Выбрать главу

- To - odparł.

Kiedy zamykał oczy, zobaczył jeszcze jeden ciepły rozbłysk w głębinach ciemnych oczu, ale chwilę później widział już tylko płonącą pod powiekami czerwień pragnienia. Czuł pod palcami chłód szczupłej dłoni, która spoczywała na jego sercu, uspokajając jego szalony rytm, tak jakby gładziła je i otulała. Powoli przesunął rękę wyżej, pozwalając, by jej ścieżka łagodnie lawirowała poprzez klatkę piersiową i wyprowadził ją na otwarte przestrzenie ciepłej skóry. Odchylił głowę do tyłu, pozwalając, by chłodne palce błądziły po rozgrzanej szyi, zmierzając powolnymi, gładkimi kręgami wprost ku twarzy.

Słyszał swój własny, ciężki oddech, generowany każdym, najdelikatniejszym muśnięciem palców mężczyzny i miał wrażenie, jakby tonął w ciepłej ciemności i cały świat, wszystkie dźwięki, barwy i zapachy przestawały istnieć... Istniał tylko ten dotyk na jego rozpalonej skórze. Nie widział niczego, absolutnie niczego, poza ognistą czerwienią, słyszał jedynie szalone bicie własnego serca, a pieszczota szorstkich palców na jego twarzy doprowadzała go niemal do utraty zmysłów. Poddał się całkowicie temu uczuciu, tracąc kontrolę i pozwalając, aby dłoń samodzielnie zaczęła błądzić po jego twarzy muskając czoło, przeczesując opadające niesfornie kosmyki włosów, lawirując pomiędzy nosem, policzkami oraz brodą, a na samym końcu docierając do rozchylonych warg i wsuwając dwa palce w ciepłe wnętrze ust. Ledwie zdając sobie sprawę z tego, że cały drży, zacisnął usta wokół placów i zaczął pieścić je językiem. Miały lekko słonawy posmak, pachniały atramentem i czymś słodkim. Język Harry'ego prześlizgiwał się po płytkich bruzdach i nierównościach, rozkoszując się smakiem, strukturą i tym czymś, czego nie potrafił zdefiniować, ale wiedział, że było częścią Severusa.

Z jego gardła wyrwał się cichy jęk, kiedy palce łagodnie, lecz stanowczo wysunęły się z jego ust i przez moment spoczęły na wilgotnych wargach. Pocałował je. I pozwolił, by dłoń zsunęła się nieco niżej, z powrotem poprzez szyję i klatkę piersiową i spoczęła tam, gdzie odczuwał w tej chwili największe pragnienie - na swoim sercu.

Do Harry'ego napłynął spokój. Strach i obawy rozproszyły się, jakby dłoń Severusa zabierała wszystkie zmartwienia i niedomówienia, a w zamian przynosiła jedynie ukojenie. Z jego ust wyrwało się słowo, które bardziej przypominało pełne ulgi i ufności westchnienie:

- Bezpiecznie...

Czuł się zupełnie jak pod wpływem zaklęcia Imperius - z jego głowy odpłynęły wszystkie myśli i troski, a pozostało jedynie niejasne poczucie szczęścia. Czuł się cudownie odprężony, z tą jednak różnicą, że nie chciał z tym walczyć.

Głośne, nerwowe pukanie brutalnie wdarło się do jego umysłu i sprowadziło go na ziemię, rozbijając na kawałki tę cudowną chwilę. Uniósł powieki i kiedy napotkał spojrzenie mężczyzny, musiał wstrzymać oddech. W rozszerzonych, migoczących dziwnie oczach zobaczył zachwyt. Severus patrzył na niego tak, jakby widział go po raz pierwszy, jakby był właśnie świadkiem jakiegoś niesamowitego spektaklu i nie do końca docierało do niego, że właśnie dobiegł końca.

Pukanie rozległo się ponownie i w tym samym momencie wzrok Mistrza Eliksirów zmienił się diametralnie. Brwi ściągnęły się gniewnie, a źrenice zapłonęły wściekłym blaskiem, kiedy spojrzał na drzwi tak, jakby pragnął je spopielić.

Harry rozejrzał się, nieco zdezorientowany. Snape podniósł się, zmuszając chłopaka do zejścia z jego kolan. Harry szybko cofnął się pod ścianę udając, że ogląda stojące na półkach butelki, a w tym samym czasie Mistrz Eliksirów podszedł do drzwi i otworzył je z rozmachem.

- O co chodzi? - warknął surowym, nieprzyjemnym głosem.

Harry uśmiechnął się do siebie.

