- Szkoda... Bo to naprawdę fantastyczne. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to uczucie, kiedy nurkuję za Zniczem. Czuję się wtedy taki... wolny, tak jakbym mógł zrobić wszystko. I jestem pewien, wiem, że wszystko mi się uda, że go złapię, że jeszcze chwila i... i go zdobędę. A kiedy go dosięgam, kiedy moje palce zaciskają się wokół niego, a on trzepocze, próbując się wyrwać... czuję taką eksplozję. Jakby wszystko wokół, absolutnie wszystko zniknęło i pozostało tylko takie... gorąco. I wiem, że on już należy do mnie, że nie ucieknie, że nikt mi go nie wyrwie. Nie obchodzą mnie ludzie, wiwaty, oklaski... Równie dobrze mógłbym być tam sam. Najważniejsze jest to, że po całej tej walce, po tym długim, męczącym pościgu, po tym niewiarygodnym wysiłku... najważniejsze... że w końcu... udało mi się go zdobyć. - Jego oczy błyszczały, kiedy opowiadał, zapatrzony w ogień, którego nie widział. Miał wrażenie, że jest na boisku, wiatr chłosta jego twarz, a w dłoni trzepocze mała, złota piłka. - I wiesz... to wszystko jest niczym w porównaniu z tym, co czuję... kiedy jestem z tobą - dokończył. Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Ale musiał. Jak gdyby słowa spływały prosto do ust bez udziału woli. - I czasami, kiedy długo się nie widzimy... czuję się tak, jakby ten Znicz się ode mnie oddalał, uciekał mi... a ja nie mogę go dogonić. Chociaż bardzo chcę. I tak bardzo wtedy tęsknię... - zająknął się, uświadomiwszy sobie, że zaczyna bełkotać. To nie były zbyt bezpieczne tematy. Musiał znaleźć coś bardziej neutralnego. Odchrząknął i nie potrafiąc zmusić się, by spojrzeć teraz na Severusa, kontynuował. - Ty się pewnie czujesz tak samo, kiedy warzysz jakiś wyjątkowo trudny eliksir? I kiedy po wielu wysiłkach w końcu ci się udaje... też czujesz taką rozsadzającą cię od środka radość... prawda? - dokończył cicho i dopiero teraz spojrzał na mężczyznę.
- To raczej satysfakcja, niż radość - odparł Severus. - Ponieważ warzenie eliksiru to nie pościg. Tutaj liczy się każdy ruch, każda kropla. Najważniejsze jest skupienie, dokładność. Oczekiwanie na odpowiedni moment. Przypomina bardziej... polowanie. Wszystko musi się dziać w odpowiedniej chwili i w odpowiedniej proporcji. Ponieważ wiesz, że każdy niewłaściwy ruch może się skończyć katastrofą. To bardzo długa i wymagająca niezwykłej cierpliwości sztuka. Latanie na miotle za złotą piłeczką nie wymaga niczego poza zręcznością.
- Nieprawda - oburzył się Harry. - Do tego też potrzeba niezwykłej cierpliwości. Zresztą, nie w tym rzecz. Ważne jest uczucie, które nadchodzi, kiedy jest już po wszystkim. To niemożliwe, żeby po kilku miesiącach takiej pracy, gdzie każda pomyłka może się skończyć bardzo źle, gdy w końcu udaje ci się uwarzyć poprawny eliksir... nie odczuwać żadnej radości.
Severus patrzył na niego dosyć długo, zanim odpowiedział:
- To wszystko zależy od rodzaju i przeznaczenia eliksiru. Kiedy kończę warzyć kolejne lekarstwo dla Pomfrey, trudno odczuwać coś poza nużącą satysfakcją.
- A jak długo właściwie warzy się te najtrudniejsze eliksiry?
- Bardzo długo, Potter. Jestem pewien, że w tym czasie zdołałbyś złapać swoją złotą piłeczkę kilka tysięcy razy.
Harry rozszerzył oczy.
- Naprawdę? Aż tak długo? Dłużej niż Eliksir Wielosokowy?
- O wiele dłużej.
Harry zamyślił się. Przypomniał mu się wywar, który zobaczył w tajnym laboratorium Snape'a. Ciekawe, czy to jeden z takich...?
- A... - zająknął się. - A czy warzysz teraz jakiś trudny eliksir?
Wyraz oczu Severusa zmienił się. Nagle pojawił się w nich niesamowity blask.
- Owszem - odparł cicho.
