Выбрать главу

— A więc musimy wyruszyć nocą — mruknął Thom, podkręcając długiego białego wąsa. Nie było potrzeby dodawać, że wtedy każde zamieszanie przyciągało spojrzenia. Po zmroku tylko Seanchanie patrolowali ulice, czego Straż Cywilna nigdy wcześniej nie robiła. Poza tym, póki Seanchanie nie rozwiązali formacji, żołnierzy Straży Cywilnej można było przekupić. Obecnie w nocy na ulicach spotykało się patrol Straży Skazańców, a ktokolwiek próbował ich przekupić, najpewniej nawet nie dożyłby procesu o łapówkarstwo.

— Zdobyłeś już a’dam, Juilin? — zapytał Mat. — Lub suknie? Z sukniami nie powinno być tyle kłopotów.

Juilin znowu ziewnął.

— Staram się, ale przecież ich nie urodzę. Dobrze wiesz, że nie walają się po kątach.

Thom odkrył też, że nie da się zwyczajnie wyjść z damane za bramy miasta. Czy raczej, co chętnie przyznawał, odkryła to Riselle. Okazało się bowiem, że jeden z wysokich rangą oficerów kwaterujących pod Wędrowną Kobietą potrafił śpiewać w sposób, który wydawał jej się nieodparty.

— Tylko ktoś z Krwi może zabrać damane poza mury miasta, nie narażając się na wypytywania — doniósł im przy następnym spotkaniu. Tym razem i on, i Juilin siedzieli na swoich łóżkach. A Mat zaczynał już powoli nienawidzić tego stołka. — Przynajmniej na niezbyt szczegółowe. Jednak sul’dam potrzebują rozkazu pieczętowanego i podpisanego przez kogoś z Krwi albo oficera w randze od kapitana w górę, wreszcie der’sul’dam. Wartownicy przy bramach i w porcie dysponują listami upoważnionych pieczęci, nie możemy więc po prostu zrobić sobie dowolnej pieczęci i mieć nadzieję, że zostanie uznana. Potrzebowałbym kopii właściwego typu rozkazu z właściwą pieczęcią. I wtedy zostałaby już tylko kwestia, skąd wziąć nasze trzy sul’dam.

— Może Riselle by się zgodziła — zaproponował Mat. Nie miała pojęcia, co knują, a wprowadzanie jej łączyło się z ryzykiem. Thom zasypał ją rozmaitymi pytaniami, udając, że interesuje go życie pod władzą Seanchan, ona zaś z radością wyszeptała je do uszka swego seanchańskiego przyjaciela, niewykluczone jednak, iż perspektywa głowy zatkniętej na pice już by jej nie napawała równą radością. Mogła zrobić coś znacznie gorszego, niż tylko odmówić. — A co z twoją ukochaną, Juilin? — Odnośnie trzeciej kandydatki też miał już pewien pomysł. Poprosił Juilina, by zdobył suknię sul’dam, która pasowałaby na Setalle Anan, chociaż jak dotąd nie miał nawet okazji zapytać samej zainteresowanej. Od czasu, gdy Joline wkroczyła do kuchni Wędrownej Kobiety, tylko raz odwiedził gospodę, żeby zapewnić ją, iż czyni wszystko, co w jego mocy. Zapewnienia jakoś jej nie przekonały, dobrze, że przynajmniej pani Anan zdołała ukoić gniew Aes Sedai, nim ta zaczęła krzyczeć. Setalle Anan byłaby idealną sul’dam dla Joline.

Juilin niespokojnie wzruszył ramionami.

— Miałem już wystarczająco dużo trudności z przekonaniem Thery, aby ze mną uciekła. Ona jest bardzo... nieśmiała. Z czasem na pewno zdołam pomóc jej w przezwyciężeniu tego... ale w chwili obecnej nie sądzę, by potrafiła udawać sul’dam.

Thom szarpnął wąsa.

— Nie ma szans, aby Riselle w dowolnych okolicznościach z nami wyjechała. Wygląda na to, że polubiła śpiew Generała Sztandaru lorda Yamady do tego stopnia, iż postanowiła wziąć z nim ślub. — Westchnął z żalem. — Obawiam się więc, że z tego źródła nie zaczerpniemy już żadnych dalszych informacji. — I skończy się przykładanie głowy do jej łona, zdawała się mówić jego mina. — No cóż, myślcie dalej, kogo jeszcze możemy poprosić. I załatwcie kopie tych rozkazów, żebym wiedział, jak wyglądają.

