Była jego przyjaciółką. Nie mógł jej śledzić i deptać jej po piętach. Skoro nie chciała podzielić się z nim swoim problemem, to musiała mieć ku temu ważny powód. Albo... ktoś inny tego nie chciał.
Uśmiechnął się do siebie.
Chyba zaczynał już pojmować, o co w tym wszystkim chodzi...
***
- Co za drań! Jak mógł ci to zrobić w przeddzień meczu? Będziesz siedział zamknięty w lochach na jakimś durnym szlabanie, zamiast trenować z nami! - Ron chodził w tę i z powrotem po Pokoju Wspólnym i niemal krzyczał. - Jeżeli przegramy, to osobiście wyleję mu na głowę cały kociołek eliksiru! Najlepiej jakiegoś wybuchającego!
- Ron, uspokój się. Nikt tak nie potrafi łapać zniczy, jak Harry. Powinieneś się skupić na własnym treningu, zamiast obmyślać plan zemsty na tym tłustym draniu - powiedziała zdecydowanie Ginny, siedząca na podpórce kanapy, obok Hermiony. Dziewczyna podniosła głowę znad trzymanej na kolanach książki i machnęła ręką.
- Szkoda twoich słów. Na niego nie podziała nic, poza obiadem.
Ron zaczerwienił się.
- Ja się przynajmniej przejmuję tym, czy wygramy, czy nie. Dla ciebie to i tak wszystko jedno.
Hermiona zacisnęła usta. Harry, przeczuwając gwałtowny wybuch, szybko zerwał się z fotela i rzucając "To ja już pójdę", zabrał swoje książki i ruszył ku wyjściu. Kiedy przechodził przez portret Grubej Damy, usłyszał podniesiony głos Hermiony:
- Zarzucasz mi, że nie kibicuję naszej drużynie i że nie zależy mi na zdobyciu Pucharu Do... - Słowa urwały się, kiedy portret zamknął się za nim.
Odetchnął z ulgą. Nie poszło tak źle. Spodziewał się jeszcze gwałtowniejszej reakcji. Z powodu ulewnego deszczu ze śniegiem i tego, że po południu boisko zajęli Krukoni, ostatni trening miał się odbyć dopiero wieczorem, a on zamiast ćwiczyć razem z drużyną, będzie siedział cały wieczór ze Snape'em. Sam na sam.
Świadomość tego rozgrzewała jego wnętrze ciepłym płomieniem. Wiedział, że czeka go bardzo ważny mecz i że nie może cieszyć się, iż spędzi z nim cały wieczór. Powinien być zły, że nie może trenować i cały czas próbował sobie wmawiać, że tak jest w istocie, ale...
No właśnie. Ale...
Ale to był Severus. I Harry ani trochę nie przestał go pragnąć. Szczególnie, że od ich ostatnich wspólnych chwil minęło... ile? Tydzień. Zasłanianie się książkami i rozmową było bardzo wygodnym sposobem na poskromienie swojego pragnienia. Pomimo wszystko... potrafił jednak się kontrolować. A przynajmniej się starał.
Wiedział, że gdyby tylko Snape wykonał jakiś gest, gdyby to on zainicjował to, czego Harry tak bardzo pragnął... złamałby się.
A nie mógł! Nie przed meczem! Nie mógł ich zawieść kolejny już raz! Dlatego tak bardzo nie chciał iść na ten szlaban. I podejrzewał, że Snape przydzielił mu go specjalnie.
Ale ma swoje ksiązki. Może nie zdążył nauczyć się jeszcze o eliksirach niewidzialności, no, może nie wszystkiego, ale da sobie radę. Posiedzi sobie cicho i poczyta. A tak poza tym... jeżeli Snape będzie czegoś od niego chciał, to niech sam wykaże się w końcu inicjatywą. Dlaczego to on musi zawsze rozpoczynać rozmowę, przytulać się do niego i w ogóle...? Jeśli tego nie zrobi, a Snape się nie przełamie, to... może będzie dobrze.
