Выбрать главу

— Miałam szczęście — westchnęła Merilille, gdy tylko usiadła. Znad pucharka wina obrzuciła Mellara niepewnym spojrzeniem. Znała opowieść o tym, jak uratował życie Elayne, lecz wyjechała, zanim zaczęły się plotki. — Okazało się, że Reanne otworzyła bramę niecałe pięć mil od stanowisk Pograniczników. Od przybycia nie ruszyli się nawet na milę. — Zmarszczyła nos. — Gdyby nie pogoda, smród latryn i końskiego łajna pewnie nie pozwalałby oddychać. Miałaś rację, Elayne. Są tam wszyscy czterej władcy, w obozach oddalonych od siebie o kilka mil. Każdy dowodzi armią. Pierwszego dnia trafiłam na Shienaran, a potem większość czasu spędziłam na rozmowach z Easarem z Shienaru i pozostałą trójką. Każdego dnia spotykaliśmy się w innym obozie.

— Mam nadzieję, że odrobinę czasu poświęciłaś, by się rozejrzeć dookoła — z szacunkiem odezwała się Birgitte spod kominka. Okazywała szacunek wszystkim Aes Sedai prócz tej jednej, z którą była związana. — Ilu ich jest?

— Nie wydaje mi się, abyś była w stanie podać dokładne liczby — wtrącił Mellar takim tonem, jakby oczekiwał wszystkiego, tylko nie tej informacji. Choć raz na jego wąskiej twarzy nie było uśmiechu. Zajrzał w głąb swego pucharka, wzruszył ramionami. — Niemniej, cokolwiek widziałaś, może okazać się ważne. Jeśli jest ich dostatecznie wielu, zagłodzą się, zanim będą w stanie zagrozić Caemlyn. Bez pożywienia i paszy dla zwierząt, najliczniejsza armia świata składa się tylko z tylu a tylu trupów. — Roześmiał się. Birgitte spojrzała na niego ponuro, a Elayne wykonała nieznaczny gest, nakazując jej milczenie.

— Faktycznie z zapasami się u nich nie przelewa, kapitanie — chłodno powiedziała Merilille, prostując się w fotelu mimo wyraźnego zmęczenia — ale bynajmniej jeszcze nie głodują. Jeśli o tym mowa, nie liczyłabym, że głód ich pokona. — Po krótkim wytchnieniu od towarzystwa Ludu Morza jej wielkie oczy straciły wyraz nieustannego zaskoczenia, a mimo typowego dla Aes Sedai opanowania widać było wyraźnie, że od pierwszego widzenia nie lubi Doilina Mellara, niezależnie czyje ocalił życie. — Jeśli zaś chodzi o liczebność, powiedziałabym, że jest ich nieco ponad dwieście tysięcy i bardzo wątpię, czy ich oficerowie podaliby liczbę wiele odbiegającą od mojej oceny. Nawet głodni, stanowią wielką siłę. — Mellar znowu wzruszył ramionami, zupełnie nieporuszony spojrzeniami Aes Sedai.

Szczupła Szara siostra ani nie spojrzała nań powtórnie, ani demonstracyjnie nie unikała wzrokiem, w jej oczach stał się po prostu fragmentem umeblowania komnaty. Ciągnęła dalej:

— Jest z nimi co najmniej dziesięć sióstr, Elayne, chociaż dołożono wszelkich starań, by ukryć przede mną ten fakt. Prawdopodobnie nie ma wśród nich popleczniczek Egwene, ale wcale niekoniecznie należy stąd wnosić, że opowiadają się za Elaidą. Obawiam się, że wiele sióstr nie opowie się po żadnej stronie, póki kłopoty w Wieży nie dobiegną końca. — Westchnęła znowu, tym razem pewnie nie ze zmęczenia.

Elayne skrzywiła się i odstawiła filiżankę. Kuchnia nie dostarczyła jej ani odrobiny miodu, a nie przepadała za całkiem gorzką herbatą.

— Czego chcą, Merilille? Władcy, nie siostry. — Dziesięć sióstr czyniło armię dziesięciokrotnie groźniejszą, przynajmniej dla Randa. Nie, dla każdego. — Przecież nie siedzą pośród tych śniegów wyłącznie dla przyjemności.

Szara siostra nieznacznym gestem rozłożyła ręce.

— Jeśli chodzi o ich cele długoterminowe, to mogę jedynie spekulować. Jeśli zaś mowa o krótkoterminowych, to chcą się z tobą spotkać. Gdy tylko dotarli po Nowe Braem, wysłali do Caemlyn posłańców, o tej porze roku jednak może im i tydzień jeszcze za brać dotarcie na miejsce. Tenobia z Saldaei zdradziła mi przypadkowo albo przynajmniej takie to miało sprawiać wrażenie, że wiedzą, iż masz pewne powiązania, a przynajmniej jesteś bliską znajomą pewnego człowieka, który ich również nadzwyczaj interesuje. Skądś wiedzą o twojej obecności w Falme podczas wiadomych wydarzeń. — Mellar zmarszczył czoło skonfundowany, lecz nikt go nie oświecił. — Przez wzgląd na te siostry nie zdradziłam tajemnicy Podróżowania, tylko zapowiedziałam, że wrócę niedługo.

