Elayne wciągnęła ostatni uspakajający oddech i pierwsza weszła do namiotu. Nie mogła pozwolić, żeby zobaczyli w niej petentkę. Nie przyjechała tu prosić, lecz bronić. “Zdarza się — powiedział jej Gareth Bryne, gdy jeszcze była dziewczynką — że masz przeciwko sobie przewagę liczebną i żadnej drogi odwrotu. A zawsze należy robić to, czego wróg najmniej się po tobie spodziewa, Elayne. W naszym wypadku: atakuj”.
Gdy tylko znalazła, się w środku, Merilille natychmiast podeszła do niej po dywanach wyściełających podłogę. Uśmiech na twarzy drobnej Szarej siostry nie znamionował uczucia jakiejś dojmującej ulgi, lecz wyraźnie była zadowolona. Poza nią w namiocie znajdowało się jedynie pięć osób, dwie kobiety i trzech mężczyzn, przy czym jeden z tych ostatnich okazał się służącym — po kabłąkowatych nogach i pobliźnionej twarzy znać było emerytowanego kawalerzystę. Podszedł do nich, by odebrać płaszcze i rękawiczki — na widok Aviendhy nie potrafił opanować skrzywienia — a potem wycofał się na miejsce przy prostym drewnianym stole, na którym stała srebrna taca z wysokim dzbanem i bateria pucharków. Pozostała czwórka byli to władcy Ziem Granicznych. Umeblowania namiotu dopełniały obozowe krzesła bez oparć i cztery wielkie mosiężne piecyki, w których żarzyły się węgle. Nie było przyjęcia, jakiego mogła oczekiwać Dziedziczka Tronu Andoru, żadnych dworzan i służby oraz banalnych rozmów, poprzedzających poważne negocjacje, wreszcie licznych doradców sączących do uszu ciche słowa. To co zobaczyła, było dokładnie tym, na co liczyła.
Merilille jeszcze przed opuszczeniem pałacu poddała się Uzdrawianiu, co tłumaczyło brak ciemnych kręgów pod oczyma. Przedstawiła Elayne z niewymuszoną godnością:
— Oto Elayne Trakand z Zielonych Ajah, której przybycie wam zapowiadałam. — Tylko tyle, nic więcej. Elayne jednak dosyć się dowiedziała od Vandene, by rozpoznać każdego ze stojących przed nią władców.
— Witam cię, Elayne Sedai — powiedział Easar z Shienaru. — Nich ci sprzyjają Pokój i Światłość. — Był niski, jej wzrostu, szczupły w brązowym kaftanie, na twarzy nie miał zmarszczek, mimo mlecznobiałego kosmyka na głowie. Spoglądając w jego smutne oczy, musiała sobie powtórzyć, że uważano go za mądrego władcę i zręcznego dyplomatę, jak też znakomitego żołnierza. Wygląd zewnętrzny nie wskazywał bowiem na żaden z tych przymiotów. — Czy pozwolisz, bym poczęstował cię winem? Przyprawy wprawdzie nie są szczególnie świeże, ale wraz z wiekiem nabrały smaku.
— Kiedy Merilille poinformowała nas, że jeszcze dziś przybędziesz z Caemlyn, przyznaję, że gotowa byłabym powątpiewać w jej słowa, gdyby nie padły z ust Aes Sedai. — Ethenielle z Kandoru, może o dłoń wyższa od Merilille, była pulchna, ciemne włosy miała przyprószone siwizną, a mimo ciepłego uśmiechu, otaczająca ją aura żadną miarą nie nasuwała macierzyńskich skojarzeń, królewska godność stroiła ją niczym płaszcz ze znakomitej niebieskiej wełny. Oczy miała również niebieskie. Czyste i chłodne.
— Cieszy nas twoja wizyta — powiedział Paitar z Arafel zaskakująco głębokim, dźwięcznym głosem, od którego Elayne z jakiegoś powodu zrobiło się ciepło w środku. — Mamy tyle rzeczy do omówienia. — Vandene mówiła jej, że uważa się go za najprzystojniejszego mężczyznę na Ziemiach Granicznych i niewykluczone, że dawno temu było to prawdą, niemniej czas wyrzeźbił głębokie zmarszczki w jego twarzy, na głowie zostawiając tylko wianuszek siwych włosów. Wciąż jednak wysoki i barczysty, co widać było wyraźnie przez materię prostego zielonego stroju, nadto sprawiał wrażenie silnego. Oraz bystrego.
