Uśmiech Luny zbladł tylko odrobinę.
- Wiem - powiedziała. Harry spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale zanim zdążył ponownie otworzyć usta, Krukonka była już kilka kroków od niego, machając mu na pożegnanie - Pa, Harry. - Po czym zaczęła oddalać się, podskakując i kręcąc w kółko.
Harry patrzył za nią przez chwilę, próbując zrozumieć, co mogła mieć na myśli, ale bardzo szybko jego umysł ponownie zdominowała mroczna osoba Snape'a.
***
Podczas kolacji Hermiona usiadła w dużej odległości od niego i starała się go ignorować, a Harry był zbyt zażenowany, by próbować nawiązać z nią rozmowę. Ron siedział pomiędzy nimi i ze zdziwieniem patrzył to na jednego, to na drugiego.
W pewnym momencie nie wytrzymał i zapytał:
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co się stało? Bo oboje zachowujecie się dziwacznie.
Harry zerknął na przyjaciółkę. Ich spojrzenia spotkały się, a wtedy Hermiona zaczerwieniła się i gwałtownie odwróciła głowę.
- Nic - wymamrotał Harry. Ron zmarszczył brwi.
- Jasne - burknął i zaczął grzebać widelcem w swoim puree.
Atmosfera nie była zbyt ciekawa. Nawet lekcje Harry musiał odrabiać sam, ponieważ kiedy tylko Hermiona natykała się na niego, natychmiast czerwieniła się i uciekała do dormitorium. Ron patrzył na niego bykiem, co wcale mu nie pomagało. Nawet, kiedy pisali wspólnie wypracowanie. W końcu przyjaciel rzucił pióro, zebrał książki, wymamrotał "dobranoc" i poszedł do sypialni, zostawiając Harry'ego samego z jego myślami. W takich warunkach kompletnie nie mógł skupić się na pisaniu referatu na Transmutację, dlatego po pewnym czasie odsunął od siebie pergamin i zapatrzył się w ogień. W Pokoju Wspólnym panowała względna cisza. Większość uczniów odrabiała lekcje, tylko czasami ktoś wybuchał śmiechem albo opowiadał coś z ożywieniem. Harry westchnął i ułożył się wygodniej na kanapie przed kominkiem. Patrzył w strzelające cicho płomienie i pozwolił swojemu umysłowi dryfować przez rzekę wspomnień i obrazów. Odgłosy stawały się coraz odleglejsze.
Pomimo tego, że był otoczony ludźmi, czuł się... samotny. Hermiona całkowicie się na niego obraziła, Ron z niewiadomych przyczyn też zaczął go unikać. Wszystko stawało się takie... pogmatwane. Kiedyś uwielbiał przesiadywać tutaj z pozostałymi, grać z Seamusem, żartować z Deanem, nawet pomagać w nauce Neville'owi. Ale ostatnio wszystko się zmieniło. Czuł się tak, jakby pomiędzy nim, a resztą uczniów wyrósł szklany mur, który wszystko tłumił. Nawet Ron i Hermiona... Już nie było tak, jak kiedyś, kiedy spędzał z nimi niemal każdą wolną chwilę. Teraz przebywanie z nimi stało się męczące i uciążliwe. Ciągle musiał się pilnować, wciąż musiał kłamać, kombinować i oszukiwać. Udawać kogoś innego. A jeżeli się zapomniał... dochodziło do takich właśnie sytuacji, jak dzisiaj. Wciąż pamiętał rozmowę z Hermioną w szpitalu, jej reakcję. Wiedział, że nigdy by nie zrozumiała. Że nikt by nie zrozumiał. Może z wyjątkiem Luny, która była w stanie zaakceptować chyba wszystko, a im bardziej było to nienormalne, tym lepiej.
Jego wzrok rozmazał się, płomienie stały się tylko niewyraźną poświatą, podrygującą łagodnie i promieniującą ciepłem, które ogrzewało jego twarz. Ogień wszędzie był taki sam... Gdyby zamknął oczy, mógłby wyobrazić sobie, że to kominek Snape'a, że jest teraz w jego komnatach, a Severus oplata go ramionami od tyłu i dotyka jego penisa... o, tak... Tam był bezpieczny. Tam czuł się... wolny.
Kamień znalazł się nagle w jego dłoni. Nie wiedział jak, ani kiedy. Zacisnął na nim palce i wysłał pierwszą myśl, jaka przyszła mu do głowy:
Bardzo za tobą tęsknię.
