Birgitte uśmiechnęła się do niej uśmiechem pełnym szczerego rozbawienia, który jednak gasł w miarę, jak z wielką ostrożnością zaczęła odwijać materiał z niewielkiego pakunku, trzymanego na kolanach. Gdy jej oczom ukazał się wreszcie sztylet z rękojeścią wykładaną skórą i długim ostrzem, wyraz jej twarzy był już całkowicie poważny, a w więzi Elayne poczuła zawzięty gniew. Natychmiast rozpoznała broń — identyczną miała okazję widzieć w dłoni białowłosego zabójcy.
— Nie chodziło im o porwanie cię, siostro — cicho powiedziała Aviendha.
Głos Birgitte był ponury.
— Po tym jak Mellar zabił pierwszych dwóch... a drugiego rzutem miecza przez całą długość komnaty, niczym w jakiejś przeklętej opowieści barda — trzymała sztylet za koniec rękojeści, ostrzem do góry — odebrał go trzeciemu, a potem nim go zabił. Mieli cztery takie sztylety. Jeden jest zatruty.
— Te brązowe plamy na ostrzu to szary koper zmieszany ze sproszkowaną pestką brzoskwini — powiedziała Nynaeve, moszcząc się na skraju łóżka i krzywiąc z odrazą. — Rzut oka na jego oczy i język, i już wiedziałam, że nie zginął od ciosu.
— Cóż — po dłuższej chwili odezwała się Elayne. Zaiste, cóż? — Widłokorzeń, żebym nie była zdolna przenosić ani nawet drgnąć, jeśli już o tym mowa, a potem dwu ludzi, którzy podtrzymywaliby mnie, podczas gdy trzeci zadałby śmiertelne pchnięcie. Skomplikowany plan.
— Mieszkańcy mokradeł przepadają za skomplikowanymi planami — zauważyła Aviendha. Niespokojnie zerknęła na Birgitte, drgnęła i dodała: — Przynajmniej niektórzy.
— Z drugiej jednak strony, całkiem prosty — powiedziała Birgitte, zawijając z powrotem nóż równie uważnie, co przedtem go odwijała. — Wyszło na jaw, jak łatwo można do ciebie dotrzeć. Wszyscy wiedzieli, że samotnie jadasz. — Długi warkocz zakołysał się, gdy żywo pokręciła głową. — Prawdziwe szczęście, że pierwszy, który cię dopadł, nie miał go w ręku; jeden cios i już byś nie żyła. Prawdziwe szczęście, że Mellar akurat przechodził tamtędy i usłyszał, jak ktoś klnie męskim głosem. Szczęście, którego nie powstydziłby się ta’veren.
Nynaeve parsknęła.
— Wystarczyłoby niezbyt głębokie cięcie w rękę. Pestka jest najbardziej trującą częścią brzoskwini. Gdyby pozostałe ostrza były także zatrute, Dyelin nie miałaby najmniejszych szans.
Elayne popatrzyła na przyjaciółki, napotkała ich pozbawione wyrazu, nieruchome spojrzenia i westchnęła. Nadzwyczaj skomplikowany plan. Jakby szpiegów w pałacu nie było dość.
— Ale naprawdę nieliczna straż, Birgitte — oznajmiła na koniec. — Ktoś... dyskretny. — Powinna od razu zdać sobie sprawę, że tamta jest już z góry przygotowana. Wyraz twarzy Birgitte nie zmienił się nawet na jotę, jednak po łączącej je więzi zobowiązań przemknął drobny cień satysfakcji.
— Na początek kobieta, która strzegła cię dzisiaj — powiedziała, nawet nie udając, że się musi zastanowić — oraz jeszcze parę, przeze mnie wybranych. Wszystkiego razem nie więcej niż dwadzieścia. Musi być tyle, żeby strzegły cię dniem i nocą, a jak się okazało, nie może być inaczej — dokończyła zdecydowanie, choć Elayne najwyraźniej nie miała zamiaru protestować. — Kobiety mogą cię strzec w miejscach niedostępnych dla mężczyzn, a ponieważ są kobietami, z pewnością zachowają dyskrecję. W oczach większości ludzi będą wyglądać na wartę honorową... coś jakby twoje prywatne Panny Włóczni... żeby spotęgować to wrażenie, możemy też ubrać je w odpowiedni sposób, damy im jakieś szarfy, czy co. — Wzmianka o Pannach Włóczni ściągnęła na nią groźne spojrzenie Aviendhy, na które jednak demonstracyjnie nie zwróciła uwagi. — Główny problem, to komu powierzyć dowództwo — ciągnęła dalej, marszcząc czoło w namyśle.— Dwie czy trzy szlachcianki, wszystkie Myśliwe, już domagają się głośno “rangi odpowiedniej dla ich pozycji społecznej”. Te przeklęte kobiety z pewnością umieją wydawać rozkazy, nie ma jednak gwarancji, że wiedzą, jakie rozkazy wydawać. Mogę awansować Caseille na porucznika, choć sądzę, iż w głębi serca jest raczej chorążym. — Birgitte wzruszyła ramionami. — Może któraś z pozostałych zacznie zdradzać obiecujące oznaki, wydaje mi się jednak, że jak na razie dają się bardziej na podkomendne niż dowódców.
