Выбрать главу

Elayne wzdrygnęła się, gdy zobaczyła Lana, który w odległości kilku kroków od nich wędrował wokół, strzegąc obu korytarzy. Wysoki jak Aiel, w ciemnozielonym kaftanie, z twardym obliczeni i ramionami tak grubymi, że mogłyby należeć do kowala, jakimś sposobem jednak poruszał się bezszelestnie niczym duch. Nawet w pałacu nie odpiął miecza. Na jego widok Elayne zawsze przeszywał dreszcz. Śmierć wyzierała z tych zimnych niebieskich oczu. W każdym razie kiedy nie patrzył na Nynaeve.

Uczucie zadowolenia spełzło z twarzy Nynaeve, gdy tylko dowiedziała się, na czym ma polegać jej następne zadanie. Przestała igrać z koniuszkiem warkocza, zacisnęła na nim pięść.

— Teraz posłuchajcie. Elayne może sobie mieć dość czasu, żeby zabawiać się w politykę, ale ja mam pełne ręce roboty. Co najmniej połowa Kuzynek już by uciekła, gdyby Alise nie trzymała ich mocno za karki, a ponieważ ona sama nie ma nadziei na zdobycie szala, nie jestem pewna, jak długo cała sytuacja potrwa bez zmian. Pozostałym wydaje się, że mogą się ze mną kłócić! Wczoraj Sumeko nazwała mnie... dziewczynką!

Wyszczerzyła zęby, ale to z pewnością musiała być jej wina, a w taki czy inny sposób sama sobie zasłużyła. To ona przecież dręczyła przez cały czas Kuzynki, każąc im pokazać odrobinę charakteru, miast bez przerwy płaszczyć się przed Aes Sedai. Cóż, z pewnością przestały się płaszczyć. Zamiast tego jednak z przedziwną skwapliwością chciały zmusić siostry, żeby to one dostosowały się do ich Reguły. I wedle niej oceniać braki sióstr! Być może tak do końca nie była to wina wyłącznie Nynaeve, że wyglądała, jakby nie miała więcej niż dwadzieścia lat — wcześnie przestała się starzeć — jednak wiek istotny był dla Rodziny, a ona sama zdecydowała się większość czasu z nimi spędzać. Już nie szarpała warkocza ciągnęła go jednak z taką siłą, że z pewnością gotów był wyleźć wraz z częścią skalpu.

— I ten przeklęty Lud Morza! Wredne kobiety! Wredne, wredne, wredne! Gdyby nie chodziło o te cholerną umowę...! Ostatnia rzecz jakiej mi potrzeba, to para jęczących, głupich nowicjuszek! — Usta Kirstian zacisnęły się na moment, a w ciemnych oczach Zaryi mignęła uraza, po chwili jednak obie przybrały stosownie pokorną pozę. A przynajmniej jej pozory. Miały dość rozumu, żeby wiedzieć, iż nowicjuszki nie otwierają ust w obecności Aes Sedai.

Elayne zdławiła w sobie pragnienie, aby jakoś wszystko załagodzić. Przede wszystkim miała ochotę wymierzyć klapsa Kirstian i Zaryi. Wszystko skomplikowały, ponieważ nie umiały trzymać ust zamkniętych na kłódkę. Miała ochotę przyłożyć Nynaeve. A więc w końcu Poszukiwaczki Wiatru dały jej się we znaki, tak? Jednak nie czuła wobec niej nawet śladu współczucia.

— W nic się nie zabawiam, Nynaeve, i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę! Wystarczająco często zwracałam się do ciebie z prośbą o radę! — Próbując się uspokoić, wciągnęła głęboki oddech. Służący, których widziała za plecami Vandene i dwóch nowicjuszek, przerwali pracę, wytrzeszczając oczy na zgromadzenie kobiet. Wątpiła, by bodaj zauważyli Lana, mimo wrażenia jakie musiał na każdym wywierać. Kłótnia wśród Aes Sedai nie mogła kogo zostawić obojętnym, każdy wiedział, że w takiej sytuacji najlepiej trzymać się z daleka. — Któraś musi się nimi zająć — dodała spokojniejszym tonem. — Czy może sądzisz, że wystarczy jak im powiesz, żeby o wszystkim zapomniały? Spójrz na nie, Nynaeve. Zostawione same sobie, pierwsze co zrobią, to zabiorą się za poszukiwanie tej, która to zrobiła. W ogóle nie zwróciłyby się do Vandene, gdyby nie sądziły, że im pomoże. — Dwie, o których był mowa, zmieniły się tymczasem w idealne obrazki rozwartookiej niewinności nowicjuszek, które odrobinę psuła tylko szczypta urazy w obliczu niesprawiedliwości oskarżenia. Elayne nie wierzyła im na jotę. Miały całe życie, żeby się nauczyć maskować.

