Выбрать главу

Kroki zbliżały się.

Odwrócił się i dopiero wtedy dostrzegł bladą twarz przypominającą maskę Śmierciożercy. Zamrugał kilka razy.

Nie, tylko mu się wydawało. To był Severus. Na usta Harry'ego wypłynął pełen ulgi uśmiech. Mężczyzna wbijał w niego płonące intensywnością spojrzenie i kierował się wprost ku niemu. Wyglądał niczym nietoperz, który wynurzył się z ciemności aby zaatakować swą ofiarę, łopocząc peleryną niczym skrzydłami.

Harry cofnął się mimowolnie, ale przecież nie miał się czego bać. Uśmiechnął się niepewnie.

- Co my tu ro...? - Chciał zadać pytanie, ale nie zdążył, ponieważ Snape skoczył ku niemu i przycisnął go do ściany, która nagle wyrosła za jego plecami. Na chwilę stracił dech i nie był w stanie nawet jęknąć, kiedy mężczyzna wpił się ustami w jego szyję. Dopiero kiedy do jego płuc wdarło się powietrze, z ust wydobył się pomruk pełen zaskoczenia, ale także przyjemności. Przed oczami pojawiły mu się iskry, jak gdyby usta Severusa były zapalnikiem, który rozpalił w Harrym wszystko. Zamknął oczy i odchylił głowę, pozwalając, by mężczyzna ssał i kąsał jego rozgrzaną skórę, całkowicie poddając się coraz intensywniejszym i... boleśniejszym doznaniom.

Zakwilił, czując nagłe pieczenie. Szarpnął głową, ale ręce Severusa trzymały go mocno, a usta zachłannie ssały wrażliwe miejsce.

Kolejne smagnięcie bólu i wrażenie, jakby coś spływało po jego skórze.

- Nie - zajęczał, wiercąc się i próbując odepchnąć Severusa. Otworzył oczy i zobaczył, że mężczyzna odsuwa się od jego szyi. Kiedy uniósł twarz i spojrzał na Harry'ego, chłopak poczuł, jakby coś ciężkiego opadło mu do żołądka, całe ciało zdrętwiało z przerażenia, a płuca nagle odmówiły współpracy.

To nie był Severus! To był... Voldemort! Z krwią Harry'ego wokół ust, spływającą po brodzie i lśniącą na wyszczerzonych w uśmiechu zębach.

- Co się stało, chłopcze? - wysyczał, mrużąc czerwone oczy. - Przecież lubisz ból.

Nie, to nie mogła być prawda! Harry gwałtownie zacisnął powieki i zaczął kręcić głową. Z pewnością, kiedy je otworzy, zobaczy Severusa. Musi zobaczyć!

Poczuł, że cały drży. Ogarnęło go przerażenie tak wielkie, iż miał trudności z oddychaniem. Zaczął się dusić.

Kiedy otworzył oczy, zasnuwała je mlecznobiała mgiełka, rozmazując upiorny widok. Voldemort nie zniknął. Nadal przyciskał go do ściany i uśmiechał się triumfalnie.

Harry rozejrzał się, szukając ratunku.

Jego serce zabiło mocniej. W oddali, ponad ramieniem Voldemorta, dostrzegł ciemną, oddalającą się sylwetkę. Czarna peleryna powiewała za odchodzącym, który nie odwrócił się ani na chwilę, jakby zupełnie nie interesowało go to, co dzieje się za jego plecami.

- Severusie! - Krzyk, który wydarł się z gardła Harry'ego, był tak przeraźliwy, iż nawet Czarny Pan się skrzywił. - Nie zostawiaj mnie tu! - zawył, czując, jak przerażenie ponownie zakleszcza się na jego gardle, nie pozwalając mu zaczerpnąć powietrza.

Ale Severus nie zatrzymał się. Nie odwrócił. Jego sylwetka oddalała się, niknąc ponownie w gęstej ciemności, jakby łączyła się z mrokiem, z którego wcześniej się wyłoniła.

- Nikt ci nie pomoże, chłopcze - syknął przeciągle Voldemort, przybliżając kredowobiałą, gadzią twarz do twarzy Harry'ego. - Jesteś zupełnie sam. A twoja krew należy teraz tylko do mnie.

