Выбрать главу

– Martwiłem się o Megan. To oczywiste. Posłałem ją do terapeuty, który – być może – ją uwiódł.

Niech się tym zajmie. Jest do tego zdolny.

– Ale dlaczego to stanowi dla ciebie problem? To mnie zastanawia.

– Po prostu dręczy mnie sumienie.

– Sumienie? – spytał policjant, jakby takie słowo nie istniało. – Powiedz mi coś. Nie wiesz przypadkiem, czy twój kumpel zrobił coś podobnego w przeszłości?

O tak, on jest dobry.

Pojawiło się piwo i Matthews nalał sobie ćwierć kufla.

– Słyszałem o paru wypadkach, gdy praktykował w Nowym Jorku.

– I wysyłasz dziewczyny do takiego gościa? Nie świadczy to o tobie zbyt dobrze.

– Przysięgał, że to już historia.

– Zwłaszcza jeśli odpalał ci działkę za podesłanych pacjentów.

– Nie! – warknął Matthews, po czym rozejrzał się i zniżył głos. – Nigdy tak nie było. Nigdy nie zapłacił mi ani centa.

– Powiedz mi, Blakesly, ty też masz prywatną praktykę, co?

Więcej piwa. Matthews przesunął palcem po krawędzi kufla.

– No dobra. On też podesłał mi kilku pacjentów.

– Kilku znaczy ilu?

– Może…

– Podaj liczbę.

– Nie wiem. Raz na miesiąc.

– Zatem przyjrzyjmy się temu. W zamian za to, że doktor Jim przysyłał ci pacjentów, ty posyłałeś do niego dziewczyny, choć wiedziałeś, że miał w przeszłości romanse z pacjentkami.

– W twoich ustach brzmi to tak, jakbym był alfonsem. Wiesz, w jakie tarapaty mogłem się wpakować, gdybym wiedział, co on zamierza?

Sekretem, którego nie znali zastraszeni parafianie Matthewsa w Katedrze wśród Sosen, było to, że jeśli przyznasz się do lekkiego grzechu, słudzy boży rzadko będą drążyć dalej w poszukiwaniu cięższych wykroczeń.

Matthews upił kolejny łyk piwa, wciąż patrząc w blat stołu.

– Kalifornia? – spytał Konnie.

– Przepraszam?

– Pojechała do Kalifornii?

– Jim twierdził, że z jakiegoś powodu chciała pojechać do San Francisco. Spędzić tam kilka tygodni, a potem wrócić. Nic szczególnego.

– Nie uważał, że warto by powiadomić jej rodziców?

– Na jednej szali były ich uczucia, na drugiej jego kariera, jak sądzę.

– A to wszystko o tym, że była zła na starych, to tylko cholerne bzdury, które mają odciągnąć psy gończe?

– Nie – odrzekł z nagłym zapałem Matthews. – Przykro mi, ale nie. Tak naprawdę Megan to dziewczyna z problemami. Jest w niej dużo gniewu. W większości na rodziców.

Konnie wbił wzrok w swój talerz.

– Właśnie dowiaduję się, że Megan była jednak u Petersa. Zastanawia mnie, dlaczego to nie pasuje do tego, co on powiedział jej ojcu.

A więc był świadek. Carson i Konnie odkryli, że była w gabinecie.

– Ten Peters. Co wydarzyło się w Nowym Jorku?

– Nie wiem na pewno. Kilka drobnych romansów z pacjentkami. Dostał upomnienie od komisji etyki zawodowej i przeprowadził się tutaj.

– Coś gorszego poza tym? Tylko romanse?

– Gorszego?

– Śledził je, groził im?

– Jim? – Matthews się roześmiał. – Och, nie, on nie jest niebezpieczny. – Przybrał nagle poważny wyraz twarzy. – Proszę posłuchać…

– Nie rób takiej przerażonej miny, Blakesly, ja tylko wyświadczam przysługę przyjacielowi. Chcę znaleźć tę dziewczynę. Nie jestem z jakiejś cholernej komisji etyki, ale jeśli jeszcze kiedykolwiek poślesz kogoś do…

– Na pewno nie, proszę mi wierzyć. Już wcześniej tak postanowiłem. Nie zamierzam stracić pracy przez taką głupotę jak podsyłanie pacjentów.

– Za to ja muszę pogadać z twoim kumplem.

Konnie zamknął notes, wsunął go do kieszeni i zjadł jeszcze trochę ziemniaków.

– Nie zamierza pan… – zaczął Matthews.

– Twoje nazwisko nie pojawi się w tej sprawie.

– Dziękuję – powiedział Matthews, sącząc radośnie piwo i oddychając z ulgą. A po chwili dodał: – A więc skończył pan kurs?

– Że co?

– Dwanaście kroków.