Thom zdołał zdobyć właściwy papier i atrament, nie miał też żadnych wątpliwości, że uda mu się podrobić dowolny charakter Pisma i dowolną pieczęć. Do podrabiania pieczęci odnosił się z pogardą, jak twierdził, mógł to zrobić każdy, kto miał pod ręką kawałek rzepy i kozik. Jednak prawdziwą sztuką było naśladowanie cudzego charakteru pisma w taki sposób, by nawet jego właściciel nie zorientował się w niczym. Jak dotąd wszakże żaden nie był w stanie zdobyć kopii rozkazów z odpowiednią pieczęcią, które posłużyłyby za wzór. Podobnie jak w przypadku a’dam, kopie rozkazów też nie walały się po kątach. Wyrastał przed nimi kamienny mur. I w ten sposób zeszło sześć dni. Zostały cztery. Mat odbierał to tak, jakby sześć lat minęło od wyjazdu Tylin, a do jej powrotu zostały cztery godziny.

Siódmego dnia, gdy tylko Mat wrócił z przejażdżki, w korytarzu zatrzymał go Thom. Uśmiechając się, jakby zaczynał banalną pogawędkę, niegdysiejszy bard ściszył głos. Wciąż spieszący obok służący nie mogli usłyszeć nic ponad niewyraźne mamrotania.

— Wedle Noala zeszłej nocy gholam zabił ponownie. Poszukiwacze otrzymali rozkazy, by znaleźć mordercę, choćby kosztem własnego snu i jedzenia, ale od kogo pochodził rozkaz, nie potrafię stwierdzić. Nawet fakt otrzymania takiego rozkazu utrzymywany jest w sekrecie. Niemniej praktycznie rzecz biorąc, szykują już łoże tortur i grzeją żelazo.

Mimo iż Thom mówił naprawdę szeptem, Mat rozejrzał się, czy nikt nie podsłuchuje. Jedyną osobą w zasięgu wzroku był siwowłosy Narvin w liberii, który ani donikąd się nie spieszył, ani też nic nie niósł. Służący zajmujący taką pozycję jak Narvin mieli inne zadania. Na widok rozglądającego się we wszystkie strony Mata zamrugał, a potem zmarszczył brwi. Mat miał ochotę warknąć na niego, zamiast tego uśmiechnął się tak rozbrajająco, jak tylko potrafił, i Narvin nie miał innego wyjścia, niż nachmurzony odejść. Mat nie miał wątpliwości, że to tamten odpowiadał za pierwszą próbę uprowadzenia Oczka ze stajni.

— Noal powiedział ci o Poszukiwaczach? — wyszeptał z niedowierzaniem, gdy tylko Narvin oddalił się wystarczająco.

Thom machnął dłonią.

— Oczywiście, że nie. Tylko o morderstwie. Chociaż najwyraźniej umie nadstawiać ucha na szepty i potrafi zrozumieć co znaczą. Rzadki talent. Ciekawi mnie, czy naprawdę odwiedził Sharę — zadumał się. — Powiedział, że... — Urwał pod wściekłym spojrzeniem Mata. — Cóż, to jest sprawa na później. Mam jeszcze inne źródła niż nasza jakże nieodżałowana Riselle. Są wśród nich również Słuchacze. A oni naprawdę potrafią nadstawiać ucha.

— Rozmawiałeś ze Słuchaczami? — Głos Mata zaskrzypiał niczym zardzewiałe zawiasy. W gardle poczuł taką suchość, jakby całe obróciło się w rdzę!

— To nic wielkiego, pod warunkiem oczywiście, że oni nie wiedzą, iż ty wiesz — zachichotał Thom. — Mat, w przypadku Seanchan należy zakładać, że wszyscy są Słuchaczami. W ten sposób możesz się dowiedzieć wszystkiego, na czym ci zależy, nie wypowiadając równocześnie niewłaściwego słowa przy niewłaściwej osobie. — Odkaszlnął i podkręcił kciukiem wąsa, nie całkiem skrywając uśmiech, który, choć pełen skromności, w istocie domagał się pochwały. — Po prostu tak się zdarzyło, że znam dwóch czy trzech, którzy są nimi naprawdę. Tak czy siak, od przybytku informacji głowa nie boli. Chcesz uciec, zanim Tylin wróci, prawda? Pod jej nieobecność zdajesz się... nieco... osamotniony.

Mat mógł tylko jęknąć.

Tej nocy gholam uderzył znowu. Lopin i Nerim przynieśli wieści, którymi zarzucili go w trakcie spożywania śniadaniowej ryby. Twierdzili, że w całym mieście wre. Ostatnią ofiarę, kobietę, znaleziono u wylotu którejś z alejek i naraz okazało się, że ludzie jednak potrafią dodać dwa do dwóch. Zaczęli gadać. Po mieście grasował szaleniec, a lud domagał się większej liczby seanchańskich patroli na ulicach. Mat odsunął talerz, stracił apetyt. Więcej patroli. A na dodatek Suroth, gdy dowie się wszystkim, mogła wrócić wcześniej, przywożąc ze sobą Tylin. W najlepszym wypadku zostały mu tylko dwa dni. Poczuł się tak, jakby miał zwrócić, co przed momentem zjadł.