Skupił się resztką odpływających z niego sił i wysłał wiadomość:
Dziękuję za każdą spędzoną z tobą chwilę, Severusie. Dziękuję za... wszystko. Jestem taki senny...
Usłyszał szelest. Mężczyzna uklęknął przed nim i wbił w niego nieustępliwe, twarde spojrzenie.
- Znowu melodramatyzujesz, ty idioto! - warknął, ale jego głos był dziwny. Zachrypnięty. - Nie umrzesz, Potter! Nie pozwoliłem ci na to!
Harry próbował utrzymać się na powierzchni świadomości, ale miał wrażenie, jakby coś ciągnęło go w dół.
Dobranoc, Severusie...
Przez pokrywającą jego oczy mgłę zobaczył, jak mężczyzna odczytuje wiadomość, marszczy brwi i wyciąga rękę, aby sprawdzić mu puls. Zewsząd napierała ciemność, wyciągała po niego swe macki, czepiała się ubrania. Wszystko wirowało, rozmywało się. Nie był pewien, gdzie się znajduje. Miał wrażenie, jakby oddalał się, jakby wszystko - obrazy, dźwięki - odsuwały się, a on nie mógł ich złapać, aby zatrzymać je przy sobie.
- Flagrantia inflamare maxima!
Wokół niego buchnęły płomienie, rozjaśniając ciemność i odstraszając wciągające go w nią macki. Za nim pojawił się mur z ognia. Nie mógł tam iść. Musiał zawrócić, cofnąć się. Zaczął zbliżać się do światła. Słyszał jakieś krzyki, coraz wyraźniejsze, coraz głośniejsze.
Obraz wyostrzył się, ale nie mógł się na niczym skupić, ponieważ ktoś nim potrząsał.
- ...słyszysz! Daj mi znak, że mnie słyszysz, Potter! Do diabła! Jeżeli zaraz nie dasz mi znaku, to osobiście się z tobą policzę!
Podczas szarpania głowa Harry'ego opadła na chwilę w dół i zobaczył, że Severus zaciska palce wokół ręki, w której trzymał kamień.
Słyszę.
Mężczyzna puścił go i spojrzał na swój własny kamień. Pochylił głowę i przez chwilę trwał w bezruchu. Harry nie widział jego twarzy, mógł tylko patrzeć na czarne, opadające na twarz włosy mężczyzny i zastanawiać się, co się stało. Miał niejasne wrażenie, że gdzieś był, że widział jakiś ogień, ale nic więcej nie pamiętał.
Ogień. Czuł go w sobie. Czuł, jak rozgrzewa jego ciało, płonie w żyłach, tli się w sercu, pobudzając je do szybszego bicia.
Po kilku chwilach Severus spojrzał na niego. Harry dostrzegł tylko zanikający w oczach cień, twarz mężczyzny pozostała nieporuszona.
- Nie waż się więcej odpływać, Potter! Masz być przytomny, dopóki... - urwał nagle, a jego oczy rozszerzyły się na ułamek sekundy. Rozejrzał się po zarzuconej kawałkami szkła podłodze i zmarszczył brwi. Odsunął się od Harry'ego, pochylił i z najwyższą ostrożnością podniósł z posadzki kawałek szklanej skorupy, w której połyskiwał fioletowy płyn. Przyłożył go do warg i wlał sobie do ust. Harry zobaczył swoje odbicie w kawałku szkła. Sine, drżące wargi, podkrążone oczy, cera tak blada, iż wyglądał niemal jak duch. Czy to naprawdę był on?
Snape odrzucił szkło i pochylił się nad nim. Z jego rozciętej ostrą krawędzią wargi spływała krew. Uniósł twarz Harry'ego, przycisnął mocno wargi do jego ust, rozszerzył językiem zaciśnięte zęby i wlał w niego płyn.
Pomimo strachu, bezradności i otaczającej wszystko mgle, Harry w tej jednej chwili potrafił myśleć tylko o tym, że Severus właśnie... całował go! Tak jakby. A on nie mógł tego poczuć!
Cholera!
Snape oderwał wargi i spojrzał wyczekująco na twarz chłopaka. W jego wzroku było ogromne napięcie. Usta miał zaciśnięte i tak zaczerwienione, jakby coś je poparzyło.
Harry zaczął coś odczuwać. Ciepło. Nie... żar. Paliły go wargi. Później język i gardło. A wraz z gorącem, przychodziło... czucie. Udało mu się przełknąć. Miał wrażenie, jakby przez jego przełyk spływał płynny ogień, powoli zajmując całe ciało. Płonął w nim, roztapiając lód i rozgrzewając wszystko, co napotkał na swojej drodze. Kiedy jego płuca zaczęły funkcjonować i chciał wziąć głębszy oddech, zaczął się krztusić. Powoli powracało czucie w rękach, dłoniach, palcach... Poruszał nimi na próbę. Wyczuł trzymany w ręku kamień. Kamień, który... uratował mu życie. Gdyby go nie miał... - jego serce szarpnęło się - ...już nigdy nie zobaczyłby Severusa. Nigdy.
