- Harry! - Czyjś głos wdarł się w jego sny na jawie, przerywając je. Poczuł na ramieniu dłoń. Otworzył oczy. Obok niego stała Ginny. - Wszystko w porządku?
- Tak - odparł i wtedy wiedział już, co ma zrobić, aby jego sen stał się rzeczywistością i aby nikt nie mógł go przerwać. - Muszę iść - oświadczył, zrywając się z miejsca.
Obok Ginny pojawił się Ron.
- Nigdzie teraz nie pójdziesz, stary. Będą śpiewać piosenkę na naszą cześć - wyszczerzył się. - I wszyscy chcą zobaczyć i pocałować znicz.
Znicz?
Harry przypominał sobie, że jeszcze przed chwilą go miał, ale co z nim zrobił?
Nieważne. Wszystko to jest nieważne. Najważniejsze teraz jest...
- Ale ja naprawdę muszę! - Spróbował przecisnąć się obok Rona. Musiał zobaczyć się z Severusem. Właśnie w tej chwili! Nic nie było ważniejsze od tego!
Ale przyjaciel złapał go za ramię i wciągnął w tłum. Widział, że teraz nie ma już żadnych szans, aby się wyrwać i zrobić to, czego najbardziej pragnął.
Być z nim.
***
Połowę niedzieli Harry spędził w bibliotece, ucząc się o sposobach przedłużania działania eliksirów niewidzialności, a drugą połowę patrząc w okno, uśmiechając się i śniąc na jawie. Całe szczęście, że wygrana w sobotnim meczu całkowicie tłumaczyła jego maślany uśmiech i wiecznie dobry humor, bo w przeciwnym wypadku Hermiona mogłaby zacząć zadawać pytania. Każdy, kto na niego patrzył, myślał po prostu, że jest zadowolony z wygranej. Także siedząc w bibliotece nie opuszczał go dobry humor. Nawet nieobecność Severusa nie mogła mu go zepsuć. Po śniadaniu, na którym Mistrz Eliksirów się nie pojawił, Harry postanowił pójść go odwiedzić, ponieważ miał wrażenie, że każda godzina rozłąki jest dla niego torturą, ale niestety, Severusa nie było ani w gabinecie, ani nigdzie w zamku. Specjalnie sprawdził na Mapie Huncwotów, ponieważ pomyślał, że może znowu pracuje w swoim laboratorium, ale po wpatrywaniu się w pergamin przez pół godziny stwierdził, że chyba jednak nie. Trochę zawiedziony zabrał się więc do nauki. W końcu chciałby móc pochwalić się w poniedziałek Severusowi znajomością zagadnienia, o którym mężczyzna ostatnio napomknął i dał mu do zrozumienia, że chciałby o nim z Harrym porozmawiać. Był tak pełen zapału, iż miał wrażenie, że bez problemu da radę nauczyć się materiału z całej szóstej i siódmej klasy, byle tylko sprawić tym przyjemność Severusowi. Nawet Hermiona, która przyszła do biblioteki po południu, aby pouczyć się trochę na jutrzejszą lekcję Eliksirów na wypadek, gdyby Snape zaskoczył ich jakimś niezapowiedzianym sprawdzianem, z niepokojem patrzyła na stosy książek, którymi obłożył się Harry i które wertował z zapałem i uśmiechem na twarzy.
Severus nie pojawił się także na posiłkach w poniedziałek i Harry zaczął się martwić. Z niecierpliwością oczekiwał ostatniej lekcji Eliksirów, a siedząc już w klasie, wciąż wpatrywał się w drzwi. Ron mruczał pod nosem modlitwę o tym, że zrobi wszystko, jeżeli tylko przeżyje tę lekcję, a Neville przewrócił atrament, ustawiając na ławce swój przypalony kociołek, za co został zwymyślany przez Lavender, ponieważ pobrudził kawałek jej nowej, przyozdobionej muszlami i kwiatami torby.
Harry wpatrywał się w drzwi z taką intensywnością, iż jego oczy niemal zaczęły łzawić. A wtedy one otworzyły się z rozmachem i do klasy wlał się mrok. Poczuł taką ulgę, iż prawie spłynął po krześle na podłogę. Niemal nieświadomie sięgnął ręką do kieszeni i zaciskając palce na kamieniu, pomyślał:
Jak to dobrze, że jesteś, Severusie. Tak się o ciebie martwiłem...
