął syna, który byłby nim. A kiedy go nie dostał, zrobił się mściwy.
– Nie – odpowiedział Tate, ale w jego głosie brzmiała niepewność.
– To cię dręczy, prawda?
– Niezupełnie. No dobra, dręczy. – I pomyślał: O Boże, koło kogo ja leżę? Czy to ta sama kobieta, która ledwie się odzywała, gdy byliśmy małżeństwem?
– Czy coś się stało? Jakiś wypadek albo coś?
– Nie – odrzekł szybko.
Rzecz jasna, za szybko.
– Co to było, Tate?
– Nic wielkiego.
– Ale jednak coś? – podpowiedziała.
– Nic szczególnego. Ale raz… czasem wciąż o tym myślę. Miałem trzynaście lat. To były…
– Nie bój się, Tate.
– To były urodziny taty. Poprosił, żebym poszedł z nim na ryby.
– Nie lubisz wędkarstwa. Nudzi cię.
– Właśnie. I nie poszedłem.
– A co zrobiłeś zamiast tego?
– Poszedłem oglądać dziadka w sądzie. Toczył się ważny proces… Nie, właściwie nie taki znowu ważny. To była moja wymówka. Dla taty i mamy. I dla mnie. Przesłuchanie w sprawie naruszenia stref. Nudniejsze od wędkarstwa. Ale ja chciałem być z nim. Chciałem iść do sądu, oglądać jego znajomych, wrócić do domu, w którym moja babcia zrobiła wielką kolację, przebywać z moimi kuzynami, bratem i mamą.
– Zamiast z ojcem.
– Rodzina zawsze postrzegała ich dwóch jako serdecznych wrogów. Brat zawsze mówił, że Sędzia i tata byli jak koledzy z West Point walczący po przeciwnych stronach podczas wojny secesyjnej. Kochali się, ale gotowi się byli pozabijać, gdyby zaszła potrzeba.
– To na razie nie wygląda na wielką zbrodnię – powiedziała Bett. – Powiedziałeś ojcu, że nie interesuje cię wędkarstwo.
– Skazałem go na samotność w jego urodziny. – Tate zaczerwienił się na to wspomnienie.
Bett zastanawiała się nad tym przez moment.
– Chciałeś, żebym była jak twoja babcia. Chciałeś zaludnić ten dom małymi Collierami i zostać starym południowym dżentelmenem jak Sędzia. Tylko że to nie dla mnie. I nie sądzę, żeby tak naprawdę dla ciebie.