Выбрать главу

— Dziwne obyczaje macie wy, przykuci do brzegu.

Na korytarzu spróbowała narzucić nieco szybsze tempo, chociaż nie było to łatwe, jeśli równocześnie należało uważać, by płaszcz się nie rozchylał. Biało-czerwone płytki posadzki były znacznie chłodniejsze niźli dywany w salonie. Nieliczni służący, wygodnie odziani w ciepłą wełnianą liberię, wytrzeszczali oczy na jej widok, po czym demonstracyjnie wracali do swych obowiązków. Płomienie wysokich stojących lamp migotały, w korytarzach jak zawsze hulały przeciągi. Od czasu do czasu ciągnęło tak mocno, że arrasy na ścianach marszczyły się leniwie.

— Wszystko było zamierzone, nieprawdaż? — zwróciła się do Nadere, ale tak naprawdę nie było to pytanie. — Kiedykolwiek bym nie otrzymała wezwania, już ty byś zadbała, abym znajdowała się w miejscu, gdzie patrzeć będą na mnie ludzie. Miałam zrozumieć wagę adopcji Aviendhy. — Zgodnie z tym, co im powiedziano, była to rzecz ważniejsza od wszystkiego innego. — Ciekawe, co jej zrobiłyście?— Aviendha bywała czasami zaskakująco bezwstydna, potrafiła paradować po swoich pokojach całkowicie nago i nic sobie nie robiła z tego, gdy wchodzili służący. Gdyby zmuszono ją do rozebrania się w tłumie ludzi, zapewne zrobiłaby to bez wahania.

— To już ona sama ci powie, jeśli zechce — oznajmiła Nadere, najwyraźniej całkowicie z siebie zadowolona. — Stanowisz miły widok, w odróżnieniu od wielu innych. — Jej obfity biust zafalował z gardła dobyło się parsknięcie, które mogło być śmiechem. — Ci mężczyźni, odwracający się plecami i te kobiety, które próbowały cię zasłonić. Położyłabym temu kres, gdyby tamten w haftowanym kaftanie cały czas nie zerkał przez ramię na twoje biodra I gdyby twoje rumieńce nie dowodziły jednoznacznie, że zdajesz sobie z tego sprawę.

Elayne zgubiła krok, potknęła się. Płaszcza zafalował, oddając tę odrobinę ciepła ciała, jaka się pod nim zgromadziła, nerwowym ruchem natychmiast znów się nim otuliła.

— Ten obrzydliwy świński kochaś! — warknęła. — Ja mu...! Ja mu...! — Ażeby sczezła, co niby mogła zrobić? Powiedzieć Randowi? Żeby on się zajął Taimem? Nigdy w życiu!

Nadere zmierzyła ją pytającym spojrzeniem.

— Większości mężczyzn podobają się kobiece pośladki. Przestań jednak myśleć o mężczyznach, a pomyśl o kobiecie, w której chcesz mieć siostrę.

Elayne zarumieniła się znowu i szybko pomyślała o Aviendzie. W najmniejszym stopniu nie uspokoiło to jej nerwów. Były jeszcze inne rzeczy, o których nakazano jej myśleć przed ceremonią i niektóre z nich napawały ją niepokojem.

Nadere już jej nie popędzała, Elayne zaś ze swej strony bardzo się starała, by nie świecić nagimi nogami w rozcięciu płaszcza — wszędzie wokół pełno było służby — toteż jakiś czas zabrało im dotarcie do pomieszczenia, gdzie zgromadziły się Mądre; było ich kilkanaście, w workowatych spódnicach, białych bluzkach, z ciemnymi szalami, za ozdoby mając naszyjniki i bransolety — srebrne, złote — klejnoty, kość słoniową, długie włosy związały pozwijanymi szarfami. Z pomieszczenia usunięto wszystkie meble i dywany, zostawiając nagą posadzkę, na palenisku nie płonął ogień. Tutaj, głęboko we wnętrzach Pałacu, gdzie nie było żadnych okien, łoskot grzmotów był ledwie słyszalny.

Spojrzenie Elayne pomknęło prosto do Aviendhy, która stała w przeciwległym końcu pomieszczenia. Naga. Nerwowo uśmiechnęła się do Elayne. Nerwowo! Aviendha! Elayne pośpiesznie zrzuciła z siebie płaszcz i odpowiedziała uśmiechem. Naprawdę nerwowo — pomyślała. Aviendha zaśmiała się cicho, Elayne po krótkiej chwili zareagowała podobnie. Światłości, ależ tu zimno! A podłoga była jeszcze zimniejsza niż powietrze.

