Выбрать главу

Resztę poranka spędził, spacerując, a raczej kuśtykając po dywanie sypialni Tylin i ignorując ból w nodze, próbował coś wymyślić, co w ciągu dwu dni pozwoliłoby mu dokonać niemożliwego. Ból zaiste dokuczał mu już mniej. Odrzucił kostur, ćwicząc dla odzyskania sił. Podejrzewał, że mógłby już pokonać dwie lub trzy mile na piechotę, zanim noga dałaby mu się poważnie we znaki. Co, oczywiście, nie znaczyło, że byłyby to łatwe mile.

W południe Juilin przyniósł mu pierwsze naprawdę dobre wieści, jakie od wieków zdarzyło mu się słyszeć. W istocie wcale nie były to wieści. Był to worek na ubrania, zawierający srebrną smycz a’dam oraz dwie suknie, w które ją zawinięto.

29

Inny plan

Sklepiona belkami piwnica pod “Wędrowną Kobietą” była wielka, jednak wydawała się równie ciasna, co pomieszczenie dzielone w pałacu przez Thoma i Juilina, mimo iż przebywało w środku zaledwie pięć osób. Ustawione na odwróconych do góry dnem baryłkach oliwne lampy rzucały migoczące cienie. Resztę podziemi skrywała ciemność. Przejścia między półkami a ścianami z nieobrobionego kamienia ledwie starczało, żeby zmieściła się w nim beczka, poczucie ciasnoty wszakże nie stąd się brało.

— Prosiłam o pomoc, a nie o pętlę na szyję — zimno oznajmiła Joline. Po tygodniu pod opieką pani Anan, na garnku Enid, Aes Sedai nie wyglądała już na wycieńczoną. Zniknęła gdzieś wymięta sukienka, w której Mat ją po raz pierwszy zobaczył, a jej miejsce zajęły świetne błękitne wełny z wysokim karczkiem i odrobiną koronki wokół nadgarstków oraz pod brodą. W migoczącym świetle, z twarzą na poły ukrytą w cieniu, wyglądała niczym uosobienie wściekłości. Wbite w Mata oczy, zdawały się wiercić dziury w jego czaszce.

— Jeżeli coś pójdzie źle, cokolwiek... będę bezbronna!

Miał już tego dosyć. Zaproponować pomoc z dobroci serca — cóż, przynajmniej coś w tym rodzaju — i dokąd to może zaprowadzić? Potrząsnął jej a’dam przed nosem. Wił się w jego dłoni niczym długi srebrny wąż, połyskiwał w przyćmionym świetle, a obroża i bransolety drapały kamienną podłogę — Joline na ten widok zebrała ciemne spódnice i odsunęła się, jakby obawiając samego dotknięcia. Sądząc po jej skrzywionych ustach, naprawdę mógł być to jadowity wąż. On zaś nie potrafił się nie zastanawiać, czy będzie na nią pasował, obroża wydawała się bowiem znacznie większa od smukłej szyi.

— Pani Anan zdejmie ci ją, gdy tylko znajdziemy się za murami miasta — warknął. — Ufasz jej, tak? Ryzykowała głową, żeby cię tu ukryć. Powtarzam ci, nie ma innego sposobu! — Joline z uporem zadarła podbródek. Pani Anan mruknęła coś gniewnie pod nosem.

— Ona nie zechce tego założyć — rozległ się za plecami Mata bezbarwny głos Fena.

— Jeżeli ona nie zechce tego założyć, to tego nie założy — powiedział jeszcze bardziej ponuro Blaeric, stojący obok.

Mimo wszystkich dzielących ich różnic, dwaj ciemnowłosi Strażnicy Joline byli podobni do siebie niczym dwa ziarnka grochu. Fen z ciemnymi nakrapianymi oczami i podbródkiem, którym mógłby dłutować kamień był nieco wyższy od Blaerica i może nieco szerszy w klatce piersiowej oraz ramionach, jednak bez większych problemów mogliby zamieniać się ubraniami. Proste ciemne włosy Fena spływały mu na ramiona, błękitnooki Blaeric strzygł się krótko, nadto jego czupryna miała jaśniejszy odcień. Blaeric był z Shienaru i wcześniej miał na głowie kosmyk, który zgolił — a teraz zapuszczał włosy, nie chcąc rzucać się w oczy. Oczywiście, nie trzeba dodawać, że nie był z tego powodu zadowolony. Fen, Saldaeanin, zachowywał się, jakby nikogo szczególnie nie lubił prócz Joline. Obaj za nią przepadali. Obaj mówili w ten sam sposób, w ten sam sposób myśleli i poruszali się. Teraz mieli na sobie spłowiałe koszule i proste wełniane robotnicze kamizelki, które sięgały poniżej bioder, jednak każdy, kto nawet w tym słabym świetle wziąłby ich za pracowników fizycznych, musiał być chyba ślepy. Natomiast za dnia, kiedy pracowali w stajniach pani Anan... Światłości! Patrzyli na Mata w taki sposób, w jaki lwy mogłyby się przyglądać kozie, która na nie warknęła. Zmienił pozycję, aby nie spoglądać na nich nawet kątem oka. Noże ukryte w rozmaitych zakamarkach ubrania niewielką dawały pociechę, kiedy tacy stali za plecami.