Uśmiechnął się do siebie i wszedł do gabinetu. Przemierzył go w kilku krokach i zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do prywatnych kwater. Odetchnął głęboko i wszedł.
Przywitało go twarde spojrzenie, które ześlizgnęło się w dół, zatrzymało na książkach, które miał pod pachą, powędrowało z powrotem ku jego twarzy i natychmiast zmieniło w nieprzyjemne i zagniewane.
- Dobry wieczór, Severusie - powiedział, starając się zabrzmieć naturalnie.
Nie podobało mu się to spojrzenie.
Nie czekając na odpowiedź, której i tak wiedział, że się nie doczeka, usiadł w fotelu i rozłożył przed sobą swoje rzeczy. Zauważył stojącą naprzeciw Severusa pustą szklankę z odrobiną bursztynowego alkoholu na dnie. Udając, że jej nie dostrzegł, otworzył książkę, rozwinął pergamin i zabrał się za czytanie.
W tym samym momencie usłyszał prychnięcie, a zaraz po nim kilka niezrozumiałych słów, które Snape mruknął pod nosem.
Harry uniósł głowę i spojrzał wprost w napierające na niego czarne oczy.
- Co? Mówiłeś coś? - zapytał niewinnie, chociaż czuł, jak w środku drży cały.
Severus wyglądał przez chwilę tak, jakby żuł cytrynę i nie potrafił jej wypluć. Jakby walczył ze sobą. Jakby chciał coś powiedzieć, ale... prędzej się udusi niż to zrobi.
W końcu parsknął i odwrócił głowę.
Harry zmarszczył brwi.
- Chciałbyś o czymś porozmawiać, Severusie? - Nie dawał za wygraną. Zaintrygowało go zachowanie mężczyzny i nie pozwoli tak łatwo się zbyć.
Severus ponownie wbił w niego płonące gniewem spojrzenie.
- O czym? - warknął. - O twoich "cudownych" przyjaciołach? O kolejnym meczu, który słynny Wybraniec musi wygrać, bo inaczej zostanie zrzucony z piedestału i przestanie być wielkim idolem? Czy może o twoim zapchlonym ojcu chrzestnym?
Harry, w którym każde słowo Severusa wzbijało coraz większe i coraz bardziej spiętrzone fale gniewu, zerwał się z fotela i syknął:
- Nie chcę o nim rozmawiać!
Oczy Snape'a zabłysły.
- A więc porozmawiamy właśnie o nim - wysyczał jadowicie. - Podobno mogę z tobą rozmawiać o wszystkim.
Harry zacisnął drżące pięści. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Czuł się tak, jakby nagle został wrzucony w wir, który porwał go ze sobą i nie pozwalał wyhamować.
- Co cię dzisiaj ugryzło? - zapytał, walcząc ze sobą, aby się uspokoić i wyrównać oddech. - Odkąd tylko przyszedłem zachowujesz się... dziwnie.
Snape nie odpowiedział. Jego oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze niż zwykle. Uśmiechnął się szyderczo i wycedził:
- Jestem niemal pewien, że gdybyś w zeszłym roku uczył się tak samo pilnie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdybyś z taką samą determinacją przykładał się do Oklumencji, twój zapchlony kundel nadal by... - urwał, kiedy Harry trzasnął pięścią w stół. Szklanka przewróciła się i spadła na podłogę, roztrzaskując się.
Gryfon czuł, jak wir unosi go ze sobą i próbuje rozedrzeć na strzępy. Odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi.
Nie zostanie tu ani chwili dłużej! Nie będzie słuchał tego, co ten...
Zdołał zrobić zaledwie krok, kiedy poczuł rękę Snape'a chwytającą jego ramię.
- Zostaw mnie! - krzyknął, szarpiąc się i uwalniając z uścisku. Ruszył ku drzwiom, nie oglądając się za siebie.