Выбрать главу

– Kochałem cię – oznajmił z zapałem.

– Ale czy to na pewno mnie kochałeś? Myślę, że jakaś część ciebie bardziej pragnęła czegoś innego. Albo tak jej się wydawało. Południowej plantacji. Myślę, że to był twój błąd, Tate. Zawsze uważałam, że jesteś bardziej podobny do ojca. Samotny wilk. Po prostu nie chciałeś się do tego przyznać.

Ojciec Tate’a, Wendall, został sprawozdawcą sportowym. Był inteligentny i lubił prawo w sensie teoretycznym, ale nie interesowała go praktyka, mimo iż Sędzia cały czas wywierał na syna presję, usiłując posłać go na studia prawnicze. Zatarg pogłębił się, gdy Sędzia uparł się, by jego najstarszy wnuk został nazwany imieniem jednego z Pięciu Nieśmiertelnych – senatorów uznanych przez Kongres za najlepszych mówców wszech czasów. (Stąd pełne imię Calhoun Tate Collier). A gdy Sędzia podarował Tate’owi farmę w dniu, kiedy wnuk uzyskał dyplom wydziału prawa Uniwersytetu Wirginii, pomijając własnego syna, podejrzewano, że teraz wojna rodzinna wybuchnie z całą mocą.

Tymczasem nie stało się tak. Jak na ironię, ojcu Tate’a najwyraźniej wcale na tym nie zależało, a Tate zastanawiał się teraz, czy w ogóle istniało cokolwiek, co byłoby zdolne pogodzić tych dwóch ludzi. W każdym razie z punktu widzenia ojca Tate’a. Tate otrzymał imię na cześć Johna Calhouna z powodu nacisku kogoś innego, ale ojciec zapewne uważał, że to ładne imię, w niczym nieumniejszające spokojnej miłości, jaką żywił do swojego syna. Ten człowiek miał dobre życie, skromne. Było w nim miejsce dla dwóch synów, kochającej żony, książek i gazet. Miał poza tym swoje strumienie i ryby, którymi chętnie by się dzielił z Tate’em i nawet parę razy tak się zdarzyło.

Tate pamiętał łagodny uśmiech na twarzy ojca, kiedy spotkali się po raz pierwszy po tym, jak Tate stał się właścicielem rodzinnej ziemi. Młody prawnik bał się reakcji ojca. Teraz domyślił się, że powściągliwy wyraz twarzy nie skrywał gniewu. Zapewne był dokładnie tym, czym się wydawał – skromnym wyrazem radości z powodzenia syna. Tate uświadomił sobie teraz, że aczkolwiek to Sędzia miał pozycję i charyzmę, z nich dwóch jego ojciec był szczęśliwszym człowiekiem.

– Wiesz, kiedy najbardziej za tobą tęskniłam? – odezwała się nagle Bett. – Nie w święta czy na piknikach. Gdy byłam w Cozumel…

– Co?

– Pamiętasz, że zawsze marzyliśmy o wyjeździe na Jukatan?

Czytali książkę o języku Majów i lingwistach, którzy podróżowali po dżunglach Meksyku i Belize, aby badać ruiny i odczytywać znaki indiańskie. Te tereny fascynowały ich oboje i planowali wycieczkę. Ale nigdy na nią nie pojechali. Najpierw nie mogli sobie na to pozwolić. Tate właśnie skończył studia i zaczął pracować w biurze prokuratora za mniejszą pensję niż sekretarki w kancelariach adwokackich. Potem budowali dom. Później Tate miał pierwszą rozprawę przed Sądem Najwyższym, co wykreśliło mu kilka miesięcy z życia. A potem, kiedy już uzbierali wystarczającą kwotę, siostra Bett miała poważny nawrót choroby i o mało co nie umarła, toteż Bett nie mogła jechać. Wkrótce się rozwiedli.

– Kiedy tam byłaś? – zapytał.

– Trzy lata temu w styczniu. Megan ci nie mówiła?

– Nie.

– Byłam z Billem. Wiesz który to?

Tate potrząsnął głową.

– Dobrze się bawiłaś?

– Tak. Świetnie. Upał gorszy niż w piekle. Naprawdę gorąco.

– Ale ty lubisz upały. Widziałaś ruiny?

– No cóż, Bili nie przepadał za ruinami. Widzieliśmy jedne. Jednodniowa wycieczka. Ja… Wiesz, chciałam po prostu powiedzieć, że… żałowałam, że nie jesteś ze mną.

– Dwa lata temu w lutym – powiedział Tate.

– Co?

– Też tam byłem.

– Nie! Żartujesz? – Roześmiała się gorzko. – Z kim byłeś?