— A niby dlaczego nie? — powiedziała po chwili Nynaeve, poprawiając szal. — Światłości, Elayne, musisz pamiętać, że to nie są zwyczajne nowicjuszki. — Elayne już otworzyła usta, żeby zaprotestować... normalne nowicjuszki, paradne!... Nynaeve mogła sobie nigdy nie być nowicjuszką, przecież jednak nie tak dawno temu była Przyjętą, jeśli już o tym mowa, to nadzwyczaj często jęczącą, głupią Przyjętą... Otworzyła już usta, ale Nynaeve jeszcze nie skończyła. — Jestem pewna, że Vandene będzie wiedziała, co z nimi zrobić — kontynuowała. — A kiedy nie będzie wiedziała, może im udzielać zwyczajnych lekcji. Pamiętam, jak mi kiedyś mówiono, że już wcześniej zajmowałaś się nowicjuszkami, Vandene. Tak będzie najlepiej. Sprawa załatwiona.

Obie nowicjuszki uśmiechnęły się szeroko, były to uśmiechy radosnego wyczekiwania — omalże nie zaczęły zacierać rąk — ale Vandene grymasiła.

— Nie potrzebuję, żeby mi się pod nogami plątały jakieś nowicjuszki, kiedy...

— Jesteś równie ślepa jak Elayne — weszła jej w słowo Nynaeve. — Mają już przecież doświadczenie z udawaniem przed Aes Sedai, że są kimś innym, niż naprawdę są. Mogą pracować pod twoim kierunkiem, a dzięki temu będziesz miała dość czasu na sen i jedzenie. Nie wydaje mi się, żebyś jednego lub drugiego kosztowała pod dostatkiem. — Wyprostowała się, otulając dokładnie ramiona szalem. To był naprawdę widok jedyny w swoim rodzaju. Mimo iż taka niska, na pewno nie wyższa od Zaryi i zdecydowanie niższa od Vandene, jakimś sposobem sprawiała wrażenie, że jest najwyższa ze wszystkim zgromadzonych. Była to umiejętność, którą Elayne bardzo by chciała opanować. Choć z pewnością nie miała zamiaru jej ćwiczyć w tak wyciętej sukience. Nynaeve groziło, że w każdej chwili może z niej się wysunąć. Choć w niczym to nie umniejszało wrażenia, jakie wywierała. Była teraz samą istotą władczości. — Ty się tym zajmiesz, Vandene — oznajmiła zdecydowanie.

Pochmurny grymas na twarzy Vandene rozwiewał się powoli, końcu jednak zniknął. Nynaeve potrafiła zaczerpnąć więcej Mocy od niej i nawet jeśli świadomie nie brała tego pod uwagę, głęboko zakorzeniony obyczaj zmusił ją do ustąpienia, choć uczyniła to niechętnie. Kiedy wreszcie odwróciła się do dwu kobiet odzianych w biel, na jej twarzy był już tylko pogodny spokój, a przynajmniej wyraz, który po śmierci Adeleas można było tym mianem określić. Co pewnie sprowadzało się do konstatacji, iż sędzia nie od razu zarządzi egzekucję. Może później. Jej wychudzona twarz była spokojna i pełna ponurego zdecydowania.

— Ongiś rzeczywiście uczyłam nowicjuszki — powiedziała. — Przez krótki czas. Mistrzyni Nowicjuszek uznała ostatecznie, że jestem zbyt wymagająca wobec swoich uczennic. — Radosne wyczekiwanie tamtych dwóch nieco przybladło. — Nazywała się Sereille Bagand. — Twarz Zaryi stała się równie blada jak cera Kirstian, tamta zaś zachwiała się, jakby znienacka schwycił ją za wrót głowy. Jako Mistrzyni Nowicjuszek, a później Zasiadająca na Tronie Amyrlin, Sereille przetrwała w legendzie. W legendzie tego rodzaju, że na jej wspomnienie można się obudzić z krzykiem w środku nocy.— Jadam — ciągnęła dalej Vandene, zwracając się do Nynaeve. — Ale wszystko smakuje jak popiół. — Grzecznym gestem zaprosiła nowicjuszki i powiodła je obok miejsca, gdzie przystanął Lan. Szły, chwiejąc się lekko.