Kaszląc i dusząc się, pochylił się do przodu. Wszystko go swędziało i mrowiło, kiedy krew zaczynała krążyć w żyłach. Miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Jak gdyby wszystko go w środku swędziało, a nie mógł się podrapać, jakby w całym jego ciele biegały stada mrówek. Zacisnął zęby i zaczął jęczeć, pocierając jednocześnie brzuch, ramiona i uda, by je rozmasować i pobudzić krew do szybszego krążenia. Miał ochotę położyć się na podłodze, rzucać, szarpać i kopać. Zacisnął powieki i skulił się, błagając, by to się już skończyło. Po kilku minutach nieprzyjemne objawy zaczęły ustępować. Otworzył oczy i odetchnął głęboko kilka razy. Drżał. Podniósł głowę, by w końcu spojrzeć na Severus, ale mężczyzna stał w pewnej odległości, odwrócony tyłem. Zaciśnięte niemal do białości pięści nie wróżyły niczego dobrego.
Harry zagryzł wargę. Wiedział, że nabroił... A Snape wyglądał na naprawdę wściekłego. Może nie chce z nim rozmawiać? Może odwrócił się, żeby dać mu szansę na ucieczkę?
Spojrzał na drzwi. Nie, nie może wyjść... To była jego wina. Musi...
Z trudem podniósł się na nogi. Przez chwilę stał bez słowa, próbując wymyślić, co mógłby powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. W gabinecie panowała grobowa cisza. Zawisła nad ich głowami, zwiastując nadchodzącą burzę. Harry przełknął ślinę i otworzył usta:
- Ja...
To jedno słowo zamieniło się w mały kamyczek, który upadając na szczyt góry, wywołał olbrzymią, niemożliwą do zatrzymania lawinę.
Snape odwrócił się gwałtownie, niemal przebijając go morderczym, płonącym jak w gorączce spojrzeniem i ryknął tak, że Harry cofnął się i wpadł na półki:
- Ty bezmyślny, nieodpowiedzialny, pomylony, impertynencki, lekkomyślny durniu! Mogłeś ZGINĄĆ! Nie potrafisz wytrzymać nawet pięciu minut, żeby nie wpakować się w kłopoty! Masz gdzieś konsekwencje swojego zachowania! Nigdy nie pomyślisz o tym, że narażając siebie, narażasz też na niebezpieczeństwo innych! Ale co cię to obchodzi? Jesteś Wybrańcem i możesz robić, co ci się żywnie podoba, niezależnie od tego, czy ktoś przy tym zginie! Bezmyślnie pakujesz się w tarapaty, a później inni muszą ratować twoją żałosną skórę! I masz pretensje do całego świata, tylko nie do siebie!
- Nie krzycz na mnie - powiedział cicho Harry, wpatrując się w dywan i zagryzając wargę. Wiedział, że źle postąpił, wiedział, że prawie zginął... i wiedział, że Severus miał rację. Ale on też to bardzo przeżył... - Nie chciałem... przep...
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, Potter! - mężczyzna przerwał mu głosem ostrym niczym skalpel. - Wynoś się i nie pokazuj mi się więcej na oczy! - I z tymi słowami przypadł do niego, złapał go za ramię i pociągnął do wyjścia. Harry nie stawiał oporu. I tak nie miałby szans. Snape był w takim stanie, że jakakolwiek próba oporu mogłaby się dla niego skończyć bardzo boleśnie. - Narażaj kogoś innego, a nie mnie! - syknął przez zęby i wyrzucił go na korytarz. Zanim Harry zdążył złapać równowagę, drzwi zatrzasnęły się. Ostatnie słowa mężczyzny sprawiły, że dotarło w końcu do niego coś ważnego... Gdyby zginął na szlabanie u Snape'a, mógłby go narazić na naprawdę poważne konsekwencje, nie tylko ze strony Dumbledore'a, ale całego czarodziejskiego świata...
Podszedł do drzwi i zapukał. Odpowiedziała mu cisza.
- Przepraszam - powiedział do drewnianej powierzchni. Miał nadzieję, że Severus go usłyszy. - Przepraszam - powtórzył nieco głośniej.
Stał pod drzwiami jeszcze przez jakiś czas. A później, wzdychając ciężko, powlókł się do dormitorium.