Выбрать главу

— Faktycznie nie wydaje się to szczególnie trudne — oznajmiła z powątpiewaniem Alliandre. — Jeśli jednak tak jest, dlaczego sama go nie weźmiesz?

— Ponieważ mam was, żebyście się tym dla mnie zajęły! — Galina nagle zdała sobie sprawę, że krzyczy, skuliła się w sobie i przez chwilę tylko jej kaptur się kołysał, kiedy rozglądała się na boki, sprawdzając, czy ktoś spośród pełznącej przez padający śnieg ciżby nie podsłuchuje. A choć nikt nawet nie spojrzał w ich stronę, mimo to jej głos przeszedł we wściekły syk.— Jeżeli tego dla mnie nie zrobicie, zostawię was tutaj, póki nie osiwiejecie, a waszych twarzy nie pokryją zmarszczki. A Sevanna dowie się o Perrinie Aybara.

— To może zabrać trochę czasu — oznajmiła rozpaczliwie Faile. — Nie będziemy miały tyle swobody, żeby, jak nam się zechce, wchodzić i wychodzić z namiotu Theravy. — Światłości, ostatnią rzeczą jakiej pragnęła, było znalezienie się bodaj w pobliżu namiotu Theravy. Jednak Galina obiecała, że im pomoże. Mogła się wydawać niegodziwa, Aes Sedai jednak nie potrafiły kłamać.

— Otrzymacie tyle czasu, ile będzie trzeba — odparła Galina. — Nawet resztę twojego życia, Faile t’Aybara, jeżeli nie okażesz się dość ostrożna. Nie zawiedź mnie więc. — Obrzuciła Faile pożegnalnym twardym spojrzeniem, a potem odwróciła się i odeszła w zadymkę, trzymając ręce tak, jakby starała się ukryć zdobny pas za szerokimi rękawami.

Odtąd Faile wędrowała w milczeniu. Żadna z jej towarzyszy też nie miała nic do powiedzenia. Alliandre schowała dłonie w rękawach i z pozoru całkowicie zatopiona w myślach, patrzyła wprost przed siebie, jakby mogła przeniknąć wzrokiem kurtynę zamieci Maighdin znowu ściskała złoty naszyjnik w zaciśniętej pięści. Ostatecznie okazało się, że wpadły we wnyki, nie pojedyncze, jak sądziły z początku, lecz potrójne, a każde z nich mogły okazać się zabójcze. Ratunek z zewnątrz nagle wydał się całkiem atrakcyjną perspektywą. Mimo to Faile wciąż miała zamiar sama wydostać się z pułapki. Starając się nie dotykać wciąż dłonią naszyjnika, brnęła przez podmuchy śnieżnej burzy i układała plan.

5

Sztandary

“Biegł przez pokrytą śniegiem równinę, w nozdrza łapiąc wiatr, szukając woni, tej jedynej najdroższej woni. Padające płatki nie topniały już na jego przemarzniętym filtrze, to jednak nie mogło go powstrzymać. Poduszki łap całkowicie zdrętwiały, niemniej obolałe mięśnie wciąż pracowały wściekle, niosąc go coraz szybciej, póki otaczająca kraina nie zaczęła zlewać się mu przed oczami. Musiał ją znaleźć.

Nagle obok niego opadł z nieba wielki posiwiały szary wilk, z wystrzępionymi uszami oraz bliznami po wielu walkach i razem z nim zaczął ścigać słońce. Drugi szary wilk, ale nie tak wielki jak on sam. Jego zęby rozszarpią gardła tych, którzy ją porwali. Jego szczęki zmiażdżą ich kości!

Twojej samiczki nie ma tutaj, przesłał doń Skoczek, ty natomiast utkwiłeś zbyt mocno, zbyt długo jesteś poza ciałem. Musisz wracać, Młody Byku, inaczej umrzesz.

Muszę ją znaleźć. Nawet myśli wydawały się zadyszane. Nie był dla siebie już Perrinem Aybarą. Był Młodym Bykiem. Kiedyś już znalazł tu sokoła i znajdzie znowu. Musi ją znaleźć. Przy tak dręczącej potrzebie śmierć była niczym.

Jak szara błyskawica drugi wilk pchnął go z boku, a chociaż Młody Byk był większym zwierzem, równocześnie był przecież znacznie bardziej zmęczony, toteż padł ciężko. Przebierając łapami w śniegu, powstał chwiejnie, warknął i rzucił się do gardła Skoczka. Nic nie było ważniejsze niż sokół.

Zanim jednak dopadł tamtego, pobliźniony wilk uniósł się w powietrze niczym ptak, a Młody Byk potoczył się po ziemi. Skoczek miękko opadł na śnieg za nim.

Słuchaj, szczeniaku! Gniewnie pomyślał doń Skoczek. Twoje myśli wykoślawia strach! Jej tu nie ma, a ty umrzesz, jeśli zostaniesz tu jeszcze dłużej. Znajdź ją w świecie jawy. Tylko tam możesz ją znaleźć. Wracaj i znajdź ją!”.

