- W takim razie chętnie poznam twoje zdanie na temat sposobów przedłużania działania eliksiru niewidzialności.
"Och, nie" - jęknął Harry w duchu, ale jego uśmiech pozostał na miejscu.
- Jasne, nie ma sprawy - wydukał. - Musze się tylko... przygotować.
- Będę czekał z niecierpliwością - odparł mężczyzna uśmiechając się lekko. - A co do twojego szlabanu...
- Tak, wiem - przerwał mu chłopak. - Dokończę te łazienki jutro. Ostatnio byłem trochę... zajęty.
- Nie będziesz już czyścił łazienek - oznajmił Severus. - Uznaję ten szlaban za zakończony.
- Naprawdę? - Harry nie mógł się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się radośnie.
- Chodzi mi o twój poniedziałkowy szlaban - dodał mężczyzna. - W związku z tym, że nie doszedł on do skutku, odrobisz go w piątek.
Harry otworzył usta.
- Ale w sobotę mam mecz...
- Oczekuję cię punktualnie o siódmej, Potter - przerwał mu mężczyzna.
Harry zamknął usta.
A niech go...
***
- Skoncentrujcie się! Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie, że stoicie po kostki w puchu, że każdy wasz krok będzie jak stąpnięcie pająka... bezszelestne i całkowicie niesłyszalne.
Harry kątem oka zobaczył, jak stojący obok niego Ron skrzywił się na wzmiankę o pająku.
- A może być na przykład... mrówka? - zapytał niepewnie.
Prowadząca zajęcia Tonks uśmiechnęła się.
- Może być, Ron... to znaczy panie Weasley - poprawiła się szybko. - A teraz unieście różdżki i powtarzajcie za mną: Tacitus Gressus.
- Tacitus Gressus! - powtórzyli wszyscy chórem.
- Należy machnąć różdżką i skierować ją ku stopom, obracając jednocześnie nadgarstek o czterdzieści pięć stopni. O tak. - Tonks zaprezentowała ruch, a uczniowie starali się go powtórzyć z mniejszym lub większym powodzeniem.
- Przepraszam bardzo. - Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. - Ale w jaki sposób może nam to pomóc w walce?
- To, czy uda nam się podejść niezauważonym do przeciwnika może mieć kolosalne znaczenie dla przebiegu pojedynku - wyjaśniła Tonks. - Zaklęcia powodujące znikanie są jednymi z najtrudniejszych do opanowania, a wątpię, aby każdy z was miał w zapasie pelerynę niewidkę. - Harry wyczuł na sobie jej spojrzenie i spuścił wzrok. - Ale żaden środek powodujący znikanie nie pomoże wam, jeżeli będziecie musieli przemieszczać się po trzaskających pod nogami gałęziach lub też po niezwykle skrzypiącej podłodze. A dzięki temu zaklęciu będziecie poruszać się całkowicie bezszelestnie. Spróbujmy jeszcze raz. Machnięcie i obrót.
Harry'emu udało się dopiero za trzecim razem. Kiedy podskoczył, jego stopy nie wydały najmniejszego dźwięku.
Nagle ciszę rozdarł donośny huk, jakby stąpnięcie olbrzyma. Wszyscy przycisnęli ręce do uszu i spojrzeli z wyrzutem na Neville'a.
- Chyba coś pomieszałem - zająknął się, a jego twarz nabrała purpurowego koloru. - Przepraszam - wydukał.
- W porządku. - Tonks podeszła do niego i poklepała go po ramieniu. - Zaraz to naprawię. Tylko chwilowo nie podnoś stóp, bo wszyscy ogłuchniemy.
Kilka osób zachichotało. Tonks rzuciła szybkie przeciwzaklęcie i zademonstrowała Gryfonowi prawidłowy ruch dłonią.
- A teraz sam sprób... - urwała, kiedy rozległo się donośne pukanie do drzwi. - Proszę! - zawołała, ale nikt nie wszedł. Harry zobaczył, że Nimfadora marszczy brwi w zamyśleniu. Po chwili zwróciła się do uczniów:
- Ćwiczcie sami. Zaraz wrócę, ale nie życzę sobie żadnych popisów, rozumiemy się? - Po tych słowach pospiesznie wyszła z klasy.
Harry na darmo próbował dojrzeć, kto stoi za drzwiami. Kiedy Tonks je otworzyła, nie było tam nikogo.
- Harry, nie gap się, tylko ćwicz! - ofuknęła go Hermina.
- Nie muszę - odparł chłopak. - Już to umiem.
- To może pomożesz Neville'owi? - nagabywała dalej Gryfonka.
Harry spojrzał na nią ze złością. Severus miał absolutną rację. Ona była cholernie męcząca!
Tonks wróciła po paru minutach. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
- Przykro mi, ale muszę wcześniej skończyć dzisiejsze zajęcia. To wasza ostatnia lekcja, więc jesteście wolni. Ale proszę się zachowywać, kiedy wyjdziecie na korytarz. Nie chcę mieć przez was kłopotów.
Większość uczniów przyjęła nowinę z radością, a w przypadku Neville'a - także z ulgą.
Harry obserwował, jak Tonks podchodzi do biurka i próbuje drżącymi dłońmi pozbierać leżące na nim pergaminy. Zastanawiał się, czy nie podejść i nie zapytać, co się stało, ale ostatecznie stwierdził, że lepiej będzie zaczekać na dalszy rozwój wypadków. Miał pewne podejrzenia co do tego, kto mógł pukać...
Pozbierał swoje przybory i wyszedł na korytarz razem z innymi. Rozejrzał się wśród tłumu rozmawiających ze sobą Gryfonów i Ślizgonów i zmrużył oczy, kiedy dostrzegł strzęp blond włosów za rogiem jednego z odchodzących w przeciwnym kierunku korytarzy.
- Harry, idziesz? - zapytała Hermiona, patrząc na niego z niecierpliwością.
- Idźcie przodem. Ja muszę... skorzystać z toalety - skłamał na poczekaniu.
Kiedy jego przyjaciele i pozostali uczniowie rozeszli się, Harry ostrożnie podszedł do zakrętu korytarza i wyjrzał za róg.
Luna opierała się o ścianę, a puszyste, długie włosy opadały na jej opuszczoną twarz.
- Hej - powiedział cicho. - Co słychać?
Dziewczyna wzdrygnęła się i szybko przetarła dłonią oczy.
- Och, cześć, Harry.
Kiedy podniosła głowę, chłopak dostrzegł zaczerwienione oczy i ślady łez na policzkach.
- Coś się stało? - zapytał, starając się ukryć zaskoczenie. Nigdy nie widział, żeby Luna płakała. Każdy problem bagatelizowała albo uznawała, że go w ogóle nie ma lub też nie warto zawracać sobie nim głowy. A więc to musiało być coś naprawdę poważnego.
- Och... nic - wydukała. - Po prostu kilka mikropuffek alzackich wpadło mi do oczu. To wszystko...
...i nigdy nie słyszał, żeby kłamała.
- Możesz już iść. Nic mi nie jest, naprawdę. - Zerknęła ponad jego ramieniem i szybko spuściła wzrok.
Harry domyślał się na kogo czekała.
- W porządku. - Udał, że jej wierzy. - Ale jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie mnie szukać, prawda?
Skinęła głowa i spróbowała się uśmiechnąć.
Kiedy znikał za zakrętem i obejrzał się jeszcze raz, widział, jak odprowadzała go wzrokiem. Zrobiło mu się głupio, więc oddalił się czym prędzej.