Выбрать главу

— Cały czas przeczą, jakby były w stanie przenosić — mruknęła Alise, splatając dłonie na piersiach i spod zmarszczonych brwi zerknęła na kobietę siedzącą naprzeciw Reanne. — I naprawdę chyba nie potrafią, tak sądzę, choć wyczuwam w nich... coś. Nie całkiem przyrodzoną kobiecie iskrę talentu, ale prawie. To sprawia takie wrażenie, jakby ona już-już prawie mogła przenosić i potrzebny był tylko malutki kroczek. Nigdy z czymś takim się nie spotkałam. No, cóż. Przynajmniej nie rzucają się już na nas z pięściami. Wydaje mi się, że choć te szaleństwa wybiłam im z głowy!— Kobieta w brązach obrzuciła Alise ukradkowym, ponurym i wściekłym spojrzeniem, ale skarcona zdecydowanym wyrazem oczu tamtej natychmiast uciekła wzrokiem, a jej usta wygiął słaby grymas. Kiedy Alise wybijała coś komuś z głowy, najwyraźniej robiła to definitywnie. Palce tamtej wznowiły taniec po blacie, Elayne nie sądziła, by zdawała sobie sprawę z tego tiku.

— Wciąż przeczą także, jakoby były w stanie widzieć sploty, ale chyba same siebie tylko próbują przekonać — powiedziała Reanne swoim wysokim melodyjnym głosem. Na pełen uporu wzrok tamtej odpowiadała uśmiechem. Każda siostra mogłaby pozazdrościć Reanne spokoju i godności. Była Starszą Kółka Dziewiarskiego, co zaliczało ją do najwyższych autorytetów Rodziny. Wedle ich Reguły, Kółko Dziewiarskie istniało tylko w Ebou Dar, ale wciąż była najstarsza wśród tych, które przebywały w Caemlyn setki lat starsza od jakiejkolwiek Aes Sedai, jak sięgano pamięcią nic dziwnego więc, że mało która siostra potrafił dorównać otaczającej jej aurze spokojnej władczości. — Upierają się, że zwodzimy je Mocą, zmuszając do uwierzenia, iż a’dam jest w stanie je sobie podporządkować. Jednak wcześniej czy później kłamstwa im się wyczerpią. — Przyciągnęła do siebie a’dam i wprawnym ruchem otworzyła zamek przy obroży. — Mamy spróbować ponownie Marli? — Kobieta w brązach, Marli, wciąż unikała patrzenia na pręgę srebrnego metalu w dłoniach Reanne, ale jej ciało zesztywniało, a palce jeszcze szybciej zabębniły po stole.

Elayne westchnęła. Cóż za podarunek Rand jej przysłał. Podarunek! Dwadzieścia dziewięć sul’dam Seanchan, zgrabnie skutych przez a’dam i pięć damane — nienawidziła tego słowa, tłumaczyło się ono przez “Wzięta na Smycz” albo po prostu jako “Okiełznana”, ale tym właśnie one były — pięć damane, którym nie można było zdjąć smyczy z prostego powodu, że natychmiast spróbowałyby uwolnić seanchańskie kobiety, które je wcześniej niewoliły. Pantery na sznurku byłyby lepszym prezentem. Przynajmniej pantery nie potrafią przenosić. Te kobiety zaś zostały powierzone w opiekę Rodzinie, ponieważ żadna inna kobieta nie miała czasu się nim zajmować.

A jednak od razu zorientowała się, co należy zrobić z sul’dam Przekonać je, że są w stanie nauczyć się przenosić, a potem odesłać je do Seanchan. Wyjąwszy Nynaeve, jedynie Egwene, Aviendha oraz kilka Kuzynek znało jej plan. Nynaeve i Egwene z powątpiewaniem wyrażały się o szansach jego powodzenia, jakkolwiek wytrwale wszakże sul’dam próbowałyby skrywać swe umiejętności po powrocie, wcześniej czy później musiało się wszystko wydać. Oczywiście, jeśli natychmiast o wszystkim same nie doniosą. Seanchanie byli dziwaczni, nawet wywodzące się spośród nich damane szczerze wierzyły, że zdolna do przenoszenia kobieta musi być wzięta na smycz, gdyż tylko tym sposobem można zapewnić bezpieczeństwo otoczeniu. Dzięki swej umiejętności powodowania kobietami noszącymi a’dam, sul’dam cieszyły się sporym szacunkiem wśród Seanchan. Świadomość tego, że same sul’dam potrafią przenosić, mogła do głębi wstrząsnąć systemem, być może nawet spowodować jego upadek. Wszystko wydawało się takie proste, przynajmniej z początku.