Perrin gwałtownie otworzył oczy. Był śmiertelnie zmęczony czuł dotkliwą pustkę w żołądku, jednak była ona niczym wobec pustki trawiącej jego serce. Jakby cały był wydrążony, wyobcowany z siebie, jakby był jakimś zupełnie innym człowiekiem, jedynie obserwującym cierpienia Perrina Aybary. Nad nim paskowana na niebiesko i złoto płachta namiotu poruszała się w podmuchach wiatru. We wnętrzu było ciemno i ponuro, i tylko ta odrobina dziennego światła rozjaśniała płótno. I dzień wczorajszy nie okazał się wcale sennym koszmarem, podobnie jak spotkanie ze Skoczkiem. Światłości, próbował zabić Skoczka. W Wilczym Śnie śmierć była... ostateczna. Zadrżał, choć wewnątrz namiotu było ciepło. Spoczywał na puchowym materacu w wielkim łożu ze zdobnie rzeźbionymi i pozłacanymi słupkami baldachimu. Pod ciężkim zapachem płonącego na piecyku węgla wyczuł piżmową woń perfum i obecność kobiety, która się nimi skrapiała. Poza tym w środku nie było nikogo.

Nie unosząc głowy znad poduszki, zapytał:

— Znaleźli już ją, Berelain? — Głowa zdawała się zbyt ciężka, by mógł ją podnieść.

Jedno z jej polowych krzeseł zaskrzypiało lekko, gdy zmieniła pozycję. Często u niej bywał, razem z Faile omawiali strategię. Namiot był dostatecznie obszerny, by dać schronienie całej rodzinie,a bogatego umeblowania Berelain nie powstydziłyby się pałacowe wnętrza — każdy mebel był rzeźbiony i pozłacany, nie tylko łoże, lecz także stoły i krzesła, aczkolwiek wszystko zostało tymczasowo połączone z elementów za pomocą kołków i zatyczek. Dzięki temu łatwo było je przewozić, jednak kołki nie bardzo zapewniały meblom solidność.

Pod warstwą perfum Berelain wyczuł jej zaskoczenie faktem, iż zdawał sobie sprawę z jej obecności, w jej głosie nie jednak było po nim śladu.

— Nie. Twoi zwiadowcy jeszcze nie wrócili, a moi... Kiedy nadszedł zmierzch, a ich nie było, wysłałam cały oddział. Znaleźli ciała moich ludzi, tamci wpadli w zasadzkę, zanim zdążyli pokonać więcej niż pięć czy sześć mil. Rozkazałam lordowi Gallenne aby rozstawił podwójne warty dookoła obozu. Arganda postąpił podobnie, nadto wysłał konne patrole. Wbrew mej radzie. Człowiek jest skończonym durniem. Wydaje mu się, że nikt oprócz niego nie jest w stanie odnaleźć Alliandre. Myślę, że podejrzewa, iż żadne z nas tak naprawdę wcale nie próbuje. Z pewnością zaś nie ufa Aielom.

Dłonie Perrina zacisnęły się na materii miękkich wełnianych koców, którymi był przykryty. Gaul nie wpadłby w zasadzkę, ani Jondyn, nawet jeśli była to zasadzka zastawiona przez Aielów. Wciąż szukali, a to oznaczało, że Faile żyje. Gdyby znaleźli jej ciało, dawno by już wrócili. Musiał w to wierzyć. Uniósł odrobinę skraj niebieskiego koca. Pod przykryciem był nagi.

— Możesz mi to jakoś wyjaśnić?

Ton jej głosu nie zmienił się, jednak w zapachu wyczuł ostrożność.

— Ty i twój przyboczny strażnik zamarzlibyście na śmierć, gdybym nie poszła was szukać, po tym jak Nurelle wróciła z wieściami od moich zwiadowców. Nikt nie miał odwagi ci przeszkodzić, warczałeś jak wilk na każdego, kto próbował się zbliżyć. Kiedy cię odnalazłam, byłeś już tak zdrętwiały i otępiały, że nie rozumiałeś, co się do ciebie mówi, a tamten omalże padał na twarz. Twoja Lini zajęła się nim... wszystko czego mu było trzeba, to ciepła zupa i koc... ja zaś kazałam cię tu przynieść. Gdyby nie Annoura, w najlepszym razie mógłbyś stracić kilka palców. Ona... Bała się chyba, że możesz umrzeć nawet po tym, jak cię Uzdrowiła. Potem spałeś naprawdę jak zabity. Powiedziała, że sprawiałeś wrażenie człowieka, który zagubił swą duszę, byłeś cały czas zimny, niezależnie ile na ciebie narzucić koców. Też odniosłam takie wrażenie, gdy cię dotknęłam.

Zbyt wiele wyjaśnień, a równocześnie wszystkie niedostateczne. Zapłonął w nim gniew, ale jakiś taki odległy, zdusił go więc bez trudu. Faile zawsze irytowało, gdy krzyczał na Berelain. Nigdy już nie podniesie na nią głosu.