O tak. Wszystko z góry przemyślane. Nie więcej niż dwadzieścia? Będzie musiała uważnie patrzeć Birgitte na ręce, żeby liczba ta nie wzrosła do pięćdziesięciu. Czy nawet więcej. Będą mogły pilnować jej w miejscach, gdzie mężczyźni nie mają wstępu. Elayne aż zamrugała, uświadamiając sobie, co to znaczy. Prawdopodobnie odtąd nie będzie już mogła nawet wykąpać się w samotności.— Caseille z pewnością się nada. Chorąży potrafi poradzić sobie z dwudziestką. — Ze swej strony pewna była, że jest w stanie przekonać Caseille, aby zachowała umiar w wypełnianiu swych obowiązków. I trzymała swoje strażniczki z daleka od łazienki.
— Ten mężczyzna, który zdążył akurat na czas. Mellar, tak? Co o nim wiesz, Birgitte?
— Doilin Mellar — powoli zaczęła Birgitte, jej brwi ściągnęły się nad oczyma. — Zimny drań, chociaż z pozoru dużo się uśmiecha. Szczególnie do kobiet. Podszczypuje służące i uwiódł chyba ze trzy w ciągu czterech dni... lubi się przechwalać swoimi “podbojami”... ale nie narzucał się żadnej, która mu odmówiła. Twierdzi, że pracował w ochronie karawan, potem był najemnikiem, a teraz stał się Myśliwym Polującym na Róg, z pewnością jego umiejętności potwierdzają tę wersję. Wystarczy tego, żeby zrobić zeń porucznika. Jest Andoraninem, gdzieś z zachodu, z okolic Baerlon, powiada, że walczył po stronie twojej matki podczas Sukcesji, chociaż w tamtych czasach z pewnością był dopiero chłopcem. Niemniej zna właściwie hasła... sprawdzałam... tak więc może rzeczywiście było, jak mówi. Najemnicy kłamią na temat swej przeszłości, nie zastanowiwszy się nawet dwa razy.
Elayne splotła dłonie na podołku i zaczęła się zastanawiać nad osobą Doilina Mellara. Pamiętała tylko mgliście sylwetkę żylastego mężczyzny o ostrych rysach twarzy, duszącego ostatniego zabójcę podczas walki o zatruty nóż. Człowiek na tyle zaprawiony w Wojskowym rzemiośle, że Birgitte od razu chciała robić zeń oficera. Należało dbać, by maksymalnie dużo oficerskich szarży obsadzać rodowitymi Andoranami. Ratunek akurat na czas, pojedynczy mężczyzna przeciw trzem i miecz ciśnięty skroś komnaty niczym włócznia; naprawdę, sytuacja żywcem wyjęta z opowieści barda. — Powinien zostać odpowiednio nagrodzony. Awans na kapitana i stanowisko dowódcy mojej straży przybocznej, Birgitte. Caseille może być jego zastępcą.
— Oszalałaś? — Wybuchła Nynaeve, ale Elayne uciszyła ją.
— Wiedząc, że on jest przy mnie, będę się czuła znacznie bezpieczniej, Nynaeve. Z pewnością mnie nie będzie próbował podszczypywać, zwłaszcza w obecności Caseille i dwudziestu innych kobiet. Pamiętając o jego reputacji, będą przyglądać mu się sokolim wzrokiem. Birgitte, jak powiedziałaś, dwudziestka? Zapamiętam.
— Dwudziestka — nieobecnym tonem potwierdziła Birgitte — Co najmniej. — W skupionym na Elayne wzroku nie było śladu roztargnienia. Pochyliła się z napięciem, dłonie wsparła na kolanach.— Zakładam, że wiesz, co robisz. — Świetnie, choć raz zachowywała się, jak Strażnikowi przystało, a nie tylko te ciągłe kłótnie. — Za uratowanie życia Dziedziczki Tronu, Porucznik Gwardii Mellar jest odtąd Kapitanem Gwardii Mellarem. Dopiero będzie się przechwalał. Chyba że uznasz, iż rzecz lepiej zatrzymać w tajemnicy.