— Jeżeli nie chcesz jego wysłuchać, Joline Maza, to wobec tego wysłuchasz mnie. — Setalle wsparła dłonie na biodrach i natarła na szczuplutką Aes Sedai. W migdałowych oczach płonął ogień.— Postanowiłam, że dostarczę cię do Białej Wieży, choćbym miała cię tam ciągnąć przez całą drogę! Być może po drodze udowodnisz mi, że wiesz, co to znaczy być Aes Sedai. Wystarczy mi, jeśli okażesz się dorosłą kobietą. Jak dotąd widziałam tylko nowicjuszkę szlochającą w łóżku i miotaną spazmami gniewu!

Joline zagapiła się na nią i wytrzeszczyła wielkie brązowe oczy, jakby nie wierząc własnym uszom. Mat zresztą sam nie był pewien, czy dobrze słyszy. Karczmarki nie skaczą do gardeł Aes Sedai. Fen chrząknął. Blaeric zaś mruknął coś niezbyt pochlebnego.

— Nie musisz pani iść z nami ani kroku dalej, jak tylko do momentu, gdy znikniemy z oczu wartownikom przy bramie, pani Anan — szybko poinformował ją Mat, w nadziei, że uprzedzi wszelki wybuch, jaki mógł lęgnąć się w głowie Joline. — Naciągniesz głęboko kaptur płaszcza... — Światłości, trzeba będzie zdobyć jeden z tych śmiesznych płaszczy! Cóż, jeśli Juilin potrafił ukraść a’dam, poradzi sobie z przeklętym płaszczem. — A wartownicy zobaczą tylko kolejną sul’dam. Przed wschodem słońca będziesz już w domu i nikt się o niczym nie dowie. Chyba, że uprzesz się przy konieczności zabrania ze sobą małżeńskiego noża. — Zaśmiał się z własnego żartu, ale nikt mu nie zawtórował.

— Sądzisz, że zostanę w miejscu, gdzie kobiety traktuje się jak zwierzęta, tylko dlatego, iż potrafią przenosić? — zapytała, pokonując równocześnie dzielącą ich odległość, póki nie stanęła z nim twarzą w twarz. — Czy sądzisz, że pozwolę zostać mojej rodzinie? — Jeśli wcześniej w jej skierowanych na Aes Sedai oczach płonął ogień, to teraz jemu przyszło w nich zobaczyć żar kuźni. Mówiąc szczerze, wcześniej nad tym się nie zastanawiał. Jasne, wolałby widzieć wszystkie damane na wolności, dlaczego jednak ją to tak obeszło? A najwyraźniej obeszło: dłoń powędrowała do rękojeści długiego zakrzywionego sztyletu za paskiem, musnęła ją tkliwie. Eboudarianie nie potrafili ścierpieć zniewagi, pod tym względem była jak oni. — Dwa dni po przybyciu Seanchan, kiedy już się przekonałam, kto zacz, rozpoczęłam rokowania w sprawie sprzedaży “Wędrownej Kobiety”. Już wiele dni temu powinnam była przekazać Lydel Elonid zarząd nad wszystkim, ale się wstrzymywałam, ponieważ z pewnością Lydel nie podejrzewa w najśmielszych snach, że oznacza to także Aes Sedai w piwnicy. Kiedy będziecie gotowi, oddam klucze i odejdę z wami. Lydel robi się już powoli niecierpliwa — rzuciła znaczącym tonem przez ramię, adresując swe słowa do Joline.

“A co z moim złotem?” — chciał zapytać, nieco urażony. Czy Lydel pozwoli mu je zabrać, czy też potraktuje jak niespodziany uśmiech losu spod kuchennej podłogi? Jednak to na myśl o czymś zupełnie innym czuł, że się dławi. Nagle wyobraził sobie bowiem podróż z całą rodziną pani Anan, włączywszy w to żonatych synów i zamężne córki wraz z ich dziećmi, a na dodatek jeszcze parę ciotek i kilku wujków, nie wspominając o dalszych krewnych. Tuziny. Kopy. Ona wprawdzie nie urodziła się w tym mieście, jednak jej mąż miał krewnych wszędzie. Blaeric klepnął go w plecy tak mocno, że aż się zachwiał.