Większości obecnych w pomieszczeniu Mądrych nie znała, choć jedna twarz rzuciła się jej w oczy. Przedwcześnie posiwiałe włosy Amys w połączeniu z rysami twarzy, sugerującymi, jakby właśnie weszła w wiek średni, jakimś cudem nadawały jej wygląd Aes Sedai. Na pewno Podróżowała z Cairhien. Egwene uczyła wędrujące po snach, w zamian za ich wiedzę dotyczącą Tel’aran’rhiod. Oraz, jak twierdziła, żeby spłacić dług, choć nigdy nie wyjaśniła, o jaki dług chodzi.

— Miałam nadzieję, że Melaine też tu będzie — powiedziała Elayne. Lubiła żonę Baela, ciepłą i szczodrą. Zupełnie inną niż zgromadzone w tym pokoju, znajome jej kobiety: koścista Tamela z kwadratową twarzą i Viendre, piękna jak niebieskooki orzeł. Obie były od niej silniejsze, jeśli chodzi o władanie Mocą, silniejsze od wszystkich kobiet, jakie w życiu spotkała, wyjąwszy tylko Nynaeve. Wśród Aielów rzekomo nie miało to znaczenia, jednak kiedy widziała, jak na jej widok prychają i spoglądają z góry, żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło na myśl.

Oczekiwała, że to Amys pokieruje ceremonią — wyglądało na to, że zawsze obejmowała przywództwo — jednak tym razem padło na Monaelle, niską kobietę ze słomianymi włosami o rudawym poblasku, która też zaraz wysunęła się przed pozostałe. Tak naprawdę wcale nie była niska, po prostu była jedyną kobietą w pomieszczeniu niższą od Elayne. Była również najsłabsza, gdyby zdecydowała się na studia w Tar Valon, ledwie starczyłoby jej Mocy na zdobycie szala. Niewykluczone, że naprawdę wśród Aielów nie miało to znaczenia.

— Gdyby Melaine tu była — powiedziała Monaelle, tonem dość ostrym, niemniej wcale nie wrogim — wówczas wystarczyłoby, żeby splot bodaj musnął dzieci, które nosi w swym łonie, a stałyby się one wówczas częścią więzi, jaka połączy cię z Aviendhą. To znaczy, gdyby przeżyły: nienarodzone nie mają dość siły. Pytanie brzmi jednak, czy wam ich starczy? — Wykonała gest obiema dłońmi wskazując bliskie miejsca na posadzce. — Stańcie sobie pośrodku komnaty, obie.

Po raz pierwszy Elayne zdała sobie sprawę, że wszystko miało się odbyć z udziałem saidara. Wcześnie zdawało jej się, że będzie to po prostu czysto formalna ceremonia, połączona z wymianą zobowiązań, może przysiąg. Co właściwie miało nastąpić? Nie miało to znaczenia, chyba że... Idąc w stronę Monaelle, poczuła, jak znienacka zaciążyły jej nogi.

— Mój Strażnik... Nasza więź... Czy na nią to... też... wpłynie? — Na widok wahania Elayne zmierzająca ku niej Aviendha zmarszczyła brwi, jednak słysząc pytanie, spojrzała na Monaelle. Najwyraźniej było to coś, o czym wcześniej nie pomyślała.

Niska Mądra pokręciła głową.

— Sploty nie obejmą nikogo, kto nie znajduje się w tej komnacie. Być może ona poczuje przez łączącą was więź coś z tego, co zazwyczaj odczuwacie wspólnie, ale tylko odrobinę. — Aviendha wydała z siebie głębokie westchnienie ulgi, któremu Elayne zawtórowała.

— Dobrze — ciągnęła dalej Monaelle. — Trzeba przestrzegać określonych reguł. Chodźcie tu. Nie jesteśmy przecież wodzami klanów, którzy nad oosquai dyskutują przysięgi wody. — Śmiejąc się i opowiadając sobie rzeczy, które z pewnością miały być żartami na temat wodzów klanów i mocnego trunku Aielów, pozostałe kobiety skupiły się w krąg wokół Elayne i Aviendhy. Monaelle wdzięcznie umościła się na posadzce, usiadłszy ze skrzyżowanymi nogami obok nagich kobiet. Kiedy przemówiła ceremonialnym głosem, ostatnie śmiechy umilkły. — Zebrałyśmy się tutaj dla tych dwu kobiet, które chcą zostać pierwszymi siostrami. Przekonamy się, czy są dość silne, a jeśli tak, pomożemy im. Czy ich matki są obecne?

Elayne wzdrygnęła się, ale w jednej chwili Viendre już stała obok niej.

— Zastępuję Elayne matkę, która nie mogła się pojawić. — Położyła dłonie na ramionach Elayne i naciskała, póki tamta nie “klękła na zimnej posadzce przed Aviendhą, potem sama uklęknęła obok niej. — Ofiaruję moją córkę wszystkim próbom, jakie ją czekają.