— Reanne, jak zrozumiałam, masz dla mnie dobre wieści — powiedziała. — Jeżeli nie chodzi o to, że sul’dam zaczęły się załamywać, to w czym rzecz?

Alise spod zmarszczonych brwi spojrzała na Lana, którzy trzymał wartę pod drzwiami — nie aprobowała wtajemniczania go w ich plan — ale nic nie powiedziała.

— Chwileczkę, jeśli można — mruknęła Reanne. To mruknięcie nie było rozkazem. Nynaeve naprawdę dobrze wywiązała się ze swego zadania. — Ona nie musi o tym wiedzieć. — Nagle rozbłysła wokół niej poświata saidara. Przenosząc, poruszała palcami, jakby nimi właśnie prowadziła sploty Powietrza przykuwające Marli do jej krzesła, potem niby to oderwała je, a wreszcie złożyła dłonie, cały czas się przyglądając rzekomo powstającej przed jej oczyma dźwiękochłonnej barierze. Wszystkie te gesty, rzecz jasna, nie miały nic wspólnego z prawdziwym przenoszeniem, jednak dla niej najwyraźniej były konieczne, ponieważ w ten sposób nauczyła się tkać sploty. Usta sul’dam wygiął lekki grymas pogardy. Jedyna Moc w ogóle jej nie przerażała.

— Ależ proszę bardzo — kwaśno odparła Nynaeve, wspierając wonie na biodrach. — Nie ma pośpiechu. — Reanne nie onieśmiela jej w takim stopniu jak Alise.

Ale z drugiej strony Nynaeve również nie onieśmielała już Reanne, która nie spiesząc się, spokojnie przyjrzała się swemu dziełu, kiwnęła głową z zadowoleniem i dopiero potem powstała. Kuzynki zawsze starały się ograniczyć przenoszenie do załatwiania rzeczy naprawdę niezbędnych, a teraz otworzyła się przed nią możliwość swobodnego rozkoszowania się używaniem saidara, jak również czerpania dumy z dobrze wykonanej pracy.

— Dobre wieści — oznajmiła, wygładzając spódnice — są takie że trzem damane chyba już można zdjąć obroże. Chyba.

Elayne poczuła, jak jej brwi unoszą się do góry, zaskoczonym wzrokiem spojrzała na Nynaeve. Z pięciu damane, które przekazał im Taim, jedna została przez Seanchan pojmana na Głowie Tomana, druga w Tanchico. Pozostałe pochodziły z Seanchan.

— Dwie z seanchańskich kobiet, Marille i Jillari wciąż twierdzą, że całkowicie zasługują na smycz, że muszą być na niej trzymane. — Usta Reanne zacisnęły się z obrzydzeniem, ale ta przerwa w wypowiedzi trwała jedynie chwilę. — Szczerze przeraża je perspektywa wolności. Alivia jednak jakoś się z tym pogodziła. Teraz twierdzi, że wszystko brało się jedynie ze strachu przed ponownym schwytaniem. Mówi, że nienawidzi każdej sul’dam i z pewnością zachowuje się stosownie: warczy na nie, przeklina, jednak... — Powoli, z powątpiewaniem pokręciła głową. — Nałożono jej obrożę, kiedy miała nie więcej jak trzynaście, czternaście lat, Elayne, nie jest do końca pewna, i była damane przez czterysta lat! A pomijając to, ona jest... jest... Alivia jest w znaczący sposób silniejsza niż Nynaeve — dokończyła pośpiesznie. O wieku przenoszącej kobiety Kuzynki mogły rozmawiać otwarcie, gdy jednak w grę wchodziła zdolność do czerpania Mocy, zachowywały podobną powściągliwość, co Aes Sedai. — Czy odważymy się ją uwolnić? Seanchańską dzikuskę, która może obrócić w gruzy cały pałac? — Kuzynki podzielały również rezerwę, jaką Aes Sedai żywiły wobec dzikusek. Przynajmniej większość.

Siostry znające Nynaeve zdążyły się już nauczyć, że w jej obecności trzeba uważać z tym słowem. Potrafiła naprawdę zachowywać się niemiło, kiedy wyczuła pogardę w wypowiadającym je głosie. Teraz jednak tylko popatrzyła na Reanne. Być może próbowała znaleźć odpowiedź. Elayne jednak wiedziała, jak wyglądałaby jej własna odpowiedź, ale to nie miało nic wspólnego z roszczeniami do tronu i Andoru. Ta decyzja mogła należeć wyłącznie do Aes Sedai, oznaczało to więc, iż spoczywa ona w rękach Nynaeve.