Snape zatrzymał się przy biurku i zerknął w dół na coś, co wyciągnął z połów swojej szaty. Kiedy odczytał wiadomość, uniósł jedną brew i spojrzał na Harry'ego tak, jakby chłopak zaczął nagle mówić w innym języku. Tak, jakby w życiu nie spodziewał się, że ktoś może się o niego martwić.
Harry gwałtownie spuścił wzrok, czując się jak ostatni głupek. Po chwili znowu usłyszał ten niski głos, który za każdym razem rozpalał w nim każdy nerw. Poczuł dreszcze. Nie słyszał go od piątku. Miał wrażenie, że minęły już całe wieki, a nie zaledwie trzy dni.
- Schowajcie wszystkie książki i przybory. Dzisiaj mam dla was... małą niespodziankę - powiedział Snape uśmiechając się nieprzyjemnie i machnął różdżką w stronę biurka, z którego zaczęły wylatywać czyste arkusze pergaminu.
Ron jęknął, a Hermiona rozpromieniła się. Harry spojrzał na arkusz, który wylądował przed nim i przeczytał tytuł wypracowania, które mieli napisać:
Opisz metody przyrządzania najpopularniejszych eliksirów niewidzialności i zaproponuj sposoby przedłużenia ich działania.
Harry poczuł słodką satysfakcję. Chyba po praz pierwszy w życiu był pewien, że nie ma szans tego zawalić. Usłyszał, jak siedzący obok niego Ron zaklął cicho i szepnął coś do Hermiony. Dziewczyna zerknęła, czy nauczyciel nie patrzy, i odpowiedziała mu coś, także szeptem. W tej samej chwili rozległ się piskliwy głos Pansy:
- Panie profesorze, Granger i Weasley szepczą do siebie. Uważam, że nie powinno się podpowiadać. To niedopuszczalne!
Hermiona zaczerwieniła się aż po czubki włosów, a Ron posłał Ślizgonce swoje najbardziej mordercze spojrzenie.
- Słuszna uwaga, panno Parkinson - odparł spokojnie Snape. - Dziesięć punktów dla Slytherinu za twoją niespotykaną spostrzegawczość. A Gryffindor traci piętnaście punktów. Panno Granger, jestem zmuszony rozdzielić waszą wielką trójcę. Usiądzie pani w ostatniej ławce.
Hermiona, czerwona jak burak, zabrała kałamarz i pergamin i szybko przeszła na koniec klasy. Ron odprowadził ją zrozpaczonym wzrokiem, po czym ponownie rzucił Pansy tnące wściekłością spojrzenie. Ślizgonka prychnęła i uśmiechnęła się szyderczo. Siedzący obok niej Zabini syknął w stronę Gryfona:
- I co, Weasley? Rozpłaczesz się teraz, że twoja szlamowata dziewczyna ci nie pomoże? Może gdybyś zainwestował w porządne książki, a nie w te obdartusy, to miałbyś szanse chociaż na Nędzny. Och, zapomniałem, twoja rodzina jest na to zbyt biedna...
Ślizgoni zaczęli chichotać, a Ron niemal zerwał się z miejsca, mrucząc pod nosem coś o tym, że go zabije, ale Harry w ostatniej chwili złapał przyjaciela za ramię i przytrzymał, zmuszając go, by usiadł z powrotem.
- Uspokój się, Weasley, albo wylecisz z sali - warknął Snape, rzucając mu groźne spojrzenie. - Przez ciebie Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów.
Harry usadził na miejscu przeklinającego pod nosem i trzęsącego się ze złości przyjaciela, po czym, chociaż sam czuł już pierwsze ukłucia złości z powodu tego, że Snape znowu był dla nich tak cholernie niesprawiedliwy (ale wmawiał sobie, że to tylko gra i że musi taki być, ponieważ mnóstwo uczniów w klasie ma rodziców Śmierciożerców), spróbował go uspokoić:
- Zostaw go, Ron. On jest żałosny. Nie zniżaj się do jego poziomu.
- Sam jesteś żałosny, Potter - odparł Zabini, który najwyraźniej wszystko usłyszał. - Ty i cała twoja żałosna rodzina. Och, zapomniałem, przecież oni wszyscy zginęli. Przez ciebie! - wysyczał jadowicie. Pansy wydała z siebie chichot, jakby Ślizgon właśnie opowiedział dobry dowcip.