Выбрать главу

Głowa Konniego opadła do tyłu. Policjant jęknął.

Matthews włożył butelkę z powrotem w dłoń Konniego. Nachylił się nad nim nisko, wdychając pot, whisky i zapach włosów. Pocałował policjanta w policzek.

– Judaszu – szepnął. – Ty Judaszu.

Rozdział 26

Ted Beauridge był pierwszy na miejscu wypadku.

– Och, nie – wymamrotał. – O, dobry Boże.

Dwa radiowozy policji stanowej wpadły na pole niemal jednocześnie. Jeden należał do kapitana F. W. Dobbsa, jak się okazało. Przyjechał też turkusowy samochód policji hrabstwa Prince William, a za nim dwa z Fairfax. Wezwanie mówiło o wypadku samochodowym i ofiarach. Co nie jest niczym szczególnie nietypowym w Fairfax, krainie krętych dróg, testosteronu i sportowych samochodów.

Ale w tym wypadku wziął udział służbowy taurus detektywa policji stanowej, a zatem na wezwanie odpowiedziało kilka jednostek.

Dobbs podszedł do zgruchotanego samochodu. Przygarbił się, zamknął oczy w nietypowym dla kapitana wyrazie szacunku.

Wypadek był jednym z najgorszych, jakie Beauridge kiedykolwiek widział, a przez trzynaście lat w policji oglądał wiele straszliwych tragedii.

– Nie wiedziałem, że znów zaczął pić – powiedział Dobbs głosem pozbawionym emocji.

– Nie zaczął.

– Nie? – Tym razem w głosie Dobbsa brzmiała ironia: kapitan przyglądał się technikowi wynoszącemu w worku na dowody pustą piątą butelkę.

– Nic nie poczuli – mruknął drugi technik. – Przynajmniej tyle.

To zapewnienie, nieprzeznaczone dla kogokolwiek konkretnego, zaskoczyło Beauridge’a, ponieważ technicy policyjni widzieli już wszystko i powinni być odporni na jatkę.

Para młodych ludzi zginęła na miejscu, gdy samochód Konniego zjechał nagle na ich pas. Policjant musiał jechać siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt na godzinę, ale ponieważ nie hamował, nie można było ustalić rzeczywistej prędkości po śladach kół. Poduszki powietrzne w małym zagranicznym samochodzie tamtych dwojga otworzyły się, ale nie mogły obronić pasażerów przed wielką policyjną limuzyną, która przetoczyła się po masce ich mazdy, pozbawiając głowy zarówno męża, jak i żonę. Ręka kobiety zamarła wyciągnięta w kierunku, z którego nadeszła śmierć. Paznokieć wskazującego palca był pociągnięty lśniącym, opalizującym różem.

Policyjny samochód zatrzymał się tuż za mazdą. Konnie leżał rozciągnięty na przednim siedzeniu, ciężko ranny, ale żywy. Ekipa ratownicza usiłowała go wydobyć za pomocą piły łańcuchowej.

– Nie wierzę w to. Po prostu w to nie wierzę – szepnął znów Beauridge.

Kapitan Dobbs, człowiek, który przede wszystkim opierał się na namacalnych dowodach, najwyraźniej wierzył, ale był równie załamany.

– On nadal jest z żoną?

– Zostawiła go jakiś czas temu. Dlatego poszedł do AA.

– Ma kogokolwiek?

– Nie wiem.

Szary mercedes zatrzymał się tuż za kręgiem utworzonym przez samochody policyjne i karetki. Tate Collier podbiegł do samochodu Konniego. Chłodnym okiem ogarnął jatkę w maździe i odwrócił się do samochodu detektywa. Uskakując przed iskrami i lekceważąc protesty ratowników, wsunął głowę przez tylne okno i położył Konniemu rękę na ramieniu.

– Nie powinno go tu być – warknął Dobbs.

Ale Beauridge milczał, Dobbs nie drążył więc sprawy. Nie słyszeli, co mówił Collier, ale wyglądało na to, że Konnie płacze i macha ręką, jakby odganiał pszczołę. Collier ściskał mocno ramię detektywa.

– Panie Collier – zawołał w końcu Beauridge – niech pan pozwoli im pracować.

Prawnik mówił jeszcze przez chwilę do Konniego, po czym odsunął się od okna i spojrzał na Beauridge’a i Dobbsa. Podszedł do nich.

– Jakie zarzuty?

– A jak pan myśli? – Dobbs zerknął na zgruchotaną mazdę. – Prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu, zabójstwo. Prokurator stanowy pewnie zmieni kwalifikację na morderstwo.

Collier podał mu wizytówkę.

