Harine lekko skinęła głową, w jej uśmiechu znać było nutę satysfakcji. Oto, w końcu okazano jej należny szacunek. Wreszcie potraktowano ją właściwie — żadna z kobiet nawet na chwilę nie zatrzymała spojrzenia na zdobiącej ją i Shalon biżuterii.
— Wygląda na to, że gońcy gnali od bram równie szybko jak zawsze — oznajmiła Cadsuane. — Mnie nie należy się powitanie?
Kiedy Aes Sedai podeszła, by stanąć obok Harine, uśmiech Aleis na moment zbladł, podobnie jak kilku innych kobiet z jej orszaku. Te, które wciąż się uśmiechały, czyniły to w sposób nadzwyczaj wymuszony. Jedna z nich — zresztą bardzo przystojna, mimo poważnego wyrazy twarzy — posunęła się nawet do tego, by zmarszczyć czoło.
— Wdzięczne ci jesteśmy, żeś nam przyprowadziła obecną tu Mistrzynię Fal, Cadsuane Sedai. — W głosie Pierwszej Radczyni nie znać jednak było szczególnej wdzięczności. Wyprostowała się sztywno i spojrzała w przestrzeń gdzieś nad jej głową. — Pewna jestem, że zanim opuścisz miasto, znajdziemy jakiś sposób wyrażenia ci naszej wdzięczności.
Odprawy nie mogła już wyrazić w sposób bardziej jednoznaczny, jeśli nie chciała posunąć się do wyraźnego rozkazu, jednak Aes Sedai tylko uśmiechnęła się do górującej nad nią kobiety. Nie był to może uśmiech pogardy, ale wielkiego rozbawienia też w nim trudno było się doszukać.
— Niewykluczone, iż przez jakiś czas w nim pozostanę, Aleis. Dziękuję za propozycję udzielenia mi gościny i przyjmuję ją. Zawsze lepszy pałac na Wzgórzach niż najlepsza gospoda. — Oczy Pierwszej Radczyni rozszerzyły się z zaskoczenia, potem zwęziły w determinacji.
— Cadsuane musi zostać ze mną — wtrąciła Harine, zanim Aleis zdążyła powiedzieć choć słowo. Ton jej głosu nie był nawet szczególnie stłumiony. — Gdzie ona jest niemile widziana, ja również nie mogę czuć się dobrze. — Było to jedno z postanowień umowy wymuszonej na niej w zamian z możność towarzyszenia Cadsuane. Między innymi zgodziły się, że do spotkania z Coramoorem, muszą udawać się tam, gdzie ona im każe i w przewidzianym przez nią czasie, jak również uwzględniać ją we wszystkich wizytach, jakie będą składały. Ta ostatnia kwestia w swoim czasie wydawała się drobnostką, przynajmniej w porównaniu z innymi, najwyraźniej jednak ta kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, z przyjęcia, jakie ją tu czeka.
— Nie ma powodu do zamartwiania się, Aleis. — Cadsuane nachyliła się konfidencjonalnie do Pierwszej Radczyni, ale nawet odrobinę nie ściszyła głosu. Echo pod kopułą poniosło jej słowa.— Pewna jestem, że wyzbyłaś się już wszelkich złych nawyków, które musiałabym korygować.
Oblicze Pierwszej Radczyni powlekł szkarłat, za jej plecami, pozostałe Radczynie wymieniły pełne namysłu spojrzenia spod zmarszczonych brwi. Niektóre spojrzały na nią, jakby świeżym okiem. W jaki sposób zdobywały swą rangę i jak ją traciły? Nie licząc Aleis, było ich dwanaście, z pewnością czysty zbieg okoliczności, ale to właśnie Pierwsza Dwunastka spośród Mistrzyń Żagli klanu wybierała Mistrzynię Fal — zazwyczaj była ona jedną z nich — podobnie jak Pierwsza Dwunastka spośród Mistrzyń Fal wybierała Mistrzynię Okrętów. Fakt, że Harine należała właśnie do Pierwszej Dwunastki, był głównym powodem, dla którego dojrzała cień prawdopodobieństwa w słowach tamtej dziwnej dziewczyny. To i słowa dwóch Aes Sedai, potwierdzające autentyzm wizji. Mistrzyni Fal, a nawet Mistrzyni Okrętów mogły być usunięte, aczkolwiek tylko w ściśle określonych wypadkach, takich jak rażąca niekompetencja lub utrata rozumu, a Pierwsza Dwunastka musiała zatwierdzić to jednogłośnie. Wśród przykutych do brzegu sprawy te załatwiano najwyraźniej inaczej, nierzadko za zasłoną sekretu. Spoczywający teraz na Cadsuane wzrok Aleis były równocześnie pełen nienawiści i zgrozy. Zapewne czuła dwanaście par oczu wwiercających się w jej plecy. Jeśli Cadsuane zechciała wmieszać się do polityki miasta, pozostawało pytanie, dlaczego to zrobiła? I dlaczego tak bezczelnie?