O ile na temat ich trojga można było powiedzieć, że swój wiek noszą z godnością, to Tenobia z Saldaei promieniowała młodością, choć z pewnością nie pięknem. Wzrostu Elayne, miała ostry, orli nos i szerokie usta. Nakrapianie, prawie fiołkowe oczy stanowiły najładniejszy element w jej twarzy. Pozostali byli ubrani skromnie, mimo że przecież władali narodami, ona natomiast wdziała bladoniebieską suknię wyszywaną perłami i szafirami, we włosy wplotła także liczne szafiry. Ubiór z pewnością odpowiedni na dwór, nie zaś do wojskowego obozu. I podczas gdy tamci byli wyszukanie uprzejmi...
— Na miłość Światłości, Merilille Sedai — powiedziała wysokim głosem Tenobia, marszcząc brwi — wiem, że mówisz prawdę, lecz ona naprawdę wygląda na dziecko, nie na Aes Sedai. Nie wspomniałaś też, że przyprowadzi kobietę Aielów o czarnych oczach.
Wyraz twarzy Easara nie zmienił się nawet odrobinę, natomiast usta Paitara zacisnęły się, Ethenielle zaś posunęła się do tego, by rzucić Tenobii krótkie spojrzenie, jakiego tamta mogłaby oczekiwać od swej matki. W dodatku nadzwyczaj zirytowanej i niezadowolonej.
— Czarnych? — mruknęła w zmieszaniu Aviendha. — Nie mam czarnych oczu. Pierwszy raz czarne oczy widziałam u pewnego handlarza, po tej stronie Muru Smoka.
— Wiesz, Tenobio, że mogę mówić wyłącznie prawdę, zapewniam cię więc... — zaczęła Merilille.
Elayne przerwała jej, kładąc dłoń na ramieniu.
— Wystarczy, że wiesz, że jestem Aes Sedai, Tenobio. Oto moja siostra, Aviendha, ze szczepu Dziewięciu Dolin Taardad Aiel. — Aviendha uśmiechnęła się do nich, a przynajmniej obnażyła zęby. — To jest mój Strażnik, Lady Birgitte Trahelion. — Birgitte ukłoniła się płytko, zatańczył złoty warkocz.
Pierwsze oświadczenie wywołało tyleż zdumienia co drugie — kobieta Aielów była jej siostrą? Jej Strażnik był kobietą? — wszyscy przecież rządzili krajami położonymi na samym skraju Ugoru, które prawdziwe koszmary nawiedzały w pełnym świetle dnia, gdzie uleganie nadmiernemu zaskoczeniu stanowiło dopraszanie się o rychła śmierć. Postanowiła nie dać im szansy na dojście do siebie. “Atakuj, zanim się zorientują — powiedział też Gareth Bryne — i nie przestawaj, póki ich nie zmiażdżysz lub się nie przedrzesz”.
— Czy możemy uznać, że uprzejmości stało się zadość? — zapytała, biorąc z trzymanej przez starego żołnierza tacy pucharek rozsiewający wokół aromat przyprawianego wina. Ostrzegawcza iskierka przemknęła po więzi, zobaczyła, że Aviendha spod oka ogląda pucharek, ale przecież nie miała zamiaru pić. Pozostawało tylko się cieszyć, że obie zmilczały.— Tylko głupiec mógłby dojść do wniosku, że przebyliście całą tę drogę, aby zaatakować Andor — powiedziała, zajmując jedno z krzeseł. Pozostali nie mieli innego wyjścia, jak pójść w jej ślady albo patrzeć na jej plecy lub na plecy Birgitte, ponieważ ta zaraz stanęła za nią. Aviendha jak zwykle przycupnęła na podłodze, rozpościerając wokół siebie suknie. — Sprowadził was tutaj przedmiot Smoka Odrodzonego — kontynuowała. — Domagacie się audiencji u mnie, ponieważ byłam pod Falme. Pytanie brzmi, dlaczego jest to dla was takie istotne? Czy sądzicie, że o tym, co się tam stało, mogę wam opowiedzieć więcej, niż sami wiecie? Zabrzmiał Róg Valere, martwi bohaterowie powstali z grobu i walczyli z seanchańskim najeźdźcą, a Smok Odrodzony na oczach wszystkich potykał się z Czarnym na niebie. Jeśli to wiecie, wiecie tyle co ja.