Shalon czuła się, jakby ktoś schwycił jej głowę w uścisk żelaznych palców. Zamierzała mówić Cadsuane tak mało, jak się tylko da i najrzadziej, jak to możliwe, póki nie znajdzie sposobu, aby od niej uwolnić. Gdyby musiała codziennie rozmawiać z Aes Sedai a co gorsza, okłamywać ją w żywe oczy, z pewnością tamta kobieta wydrze z niej znacznie więcej, niż Shalon zamierzała zdradzić A na pewno więcej, niż zamierzała zdradzić Harine. Było to pewne niczym wschód słońca.
— Wybacz mi, Mistrzyni Fal — powiedziała, wkładając w te słowa wszelki szacunek, na jaki potrafiła się zdobyć — ale jeśli wolno mi powiedzieć...
Urwała, widząc jak Sarene Nemdahl podjeżdża do nich i ostro osadza konia. Ostatnie Aes Sedai i ostatni Strażnicy przeszli na drugą stronę, Cadsuane zaś pozwoliła bramie zniknąć. Corele, kobieta chuda, ale mimo to śliczna, śmiała się i potrząsała grzywą czarnych włosów, rozmawiając z Kumirą. Merise, wysoka, z oczyma jeszcze bardziej niebieskimi niż Kumirą i z obliczem, które zasługiwało na miano co najmniej atrakcyjnego, mimo goszczącego na nim cienia surowości, na którego widok nawet Harine stałaby się ostrożna, ostro gestykulowała, wskazując drogę czterem ludziom prowadzącym juczne zwierzęta. Wszyscy pozostali szykowali się do drogi. Najwyraźniej zamierzali opuścić polanę.
Sarene też miała miłą powierzchowność, chociaż całkowity brak biżuterii i prosta biała sukienka osłabiały wrażenie, jakie mogłaby wywrzeć. Przykuci do brzegu nie potrafili czerpać radości z kolorów. W jej przypadku był to surowy, ciemny płaszcz, a na dodatek podbity skromnym białym futrem.
— Cadsuane prosiła mnie... kazała mi... służyć ci jako eskorta, Mistrzyni Fal — oznajmiła, skłaniając z szacunkiem głowę. — Na ile będę mogła, odpowiem na wszystkie twoje pytania i spróbuję wtajemniczyć w obce zapewne dla ciebie obyczaje. Zdaję sobie sprawę, że możesz się czuć poniekąd skrępowana w moim towarzystwie, ale kiedy Cadsuane rozkazuje, musimy jej słuchać.
Shalon uśmiechnęła się. Wątpiła, by Aes Sedai wiedziała, że na statku znaczenie słowa “eskorta” pokrywało się z tym, które przykuci do brzegu nadawali słowu “służący”. Harine zaraz się z pewnością roześmieje i zapyta, czy Aes Sedai potrafi porządnie uprać bieliznę. Dobrze, może dzięki temu nieco poweseleje.
Zamiast się bodaj uśmiechnąć, Harine tylko sztywno wyprostowała się w siodle, jakby jej kręgosłup zmienił się w maszt i wybałuszyła oczy.
— Dlaczego miałabym się czuć skrępowana? — warknęła — Po prostu wolałabym... aby kto inny odpowiadał na moje pytania... może Cadsuane. Tak. Cadsuane. Z pewnością zaś nie muszę słuchać ani jej, ani nikogo innego! Nikogo! Wyjąwszy Mistrzynię Okrętów! — Shalon zmarszczyła brwi, takie napady zupełnie nie pasowały do jej siostry. Harine wciągnęła głęboki oddech i kontynuowała już spokojniejszym tonem, choć same słowa były równie niespotykane co przedtem: — Przemawiam w imieniu Mistrzyni Okrętów Atha’an Miere i domagam się należnego szacunku! Domagam się, rozumiesz?
— Mogę ją poprosić, żeby wyznaczyła kogoś innego — z powątpiewaniem odparła Sarene, jakby nie oczekiwała, że jej prośba może cokolwiek zmienić. — Musisz zrozumieć, że tamtego dnia wydała mi jasne rozkazy. Nie powinnam jednak tracić panowania nad sobą. Emocje nie sprzyjają logicznemu myśleniu.
— Rozumiem, co znaczy wykonywać rozkazy — warknęła Harine, kuląc się w siodle. Wyglądała na gotową w każdej chwili skoczyć Sarene do gardła. — Całym sercem jestem za wykonywaniem rozkazów! — omalże zawyła. — A o wykonanych rozkazach należy jak najszybciej zapomnieć. Rozumiemy się? — Shalon popatrzyła na nią z ukosa. O czym też ona mówi? Jakie rozkazy wydała Sarene i dlaczego Harine chciała o nich jak najszybciej zapomnieć? Moad uniósł brwi. W końcu Harine zdała sobie sprawę z badawczych spojrzeń, a jej czoło powlekły chmury.
Sarene jakby tego nie widziała.