— Mężczyzna właśnie przeniósł Moc — oznajmiła znienacka Verin. Nie przyłączyła się do pozostałych i stojąc w pewnej odległości, spoglądała przez balustradę. Kopuła wzmocniła jej słowa. — Czy ostatnimi czasy macie tu wielu przenoszących mężczyzn, Pierwsza Radczyni?
Shalon spojrzała w dół i aż zamrugała. Czyste wcześniej kliny kryształów były teraz czarne i zamiast wskazywać w stronę serca komnaty, jakimś sposobem ułożyły się wszystkie mniej więcej w tym samym kierunku. Jedna z kobiet na posadzce dobrej komnaty wstała i pochylała się teraz, by dostrzec, które miejsce na podziałce obręczy wskazywał cienki czarny szpic; pozostałe dwie kobiety biegły już ku sklepionemu łukiem przejściu. W jednej chwili Shalon wiedziała. Dla każdej Poszukiwaczki Wiatrów triangulacja była czymś na porządku dziennym. Gdzieś za tymi drzwiami znajdowała się mapa, na którą wkrótce zostanie naniesiona pozycja przenoszącego mężczyzny.
— W przypadku kobiety nie byłyby czarne lecz czerwone — wyjaśniła Kumira, nieomal szeptem. Wciąż wzdragała się nieco przed pokonaniem tego ostatniego kroku dzielącego ją od balustrady, równocześnie jednak ściskała ją wyciągniętymi rękami, pochylając się niezdarnie, żeby obserwować scenę poniżej. — Ostrzega, lokalizuje i broni. I co jeszcze? Kobiety, które go stworzyły, z pewnością uposażyły go w jeszcze inne zdolności, najprawdopodobniej były im one potrzebne. Niewiedza w tej kwestii może okazać się niewiarygodnie niebezpieczna. — W jej głosie nie znać było strachu, raczej podniecenie.
— Asha’man, jak podejrzewam — spokojnie oznajmiła Aleis, odrywając wreszcie wzrok od Cadsuane. — Nie sprawiają nam kłopotów. Mają wolny wstęp do miasta, póki przestrzegają prawa. — I choć sama zachowała nadzwyczajny wręcz spokój, kilka towarzyszących jej kobiet zachichotało niczym pokładowe dziewczyny, które po raz pierwszy znalazły się wśród przykutych do brzegu. — Proszę o wybaczenie, Aes Sedai. Far Madding cię wita. Obawiam się jednak, że nie zostałyśmy sobie przedstawione.
Verin wciąż patrzyła na w dół, na posadzkę pod kopułą. Shalon też zerknęła przez balustradę i znowu zamrugała, gdy cienkie czarne kliny... zmieniły się. W jednej chwili były czarne i wskazywały północ, w następnej czyste i skierowane ku centrum komnaty. Nie widać było ruchu powrotnego. Po prostu raz było tak, a mgnienie później inaczej.
— Możecie zwracać się do mnie imieniem Eadwina — powiedziała Verin. Shalon ledwie opanowała wzdrygnięcie. Kumira nawet nie mrugnęła. — Czy interesujesz się historią, Pierwsza Radczyni?— Kontynuowała, nawet na tamtą nie spojrzawszy. — Guaire Amalasan oblegał Far Madding tylko przez trzy tygodnie. A skończyło się wszystko rzezią.
— Wątpię, by miały ochotę słuchać właśnie o nim — ostro wtrąciła Cadsuane i zaiste, z jakiegoś powodu na twarzy niejednej Radczyni zagościł wyraźny niepokój. Kim, na Światłość, był ten Guaire Amalasan? Imię w niejasny sposób brzmiało znajomo, lecz Shalon za nic nie potrafiła go zlokalizować. Najwyraźniej jakiś zdobywca spośród przykutych do brzegu.
Aleis zerknęła na Cadsuane, a jej usta zacisnęły się.
— W annałach historii imię Guaire Amalasana zapisano wśród wielkich generałów, Eadwino Sedai, niewykluczone, że ustępował talentem wyłącznie samemu Arturowi Jastrzębie Skrzydło. Czemuż to o nim wspomniałaś?
Shalon jeszcze ani razu nie widziała, by któraś z podróżujących w towarzystwie Cadsuane Aes Sedai zlekceważyła ostrzeżenie tak wyraźne — wszystkie jej polecenia wypełniały z niekłamaną skwapliwością — niemniej Verin właśnie to zrobiła. I nawet nie uniosła spojrzenia.