– Będę go reprezentował. Nie jest w stanie zrozumieć swoich praw. Pozwolę na przetrzymanie go w szpitalu przez dzień lub dwa przed aresztowaniem, pod warunkiem że nie będą czynione próby uzyskania zeznań pod moją nieobecność.

Dobbs skinął głową.

Zatrzymał się kolejny samochód, cywilna limuzyna z czerwoną lampką na dachu. Wyskoczyła z niego, nie zamykając drzwiczek, umundurowana policjantka o kręconych jasnych włosach. Genie Briscoe z biura. Podbiegła do samochodu Konniego, chwyciła go za rękę i nachyliła się nad nim, mówiąc coś szybko. Otarła łzę z policzka i jeszcze raz ścisnęła jego rękę.

Gdy odsunęła się od samochodu, Collier podszedł do niej i objął ją ramieniem. Rozmawiali przez kilka minut. Kiwała głową. Collier pochylił się, raz jeszcze zajrzał przez okno, mruknął coś do Konniego i wrócił do swojego samochodu, po czym szybko odjechał.

– To Collier? – spytał Dobbs, spoglądając za samochodem. – Znam skądś to nazwisko. Skąd?

Beauridge westchnął i odwrócił wzrok, woląc patrzeć na wrak, niż zmierzyć się z nieuniknionym.

– To jego córka zniknęła wczoraj.

– Boże, Konnie chyba nie zajmował się tą sprawą, co?

– Obawiam się, że owszem. Troszkę.

– Cholera. Zajmował się przez cały czas sprawą Devoe. To w każdym razie miał robić. Cholera.

– Zdaje się, że tylko pytał trochę tu i tam. Pod mazdą znaleźli zaskakująco dużo krwi.

– Mamy po uszy pracy, a ten jedzie i zabija dwoje ludzi podczas wykonywania roboty bez pozwolenia. Niech to diabli. Nieźle się to sprzeda w prasie.

– Może nikt…

– Zaczekaj, Ted. Ty nie byłeś w to zamieszany, prawda?

– Odebrałem tylko zgłoszenie o ucieczce. To wszystko. – Beauridge odwrócił wzrok.

– To wszystko, czego potrzebujemy. Pijany detektyw oddaje w godzinach pracy osobistą przysługę i wyskakuje na zieloną trawkę, żeby dokonać miłego zabójstwa na drodze. A nam siedzi na karku lokalny polityk.

– Konnie tego nie zrobił – wymamrotał Beauridge. – Tu się zdarzyło coś dziwnego. Nie wiem co.

– Rany boskie, Beauridge – przejrzyj na oczy! Zajmiesz się tym, rozumiesz? Ty osobiście. I powiedz prokuratorowi stanowemu, że będziemy bardzo chętnie współpracować. Człowieku, ja muszę dzwonić do Devoe. Cholera. – Oddalił się do swojego samochodu.

A Beauridge utkwił wzrok w ziemi, gdzie krew spod sportowego samochodu wsiąkała w kurz na poboczu, i myślał, że powinien coś zrobić dla kolegi. Ale nie potrafił wymyślić co. Odchrząknął i splunął z niesmakiem, po czym podszedł powoli do samochodu, żeby zadzwonić do biura prokuratora.

Teczka, którą ukradł, była niewłaściwa. Zatrzymawszy samochód niedaleko miejsca wypadku, sfrustrowany Tate uderzył dłonią w szarą teczkę.

– A niech to.

Bett była u niego w domu, bezskutecznie usiłowała odnaleźć Joshuę LeFevre’a. Tate zostawił ją, gdy wydzwaniała po szpitalach i posterunkach policji hrabstwa Shenandoah, ale chłopak przepadł bez śladu.

Tate przezwyciężył przerażenie, które go ogarnęło na widok Konniego, i jeszcze raz otworzył teczkę.

Kiedy po raz drugi wsunął głowę przez okno samochodu przyjaciela, nie tylko go pocieszał, ale też zabrał akta, które powinny nosić imię Megan i zawierać wydruk z bazy danych oraz notes Konniego. Ale teczka nie miała nic wspólnego z Megan.

Nagle Tate zauważył nazwisko na okładce. Devoe, Anne.

Koleżanka Megan. Amy opowiedziała im o niej. Dziewczyna, która popełniła samobójstwo. Skupił się na zawartości teczki.

Z uczuciem rozpaczy stwierdził, że otworzyli ponownie tę sprawę, starając się o zmianę statusu z samobójstwa na morderstwo lub zabójstwo. A Konnie miał przygotować raport o tym, czy istniała przyczyna… O Boże, on miał to przygotować na jutro na dziewiątą rano. A zamiast tego pomagał nam.