— Nie potrafię sobie wyobrazić, w jaki sposób można z rozmysłem o czymś zapomnieć — powiedziała powoli, a jej czoło przecięła delikatna zmarszczka — przypuszczam jednak, iż chodzi, o to, że powinnyśmy udawać, iż nic się stało. Czy tak? — paciorki zdobiące wystające spod kaptura warkoczyki zaszczekały cichutko, gdy pokręciła głową, zdumiona takim absurdem. — W porządku. Odpowiem na twoje pytania, najlepiej jak potrafię. Co chcesz wiedzieć? — Harine westchnęła donośnie. Shalon mogłaby się doszukiwać w tym odgłosie irytacji, teraz jednak podejrzewała, że chodziło o ulgę. Ulgę!
Niezależnie czy była to ulga, czy nie, Harine wkrótce stalą się sobą, to znaczy osobą całkowicie opanowaną i władczą, na Aes Sedai zaś spoglądała takim wzrokiem, jakby chciała ją zmusić do pojedynku na spojrzenia.
— Możesz mnie poinformować, gdzie jesteśmy i dokąd się wybieramy — zażądała.
— Znajdujemy się wśród Wzgórz Kintary — znienacka rozległ się głos Cadsuane, która pojawiła się przed nimi. Osadziła konia ostro na zadzie, spod kopyt prysnął śnieg. — A zmierzamy do Far Madding. — Nie tylko utrzymała się w siodle, ale z pozoru jakby w ogóle nie zauważyła karkołomnych akrobacji zwierzęcia!
— Czy Coramoor tam przebywa?
— Cierpliwość jest cnotą, jak powiadają, Mistrzyni Fal — Mimo iż Cadsuane posłużyła się właściwym tytułem, w jej głosie ani zachowaniu nie było śladu należnego szacunku. Wręcz przeciwnie. — Pojedziesz ze mną. Spróbuj dotrzymać nam kroku i nie spaść z konia. Jeżeli będę cię musiała wieźć niczym worek zboża, może się to okazać się nadzwyczaj niemiłym doświadczeniem. Gdy dotrzemy do miasta, nie otwieraj ust, póki ci nie powiem. Nie chcę, by twoja ignorancja przysporzyła nam dodatkowych problemów. Sarene poinstruuje cię dokładniej. Ma swoje rozkazy.
Shalon oczekiwała wybuchu gniewu, Harine jednak pohamowała język, choć z widocznym wysiłkiem. Gdy tylko Cadsuane, zawróciła, mruknęła coś wściekle pod nosem, niemniej zacisnęła zęby na widok ruszającego konia Sarene. Najwyraźniej jej słowa nie były przeznaczone dla uszu Aes Sedai.
Jazda z Cadsuane, jak się to po chwili okazało, oznaczała podążanie za nią — wśród drzew, na południe. To Alanna i Verin zajęły miejsca u jej boków, a kiedy Harine próbowała do nich dołączyć, starczyło jednego spojrzenia tej strasznej kobiety, aby zrozumiała, iż nikt więcej nie jest do towarzystwa proszony. I znowu nie nastąpił spodziewany wybuch. Zamiast tego Harine spojrzała wrogo, ale nie wiedzieć czemu na Sarene, a potem niezgrabnie popędziła konia, żeby zająć miejsce między Shalon i Moadem. Nawet przez myśl nie przeszło, by o cokolwiek zapytać Sarene — jadąca przy drugim boku Shalon — tylko od czasu do czasu spoglądała z wściekłością na kobiety z przodu. Gdyby Shalon nie znała jej lepiej, powiedziałaby, że w tych spojrzeniach było więcej nadąsania niż gniewu.
Ze swej strony Shalon cieszyła ta milcząca podróż. Jazda na koniu była już dosyć trudna, po co ją jeszcze komplikować rozmową. Poza tym znienacka przyszło jej do głowy wyjaśnienie osobliwego zachowania Harine. Z pewnością lała ona oliwę na wzburzone fale stosunków z Aes Sedai. Tak, bez wątpienia o to właśnie chodzi. Harine nigdy nie nakładała wodzy swoim humorom, jeśli nie było istotnej potrzeby. Od wysiłku, jakiego to wymagało, w środku pewno w niej wrzało. A jeśli okaże się, że to wszystko nie przynosi spodziewanych efektów, wściekać się będzie Shalon. Na tę myśl rozbolała ją głowa. Światłości wspomóż i prowadź, musi istnieć sposób na wykręcenie się od szpiegowania własnej siostry, a równocześnie uniknięcie odarcia policzkowego łańcuszka z wszelkich odznaczeń i w następstwie przydziału na jakąś starą krypę pod rozkazy Mistrzyni Żeglugi, która przez cały czas będzie miała pretensje o pomijanie przy kolejnych awansach i z pewnością wystarczająco jasno będzie to dawała do zrozumienia wszystkim dookoła. A Mishael może ogłosić wypowiedzenie przysiąg małżeńskich. Musi istnieć inne wyjście.