- Pana podopieczni narobili mi na górze niezłego bajzlu - usłyszał zirytowany, skrzekliwy głos Filcha. Harry wszędzie by go rozpoznał. - Jeżeli nie przywoła ich pan do porządku, będę zmuszony poinformować o tym dyrektora. W ogóle nie szanują mojej pracy! Myślą, że to wszystko samo się robi...

- Dosyć! - przerwał mu ostro Snape. - Zaraz się tym zajmę, Filch. Zaczekaj za drzwiami. - Po tych słowach zatrzasnął mu je przed nosem i odwrócił się do Harry'ego.

- Zaczekaj tu na mnie, Potter. Ale nie waż się niczego dotykać!

Harry skinął głową, uśmiechając się wesoło. W tym "zaczekaj tu" była jakaś ciekawa obietnica...

Severus posłał mu długie spojrzenie, co wywołało drżenie w dolnych partiach brzucha Harry'ego i tylko utwierdziło go w jego domysłach, po czym odwrócił się i wyszedł.

Kiedy drzwi zamknęły się z trzaskiem, Harry poczuł się dziwnie. Po raz drugi został zupełnie sam w komnatach Snape'a. Co prawda teraz był w gabinecie, a nie w jego prywatnych kwaterach, ale liczyło się to, że Severus zaufał mu i pozwolił tu zostać.

Ogień, który jeszcze przed chwilą odczuwał, a który trawił wszystkie jego wnętrzności, zaczął powoli przygasać. Ale Harry wciąż był podekscytowany. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystkie ściany zapełniały półki, a na każdej z nich stało całe mnóstwo butelek, fiolek i słoików wypełnionych różnymi dziwnymi... rzeczami. Potrafił rozpoznać niektóre z nich: paluszki i skrzydła bachantek ognistych, łuski z ogonów trytonów, a nawet... gałki oczne niewiadomego pochodzenia. Ale na szczęście raczej nie ludzkiego, ponieważ miały czerwoną barwę.

Harry nigdy nie zwracał uwagi na te wszystkie egzotyczne zbiory, zawsze zbyt przejęty nadchodzącym spotkaniem ze Snape'em, mijał je obojętnie, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Ale teraz był tutaj. I był sam. I nie wiedział, ile będzie musiał czekać, zanim Severus wróci. I nudziło mu się...

Zaczął więc spacerować wzdłuż półek. Severus nie powinien być zły, przecież chce tylko pooglądać, nie chce niczego kraść. A poza tym może mu to pomóc w nauce. No i musi zająć myśli czymś innym, ponieważ jeszcze trochę i wybuchnie z niecierpliwości i podekscytowania. Powinien się trochę uspokoić. Tak, uspokoić... Oglądanie martwych kawałków zwierząt było na to najlepszym sposobem.

Od czas do czasu przystawał, przyglądając się stojącym na półkach, ciekawym okazom. Pazury gryfów zanurzone w zgniłozielonej cieczy sprawiły, że zrobiło mu się niedobrze. Miał tylko nadzieję, że odcina się je martwym osobnikom. Czerwone, przekrwione oczy, które zauważył wcześniej, należały do żmijoptaków. A obok w słoiku znajdowały się ich języki.

Och, Severus niedługo wróci i będą... Nie, nie, miał skupić się na oglądaniu.

Nigdy jeszcze nie używali na lekcjach takich składników, a przecież robili już bardzo wiele różnych eliksirów, niektóre bardzo potężne. Jednak wciąż ich najdziwniejszym elementem były odchody ibisa. A tego wszystkiego tutaj... albo używano do produkcji eliksirów eksperymentalnych albo tak złożonych i skomplikowanych, że potrafili je uwarzyć tylko mistrzowie tacy, jak Snape, albo też... jakichś czarnomagicznych mikstur.

Jego uwagę przyciągnął blask. Z tyłu półki stało coś, co wydzielało ciepłe, niemal słodkie, tęczowe światło. Zafascynowany sięgnął pomiędzy słoiki, odsuwając na bok jakieś czarne, splecione macki i butelkę z fioletowym, wirującym płynem. Jego oczom ukazała się niewielka fiolka w której igrały ze sobą wszystkie barwy tęczy, iskrząc kiedy się stykały, przenikały i przeplatały. Ich hipnotyzujący taniec sprawił, że Harry nie potrafił powstrzymać swojego pragnienia dotknięcia fiolki, poczucia ciepła, przeniknięcia tym światłem. Nie wiedział dlaczego, ale wydawało mu się, że ma ono moc usuwania wszelkich zmartwień. Wyciągnął dłoń, patrząc na grę barw i nie potrafiąc oderwać od niej wzroku. Miał wrażenie, że słyszy słodki śpiew, że kiedy tylko dotknie szklanej powierzchni, poczuje w sobie niemożliwe do opisania szczęście.