Miała kwaśną minę, gdy przez chwilę usiłował sobie przypomnieć imię swojej towarzyszki.

– Z Cathy. – Uznał, że była to Cathy.

– A wy odwiedziliście ruiny?

– No, niezupełnie. To była raczej wycieczka żeglarska. Nie mogę w to uwierzyć… A więc w końcu tam pojechaliśmy. Rozmawialiśmy o takich wakacjach przez wiele lat.

– Nasza pielgrzymka.

– To fantastyczne miejsce – powiedział, zastanawiając się, jak bardzo nieszczerze to zabrzmiało. – Nasz hotel miał naprawdę świetną restaurację.

– Było fajnie – odpowiedziała z przesadnym entuzjazmem. – I ładnie.

– Bardzo ładnie.

– Czy nie byłoby zabawnie wpaść tam na siebie?

– Zbieg okoliczności. No, no.

– Jak to się skończy – rzekła nagle – jak już ją znajdziemy, pomyślimy o tej wycieczce?

– Do Meksyku?

– Tylko my dwoje.

– A co z Bradem? Ty masz kogoś.

– Będę musiała to przemyśleć.

– Zobaczymy – powiedział Tate. – Chyba mi się to podoba. Ale zobaczymy.

Zamilkli, a słońce znikło za ciężkimi chmurami. Tate usiadł. Bett sprawiała wrażenie, jakby chciała wstać z łóżka, ale się wahała. Skromność, pomyślał. Pamiętał, że w nocy wyłączała światło, zanim się rozebrała. Minęło piętnaście lat, odkąd widzieli się nawzajem nago.

Wstał, podszedł do szafy i położył na łóżku szlafrok, po czym odwrócił wzrok jak dżentelmen.

– Nadal umiem robić niezłą jajecznicę – powiedział. – Ale ty nie jadasz śniadań.

– Wystarczy kawa – odrzekła i wstała z łóżka nago. Spokojnie podeszła wprost do niego, pocałowała go mocno, przytuliła się do niego całym ciałem i udała pod prysznic, zostawiając szlafrok na łóżku.

Nacisnął dzwonek raz, potem drugi, następnie przytrzymał palec dłużej.

Daj spokój, Tate, widzę twój samochód.

Zaparkowany obok samochodu twojej byłej. O co nie zamierzam pytać.

Konnie otworzył zewnętrzne drzwi i zapukał głośno.

Z wnętrza dobiegły niewyraźne protesty.

Tate otworzył drzwi.

– Podaj mi jeden powód, dlaczego nie miałbym cię zastrzelić. Jezu Chryste, dopiero ósma rano.

Konnie wszedł do przedpokoju, mijając Tate’a. Nie uśmiechał się. Zerknął na Bett McCall – w takim samym szlafroku – i powiedział:

– On nie żyje.

– Kto? – spytała Bett.

– Robert Carson.

Drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem.

Bett jęknęła.

– Ktokolwiek to zrobił – powiedział Tate – ma Megan. Dzwoń do wydziału zabójstw, Konnie.

– To było samobójstwo.

– O Boże. – Bett usiadła z wytrzeszczonymi oczami. Bezmyślnie gładziła się po policzku.

– Nie, nie było – odrzekł Tate. – Jakoś zostało upozorowane.

– Też tak myślę. Ale zostawił list samobójczy na szybie samochodu. A potem wszedł do domu i podpalił się. Napisał list do jednej dziewczyny, którą uwiódł. Jednej ze swoich uczennic. Rozmawiałem z dziewczyną i jej matką. Owszem, zrobił to.

– Nie obchodzi mnie, Konnie…

– Zaczekaj, panie radco, nie zaprzeczam twoim słowom. Zbyt dużo dziwnych rzeczy się tu dzieje. Usiłuję ci tylko powiedzieć, że w biurze słyszą to, co chcą usłyszeć.

– Nie żyje – szepnęła Bett. Splotła palce i wygięła dłonie w dziwacznym, nerwowym geście. – Och, Tate.

– A gdzie jest ten dzieciak z muskułami i fryzem?

– Joshua? Nie odpowiada na telefony. Zostawiliśmy mu wieczorem wiadomość w mieszkaniu.

– Gdzie był, kiedy dzwonił ostatni raz?

– We Front Royal. Wczoraj późnym popołudniem. Wyśledził furgonetkę aż tam i zniknął. Miał wracać.

Konnie zerknął na zegarek. Ósma trzydzieści.

Dwadzieścia cztery godziny na dostarczenie raportu o możliwej przyczynie śmierci Anne Devoe na biurko kapitana Dobbsa. Jak na razie nie wykonał w tej sprawie najdrobniejszego ruchu.