Harry'ego przeszył chłód. Miał wrażenie, jakby do salonu wpadł zimny wiatr, a przecież to było niemożliwe. Był zaskoczony reakcją, jaką jego pytanie wywołało na twarzy mężczyzny.
- A... czy długo będziesz go jeszcze warzył?
Blask w oczach Severusa na chwilę przygasł, a jego oblicze przeciął cień. Odwrócił głowę w stronę kominka. Wyglądało, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. W końcu, po kilku chwilach napiętej ciszy, odparł:
- Tyle, ile potrzeba.
Harry zmarszczył brwi. To była dziwna odpowiedź... Miał ochotę jeszcze o coś zapytać, ale z twarzy Mistrza Eliksirów wyczytał, że ten temat dobiegł końca. Nagle zrobiło się nieprzyjemnie chłodno. Nie wiedział, skąd takie wrażenie, ale bardzo nie chciał dalej się tak czuć. Odetchnął głęboko i usiłował przywołać na twarz beztroski uśmiech. Gorączkowo poszukiwał czegoś bardziej neutralnego i bezpiecznego.
- Czy poza mną rozmawiasz czasami z kimś innym? No wiesz, o takich błahych rzeczach. O samopoczuciu, o tym, co ci się przytrafiło danego dnia, o tym, "jakimi idiotami są ci pierwszoroczniacy i kto ich w ogóle przyjął do tej szkoły"?
Severus posłał mu długie, nieodgadnione spojrzenie.
- Ja nikogo nie lubię, Potter. Mnie też nikt nie lubi, więc niby o czym i z kim miałbym rozmawiać? Zresztą uważam, że w tej szkole nie tylko pierwszoroczniacy są idiotami.
- Ja cię lubię - odparł szybko Harry. - Dlatego możesz ze mną rozmawiać o wszystkim - uśmiechnął się.
- Doprawdy? O zastosowaniu leukocytów z krwi buchorożców w produkcji eksperymentalnych eliksirów odtruwających także?
Usta Harry'ego zareagowały samoczynnie i już miały zamiar ułożyć się w pytanie "Co?", ale w ostatniej chwili udało mu się je powstrzymać i zamiast tego odparł:
- Jasne. Jak tylko dasz mi trochę czasu na przeczytanie kilku książek na temat leukocytów, krwi buchorożców i eliksirów odtruwających. - Przegrał walkę z ustami, które rozciągnęły się w uśmiechu.
Brwi Mistrza Eliksirów uniosły się lekko. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamknął usta i tylko pokręcił głową.
- A tak wracając do tematu... - powiedział nagle Harry - ..to ja często rozmawiam z Ronem. Z Hermioną nie da się pogadać o niczym innym, poza nauką. Ale Ron jest fajny. Mimo wszystko. Ostatnio opowiadał mi o tym, że podejrzał Milicentę Bulstrode i Cormaca McLaggena gdy wymykali się do cieplarni pani Sprout, a po jakimś czasie wybiegli z krzykiem, próbując zedrzeć z siebie liście Łapietnika. Oboje na wpół ubrani. Widocznie postanowili połączyć nasze domy w przyjaznym... uścisku - zachichotał i zerknął na Snape'a, który wyglądał, jakby wcale nie było mu do śmiechu. Wyglądał raczej jak ktoś, kto właśnie zapamiętuje nazwiska i obmyśla dotkliwe kary. - No, jest jeszcze Luna. Ona naprawdę jest bardzo fajna, kiedy się ją bliżej pozna. I tak naprawdę... to ona nie była moją dziewczyną. Udawaliśmy tylko, żeby wszyscy się ode mnie odczepili. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko... - Twarz Snape'a przypominała kamienną maskę. O ile kamień mógłby promieniować takim szyderczym znużeniem. - Aha, czasami rozmawiam też z Ginny. Ona również jest całkiem fajna. Tylko trochę za bardzo... - urwał nagle, widząc wzrok, którym przebił go Severus. Zabłysła w nim bardzo niebezpieczna sugestia, że jeżeli Harry zaraz się nie zamknie, to spotka go coś bardzo złego. Ugryzł się w język, zorientowawszy się o kim i przy kim chciał opowiadać. Szybko zmienił temat. - A co do nauki... kiedyś moim ulubionym przedmiotem była Obrona. Zawsze z niecierpliwością wyczekiwałem też Historii Magii, ponieważ to była bardzo miła odmiana. Binns potrafi uśpić całą klasę. Ale teraz... - uśmiechnął się -... teraz mój ulubiony przedmiot to Eliksiry. Wiesz, uważam, że są naprawdę fascynujące.