Policjant zerknął na swoje wielkie dłonie.

– A tak, owszem. Dwa lata temu.

– Ja osiem.

Kolejny błysk w oku. Policjant zerknął na budweisera.

Matthews się roześmiał.

– Jesteś, gdzie jesteś, Konnie. A ja jestem, gdzie jestem. Piłem dziennie pół litra niezbyt eleganckich napojów. Co najmniej. A czasem zrywałem akcyzę z drugiej butelki zaraz po obiedzie.

– To cholernie mocne picie.

– O tak, tak było. Tak, chłopie. Wiedziałem, że to mnie zabija. A więc skończyłem z tym. Z tobą też było źle?

Policjant wzruszył ramionami i zaczął jeść groszek i ziemniaki.

– To zaszkodziło mojemu małżeństwu – dopowiedział Matthews.

Błysk.

– Mam wrażenie, że moje małżeństwo zabiło – odparł niechętnie policjant.

– Przykro mi – odrzekł Matthews, wzdrygając się na widok smutku w oczach drugiego mężczyzny.

– I przypuszczalnie pewnego dnia mnie zabije.

– Co popijałeś?

– Szkocką. I piwo.

– Ja też. Dewara i buda.

Oczy Konniego zwilgotniały w obliczu tego niespodziewanego braterstwa.

– A więc… co? – Policjant wskazał głową wysoką butelkę. – Co się stało? Nawrót, hę?

Matthews przybrał świątobliwy wyraz twarzy.

– Powiem ci świętą prawdę. – Wypił z rozkoszą łyk piwa. – Wierzę w przeciwstawianie się słabościom. Nie uciekam przed nimi.

Policjant mruknął z uznaniem.

– Całkowicie rzucić picie to zbyt łatwe. Uznałem to za tchórzostwo. Wszystko albo nic – w obu wypadkach słabość.

– Ma to pewien sens – powiedział powoli policjant.

Matthews nalał sobie więcej piwa i zakręcił nim obojętnie. Zapach był wspaniały.

– Rzuciłem całkiem na dwa lata. Tak jak postanowiłem. Wszystko zostało zaplanowane. Czasem było ciężko, nie ma co czarować. Ale Bóg mi dopomógł. Gdy tylko wszystko znalazło się już pod kontrolą, dokładnie co do dnia po dwóch latach wypiłem pierwszego drinka. Szklaneczkę dewara. Potraktowałem ją jak lekarstwo. A potem nic przez następny tydzień. Potem znów szklaneczka i jedno piwo. I miesiąc przerwy. Nalałem szklankę szkockiej. Postawiłem przed sobą. Patrzyłem na nią, wąchałem, wypiłem. I znów przez miesiąc nic.

Policjant potrząsnął głową z podziwem.

– Brzmi to tak, jakbyś był jakimś masochistą czy jak ich tam zwą.

Ale w jego śmiechu pobrzmiewała rozpacz.

– Uważam, że czasem należy tak robić, nieprawdaż? Znajdować to, co dla nas najtrudniejsze, ustawiać przed sobą i przyglądać się temu. Schodzić w głąb. Tak głęboko, jak się da. Na tym polega odwaga.

– Masz mój pełny szacunek.

– Przez ostatnie sześć lat piłem tyle, ile chciałem. Ale nigdy się nie upiłem. Pamiętasz to uczucie, kiedy pierwszy raz się napiłeś? Byłeś rozluźniony, spokojny, szczęśliwy. Wydobyło to z ciebie twoją dobrą stronę. Teraz też tak jest. – Matthews nachylił się i położył rękę na ramieniu policjanta. – Jestem z siebie dumny. Czuję, że postąpiłem słusznie w obliczu Pana.

– Twoje zdrowie. – Policjant stuknął w jego kufel szklanką mleka i wypił. Jego wzrok prześlizgnął się po złotej powierzchni piwa.

O ty biedny, nieszczęsny głupcze, pomyślał Aaron Matthews. Nie masz do kogo ust otworzyć, co?

– Czasami – ciągnął z namysłem – gdy mam poważny problem, gdy coś mnie gryzie, jakieś poczucie winy pali mi duszę… wypijam szklaneczkę. To wszystko zagłusza. Pomaga mi przetrwać.

Widelec skubał już znacznie mniejszą górę ziemniaków.

Zejdźmy w głąb.

Dotknij tego, co najbardziej boli…

– Gdybym znalazł się w takiej sytuacji, że kobieta, którą kocham, oddalałaby się z powodu tego, jaki się stałem – cóż, potrafiłbym stanąć twarzą w twarz z tym, co by ją odrzucało. W ten sposób dowiedziałbym się może, jak ją odzyskać. Albo znalazłbym inną i umiałbym ją zatrzymać. Kontrola. Oto klucz.