Nie otrzymał odpowiedzi. Wiedział, że nie otrzyma. Severus był pewnie zbyt zajęty, żeby odpisywać na takie... "łzawe wyznania", jakby to pewnie określił. Harry uśmiechnął się mimowolnie, a następnie westchnął cicho. Może nawet w ogóle ich nie czyta...
Otworzył oczy, rozluźnił palce i ponownie zapatrzył się na tańczące swobodnie płomienie. Było niewiarygodnie cicho. Tak, jakby wokół nie było nikogo. Harry czuł uścisk w sercu, pragnienie, które próbowało się przez nie przebić i wyrwać. Tak bardzo chciał do niego iść. Nawet teraz. Poczuć na sobie surowe spojrzenie ciemnych oczu, zobaczyć ten krzywy uśmiech, usłyszeć jego głos - kąśliwy, a jednocześnie dziwnie łagodny... jak na niego. "Jestem zajęty, Potter", powiedziałby. I zamknął mu drzwi przed nosem. Albo może nie... może wciągnąłby go do środka i bez słowa zaczął wgryzać się w jego szyję i rozpinać spodnie, dysząc z niecierpliwości w jego ucho. Ponieważ potrzebował go. Tak samo, jak Harry potrzebuje jego...
Mimowolnie zacisnął palce na klejnocie.
Chciałbym cię już zobaczyć.
Cisza. Jakby myśli trafiały w eter. Widocznie nie potrzebował go tak bardzo... Może w ogóle o nim nie myślał, może pracował teraz nad jakimś skomplikowanym eliksirem i denerwował się, że Harry mu przeszkadza.
Nie, to nie tak. Wolał raczej myśleć, że Severus siedzi teraz przed kominkiem i także wpatruje się w płomienie. I czeka, aż Harry do niego przyjdzie... Ale nie odpisuje, żeby nie zdradzić się, że tego właśnie chce. Tak, to byłoby do niego podobne...
Harry ponownie zacisnął dłoń na kamieniu.
Czy ty... czy ty... nieważne.
Czekał. Jasne smugi wirowały uspokajająco w głębi szmaragdu. Widział w nim odbicie swoich oczu. I zobaczył światło. Jego serce gwałtownie podskoczyło. W kamieniu pojawiła się wiadomość.
Co ja?
Harry przełknął ślinę. Jego dłonie zaczęły nagle drżeć i nie potrafił nad tym zapanować. Zamknął oczy i pomyślał:
Czy ty... chciałbyś mnie zobaczyć?
Zamarł z mocno bijącym sercem, jakby od odpowiedzi zależało jego życie. Miał wrażenie, że minęły całe wieki, zanim kamień w końcu się rozgrzał.
Widzieliśmy się wczoraj, Potter, a jutro masz u mnie szlaban. A to oznacza, że również będziemy się widzieć.
Poczuł, jak po jego plecach spływa zimna fala zawodu. Cóż, nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Jak zawsze Severus zręcznie się wykręcił.
Czuł mrowienie na skórze, kiedy zacisnął pięść i ignorując pieczenie pod powiekami, odesłał:
Racja. Przepraszam, to było głupie... Wiem, że jutro się zobaczymy... Po co w ogóle mu to wysłałem? Czego się spodziewałem? Cholera, nie teraz! Rozumiem, szlaban jutro...
Upuścił szybko kamień, zdenerwowany, uświadomiwszy sobie, jak bezsensowne i chaotyczne myśli mu wysyła. Co za wstyd! Wyszedł na głupka! Kurwa, co on sobie teraz o nim pomyśli?
Poczuł smak krwi w ustach z przygryzionej boleśnie wargi. Spojrzał na kamień i jego serce znów zaczęło bić jak szalone, kiedy zobaczył zielone światło. Podniósł go drżącymi palcami, przybliżył do oczu i kiedy odczytał wiadomość, jego oczy rozszerzyły się w absolutnym niedowierzaniu i zaczęły błyszczeć tak samo, jak trzymany w dłoni kamień. Poczuł przejmujące ciepło w sercu, które oplotło je i ukołysało, odganiając tęsknotę i smutek. Na jego usta wypłynął tkliwy uśmiech. Podniósł głowę i niewidzącym wzrokiem spojrzał w ogień, który nagle wydał się taki chłodny w porównaniu ze spalającym go od środka żarem.