Nie, dosyć tego! Nie będzie już o tym myślał, bo jest tylko coraz bardziej wściekły na siebie! Może kiedy się z tym prześpi, kiedy rano spojrzy na to z innej perspektywy... to wszystko nabierze sensu. Na razie był zbyt przerażony.
Musi skupić myśli na czymś innym! Przypomniał sobie przyjaciół, którzy otoczyli go ciasnym kordonem, kiedy wrócił ze szlabanu, i zaczęli uważnie go oglądać, żeby sprawdzić, czy jest cały, zdrowy i czy Snape niczego mu nie połamał. Chciał szybko się od nich uwolnić, zamknąć się w sypialni i pogrążyć we własnych myślach, ale musiał jeszcze zostać, aby pomóc Ginny wrócić niezauważonej do dormitorium dziewcząt. To nie było trudne, ponieważ w Pokoju Wspólnym panował taki zgiełk, iż nawet Hagrid przemknąłby niedostrzeżony przez nikogo. I przez cały czas wszyscy gratulowali mu odwagi. Już nie był dla nich "tchórzem i zdrajcą". Nie myślał, że tak się to skończy, ale teraz, kiedy spoglądał na to z pewnej perspektywy, doszedł do wniosku, że było warto.
Przewrócił się na bok i sięgnął pod poduszkę. Wyciągnął spod niej zielony klejnot. Spojrzał w mgliste światło wirujące łagodnie wewnątrz kamienia. Przypomniał sobie pochłoniętą orgazmem twarz Severusa i na usta wypłynął mu ciepły uśmiech. Zamknął oczy i wysłał wiadomość:
Dobranoc, Severusie.
--- rozdział 24 ---
24. Dirty little secret
We keep this secret in our blood
We pass just close enough to touch
We love in secret names
We hide within our veins
The things that keep us bound to one another
There is a secret that we keep
I won't sleep if you won't sleep
We are compelled to do what we have been forbidden*
- ...opiekować się śluzołakami? Jak on mógł nam kazać to robić? One są nawet nudniejsze od gumochłonów! A myślałem, że nic nie jest nudniejsze od tych przeklętych gumochłonów! - trajkotał Ron, kiedy wraz z Harrym szedł na Historię Magii. - A widziałeś, jak Hermiona się ostatnio objada? Coś z nią nie tak. Zjadła dzisiaj dziesięć kanapek! Rozumiesz? Dziesięć! Przecież to... Hej, Harry! Co się z tobą dzieje? Słuchasz mnie w ogóle?
- Taaa... Hermiona zjadła dziesięć gumochłonów - wymamrotał Harry, myślami będąc bardzo, bardzo daleko. A dokładnie - w komnatach Snape'a.
Próbował wszystkiego, nawet wyobrażania sobie Filcha tańczącego walca z Panią Norris przy akompaniamencie chrapania Kła, ale nic nie pomagało. Prześladowały go wspomnienia. I sen, który miał w nocy. Cholera, akurat przedwczoraj skończył mu się Eliksir Bezsennych Snów! I chciał wczoraj poprosić Snape'a o kolejną butelkę, ale w zaistniałych okolicznościach... cóż, można powiedzieć, że całkowicie pochłonęły go inne sprawy i nie miał czasu, by chociaż o tym pomyśleć. Sen był tylko rozmazanym kolażem nasuwających się na siebie obrazów, ale dostatecznie wyraźnym, by do tej pory dręczyły go myśli, które nawiedziły go zaraz po przebudzeniu. Pamiętał, że we śnie Snape go... pieprzył. Dokładnie tak samo, jak wczoraj. Miał wrażenie, jakby oglądał w myślodsiewni swoje wspomnienie. Ale na samym końcu, kiedy Harry opadł na kolana... Severus nie spuścił mu się na twarz. Pochylił się i... zaczął go całować. Harry do tej pory pamiętał cierpki smak warg, które delikatnie napierały na jego usta. Kiedy to sobie przypominał, jego żołądek przewracał się. A kiedy się obudził... był tak zaszokowany i podniecony, że niewiele myśląc, dokończył dzieła i przy akompaniamencie bezgłośnych jęków, doszedł w swoją rękę.