Elayne wymieniła spojrzenia z Birgitte, która też wzruszyła ramionami, choć w jej wypadku gest ten nie oznaczał ani obojętności, ani lekceważenia. Najsłabszym punktem w planach Elayne wykorzystania Pograniczników dla onieśmielenia opozycji był fakt, iż miała do czynienia z udzielnymi władcami, sama będąc wyłącznie Głową Domu Trakand i Dziedziczką Tronu po zmarłej królowej. Ze wzruszenia ramion Birgitte można było wyczytać wdzięczność za ten fakt, Elayne jednak nie mogła się nie zastanawiać, jak ci ludzie z Ziem Granicznych dowiedzieli się o czymś, o czym bardzo niewielu wiedziało. Ponadto, ilu jeszcze miało dostęp do tych informacji? Trzeba za wszelka cenę bronić nienarodzonego dziecka.

— Zechciałabyś zaraz tam wrócić, Merilille? — zapytała. Aes Sedai z radosną gotowością przystała na jej propozycję, w lekko rozszerzonych oczach widać było, że gotowa jest znosić dowolny smród, jeśli tylko oszczędzi jej to ponownych spotkań z Poszukiwaczkami Wiatrów, przynajmniej na jakiś czas. — Wobec tego pojedziemy razem. Jeżeli chcą się ze mną spotkać jak najszybciej, to zaraz się tam udamy. — Wiedzieli zbyt wiele, by można było zwlekać. Nie można przystać na nic, co zagrozi dziecku.

27

Zaskoczyć królowe i królów

Oczywiście wyjazd żadną miarą nie okazał się tak prosty, jak powzięcie decyzji.

— Niemądrze postępujesz, siostro — ponuro zauważyła Aviendha, gdy Merilille poszła się odświeżyć. Pobiegła w istocie, bowiem Szara siostra zdawała się wypatrywać kobiet Ludu Morza, jeszcze zanim dotarła do drzwi salonu. Kiedy siostra z pozycją Elayne mówiła: “Jedziemy”, Merilille jechała. Tymczasem Aviendha stała nad Elayne przy biureczku i z zaplecionymi na piersiach rękoma oraz szalem udrapowanym na ramionach w każdym calu wyglądała na Mądrą. — Bardzo niemądrze.

— Mądrość? — warknęła Birgitte, stojąc na rozstawionych nogach, z rękoma wspartymi o biodra. — Mądrość? Ta dziewczyna nie dostrzegłaby mądrości nawet gdyby ta ją ugryzła w nos! Po co ten pośpiech? Niech Merilille zajmie się tym, co zazwyczaj robią Szare: zaaranżuje rokowania za kilka dni lub tydzień. Uwierz mi, wiem z własnego doświadczenia. Znajdą jakiś sposób, żebyś tego pożałowała. — Więź Strażnika odbijała gniew i poczucie zawodu.

— Chcę ich wziąć z zaskoczenia, Birgitte. Jeśli się dowiem, ile o mnie wiedzą, może mi to pomóc. — Elayne skrzywiła się, odłożyła na bok poplamiony papier i wzięła nową kartę z inkrustowanej różami szkatułki. Na wieści przyniesione przez Merilille jej zmęczenie minęło jak ręką odjął, napisanie jednak pisma równą, czystą kaligrafią wciąż zdawało się trudne. Dobór słów również musiał być jak najbardziej precyzyjny. Nie miał to być bowiem list od Dziedziczki Tronu Andoru, ale od Elayne Trakand, Aes Sedai z Zielonych Ajah. Muszą w niej widzieć tę, którą ona zechce, żeby zobaczyli.

— Spróbuj jej przemówić do przeklętego rozumu, Aviendha — mruknęła Birgitte. — A na wypadek, gdyby ci się nie udało pójdę sprawdzić, czy nie da się zaimprowizować jakiejś cholernej eskorty.

— Żadnej eskorty, Birgitte. Wyjąwszy ciebie. Aes Sedai i jej Strażnik. I oczywiście Aviendha. — Elayne przerwała pisanie, by uśmiechnąć się do siostry, która jednak nie odpowiedziała uśmiechem.

— Wiem, jaka jesteś odważna, Elayne — powiedziała Aviendha

— Podziwiam twoją odwagę. Ale nawet Sha’mad Conde wiedzą, kiedy należy zachować ostrożność! — I to ona mówiła o ostrożności? Aviendha nie dostrzegłaby ostrożności, nawet gdyby... cóż... nawet gdyby ta ją ugryzła w nos!