- Nieeee! - Harry szarpnął się do przodu, próbując uwolnić ręce...

...i nagle znalazł się w swojej sypialni. Siedział na łóżku i dyszał ciężko. Miał wrażenie, że coś ścisnęło jego płuca i wyrwało żołądek. Kręciło mu się w głowie. Rozglądał się błędnym wzrokiem po otoczeniu, jakby spodziewał się, że dojrzy gdzieś Voldemorta.

Neville i Ron spali. Ich spokojne oddechy były jedynym dźwiękiem wypełniającym dzwoniącą w uszach ciszę. Od czasu do czasu słyszał pohukiwanie polującej gdzieś w oddali sowy.

Przed oczami pojawił mu się obraz oddalających się pleców Severusa. Doznał wrażenia, jakby po jego skórze pełzały lodowate ogniki, powoli zbliżając się ku sercu.

Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie.

--- rozdział 27 ---

27. Lies, lies, lies.

Why does it feel like night today?

Something in here's not right today.

Why am I so uptight today?

Paranoia's all I got left *

- Harry, co się z tobą dzieje? Głowa zaraz wpadnie ci do jajecznicy. - Głos Hermiony wyrwał Harry'ego ze stanu otępiałej nieświadomości, kiedy powoli odpływał w krainę snu. Poderwał głowę i otworzył oczy, próbując skupić wzrok na siedzącej po drugiej stronie stołu przyjaciółce.

- Nic - wymamrotał. - Po prostu trochę się nie wyspałem. To wszystko.

- Wyglądasz raczej jak ktoś, kto nie spał od miesiąca - odparła Gryfonka, lustrując go uważnym spojrzeniem. Harry potrząsnął głową.

- Naprawdę wszystko w porządku, Hermiono. Nie musisz się o mnie martwić. - Spróbował się uśmiechnąć, ale miał wrażenie, że nie wyszło mu to najlepiej. Na szczęście siedzącego obok Rona bardziej interesowało śniadanie, niż stan zdrowia swojego najlepszego przyjaciela, i pochłaniał właśnie drugą porcję jajecznicy na bekonie. Harry już wiele razy był niezwykle wdzięczny za jego ślepotę i całkowity brak wyobraźni. To Hermiona stanowiła problem. Zdawało się, że jej ulubionym zajęciem jest obserwowanie go i zamartwianie się. Mogłaby zdobyć nagrodę w kategorii najbardziej wścibskiej uczennicy w szkole. A on naprawdę nie potrzebował jej współczucia i wtykania wszędzie nosa. Wiedział, że ma dobre chęci, ale... była zbyt irytująca.

Powoli zaczynał mieć tego dosyć. Chciał jedynie świętego spokoju, żeby mógł sobie wszystko przemyśleć. To prawda, że miał na to całą niedzielę, ale wczorajszy dzień był tak wypełniony obowiązkami, że nie miał dla siebie nawet chwili. Ginny bez przerwy pytała go, kiedy dokończą sprzątać łazienki. Dopiero, kiedy delikatnie, lecz stanowczo jej odmówił, zasłaniając się tym, że Snape znowu może ich nakryć i będzie awantura, zostawiła go w spokoju. Trening Quidditcha do odbywającego się w przyszłym tygodniu meczu z Krukonami trwał niemal cały dzień, a później miał do odrabiania stertę prac domowych i musiał wysłuchiwać kolejnej kłótni Rona i Hermiony. Dopiero w nocy, kiedy położył się do łóżka i zamknął oczy, nadeszły obrazy. A wraz z nimi myśli. Myśli, które przez cały dzień czaiły się w głębi jego umysłu, a teraz, pod osłoną nocy, mogły wyjść z ukrycia i zaatakować. I nie pozwoliły mu zasnąć. Szarpały go boleśnie przez całą noc, a on wiercił się, kręcił i wciskał twarz w poduszkę. Strach był silniejszy. Nachodziły zwątpienia, strzępki zdań prowadzonych wcześniej rozmów, urwane wątki zaczęły się ze sobą splatać, spychane głęboko obawy wyciągały swe macki.

Boję się, że on cię może skrzywdzić. Jest za blisko Voldemorta. Nie wiemy, czy naprawdę jest po naszej stronie. Mam złe przeczucia.