Później leżał długo i próbował zapanować nad mętlikiem w głowie. Zastanawiał się, dlaczego mu się to przyśniło. Może dlatego, że Snape nigdy mu tego nie dał? Ale przecież pamiętał swoje wczorajsze podniecenie. Pamiętał swoje dzikie pragnienie. Nie akceptował go, ale starał się zrozumieć. Próbował z nim walczyć, ale wiedział, że jest na przegranej pozycji. Lubił to i nie mógł temu zaprzeczyć. Więc dlaczego śniła mu się... czułość? Myślał, że tego nie potrzebuje... Ale uderzyły go wspomnienia. Walka o każde przytulenie, o pocałunek, o poczucie bliskości. Chwiejne kroki, które stawiał, pomimo porywistego wiatru i wszelkich przeciwności. I cały czas do tego dążył, tak bardzo tego pragnął. Dlaczego tak mu na tym zależało, skoro podobno lubił... brutalność?
Sięgnął głębiej. Przypomniał sobie to upojenie, kiedy pieprzył się na Severusie przed napaścią. Pamiętał swój wstyd i... podniecenie. Więc dlaczego wtedy rzucił się, żeby go pocałować? To było silniejsze od niego.
Tak jak gdyby to wszystko było w jakiś dziwny sposób połączone, splątane ze sobą. Tak bardzo, iż wydawało się jednym i tym samym. Przypominało oplatające się naprzemiennie dwie łodygi bluszczu. Pamiętał taki obrazek - okrąg, który falująca linia dzieliła na dwie części - białą i czarną. A w każdej z nich znajdował się maleńki otwór w kolorze tej drugiej połówki - niby oko. Wyglądały, jakby tańczyły wokół siebie, oplatały się, przenikały. Tworzyły jedność. Nie pamiętał, co oznaczał ten znak, ale tak właśnie wyobrażał sobie swoje uczucia.
Rozwiązanie leżało gdzieś pośrodku. I za każdym razem, kiedy się do niego zbliżał, ono zdawało się umykać. Próbował zrozumieć, ale każda myśl natychmiast rozbijała się w chaosie, który panował w jego głowie.
Ron szturchnął go.
- Tak, masz rację - wymamrotał Harry, wynurzając się z głębin przemyśleń.
- Z czym? - zapytał zdziwiony przyjaciel. - Przecież nic nie mówiłem.
- Co? - Harry zamrugał kilka razy, próbując zorientować się w sytuacji.
- Jesteś jakiś nieobecny, Harry - powiedział Ron, lustrując przyjaciela wzrokiem. - Dziwnie się dzisiaj zachowujesz. W ogóle nie słuchasz, co do ciebie mówię. I na dodatek w ogóle nie przejmujesz się tym, że jesteśmy już spóźnieni na lekcję.
- Na lekcję? - zapytał Gryfon, wciąż czując się tak, jakby oberwał zaklęciem Confundus.
Ron przewrócił oczami.
- Na Historię Magii. A co myślałeś? Że idziemy na obiad?
- Nie jestem głodny - wymamrotał Harry, próbując skupić uwagę na konwersacji i walcząc z wyciągającymi swe macki myślami.
Ron zatrzymał się i popatrzył na niego z namysłem, przekrzywiając głowę.
- Twoje zachowanie to pewnie sprawka Snape'a - oświadczył po chwili.
Harry cały zesztywniał i poczuł, że jego twarz zaczyna płonąć. Zatrzymał się gwałtownie. Przez chwilę miał wrażenie, że cały świat rozsypał się w drobny pył. Przez jego głowę przebiegło tysiąc myśli na raz.