Musi zrobić wszystko, aby to naprawić... Absolutnie wszystko!
***
Leżąc w łóżku, bombardowany ciemnością i siekającym w okna deszczem, Harry po raz kolejny próbował zablokować wdzierające się do jego umysłu wspomnienia strachu, bezradności i... ulgi. Żył tylko i wyłącznie dzięki kamieniowi i Severusowi. Spojrzał w głąb wirującej zieleni i w jej wnętrzu zobaczył obraz płonących gniewem oczu. Zacisnął powieki, próbując to odegnać, ale wszystko wciąż do niego powracało.
Jednak to nie fakt, że cudem uniknął śmierci tak bardzo go męczył, tylko świadomość, że swoim zachowaniem mógł zniszczyć wszystko, co z takim trudem udało mu się wybudować, że zepsuł to, co miało być takie piękne. A teraz Severus... teraz nie chciał go widzieć i to było najboleśniejsze. Że to wszystko stało się przez niego!
Zacisnął kamień w dłoni i wysłał:
Wiem, że się na mnie gniewasz i bardzo mi przykro z tego powodu. Nie chciałem narazić cię na nieprzyjemności. Bałem się... że już cię więcej nie zobaczę. Przepraszam, Severusie. Proszę, nie gniewaj się na mnie zbyt długo, bo tego nie zniosę.
Czekał na odpowiedź tak długo, aż wreszcie, zmęczony przeżyciami, zasnął.
***
Kiedy Harry schodził na śniadanie we wtorek, myślał tylko o tym, czy zobaczy Severusa.
Zobaczył.
Ale mężczyzna przez cały posiłek nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem. Próbował wysyłać mu pod stołem wiadomości, ale Snape ani razu nie sięgnął do kieszeni, tak jakby... w ogóle nie miał kamienia. Gdyby trzymał go w kieszeni, to klejnot po jakimś czasie zacząłby go parzyć, ale Severus najwidoczniej musiał go zostawić w komnacie, ponieważ nie chciał mieć już z Harrym nic do czynienia.
Kiedy chłopak uświadomił to sobie, natychmiast stracił cały apetyt i popadł w jeszcze większe przygnębienie. Ron i Hermiona patrzyli na niego z niepokojem, więc próbował chociaż udawać, że wszystko jest w porządku i posłał im wymuszony uśmiech, chociaż w głębi serca miał wrażenie, jakby coś rozpadało się w nim na kawałki.
Przez cały dzień, na każdym posiłku, Severus ostentacyjnie ignorował go. A Harry popadał w coraz większy marazm. Nie zaprzestał wysyłania wiadomości, chociaż ani razu nie otrzymał odpowiedzi.
Wiem, że to wszystko moja wina. Wiem, że czasami nie potrafię powstrzymać się przed... ryzykowaniem. Ale to nieprawda, co o mnie powiedziałeś. Nie jestem bezmyślny i impertynencki. Chciałem tylko... zająć czymś myśli, dowiedzieć się czegoś...
Przerwał. Nie, to brzmiało głupio...
Nie chciałem tego. Gdybym mógł cofnąć czas...
Ale nie mógł, więc po co o tym pisać?
Po prostu... to był wypadek. Żałuję tego. Chciałem... czekałem... i...
Cholera!
Przepraszam. Co mam jeszcze zrobić?
Czekał długo, bardzo długo.
Odezwij się do mnie! Nie zniosę tego dłużej!
To na nic. Nie otrzymał ani jednej odpowiedzi. Severus pewnie... pozbył się kamienia. Musiał go wyrzucić, ponieważ nie chciał, żeby Harry go męczył.
To... bolało.
Przewrócił się na bok i zacisnął w dłoni gładki, zielony klejnot. Miał tylko to. Jedyną cząstkę Severusa, która mu pozostała. Dopóki ją miał, miał także nadzieję.
Nie wiem, po co ci to wszystko wysyłam. Podejrzewam, że pozbyłeś się kamienia... i mnie. To takie dziwne uczucie wiedzieć, że już nie odczytasz moich wiadomości...
Zamrugał czując, że szczypią go oczy.
Nie, będzie z tym walczył! Nie może przecież się...
Serce Harry'ego niemal wyskoczyło z piersi, kiedy poczuł w dłoni ciepło. Spojrzał na klejnot zamglonym wzrokiem, ściskając go tak mocno, iż niemal go zgniótł.
Mówiłem, że nie mam ci nic do powiedzenia, Potter.
Wiadomość była sucha i niemiła, ale... była! Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu ulgi. Wystarczyło jedno zdanie, aby cały świat nabrał barw. Opadł na poduszkę i wpatrując się w sklepienie, uśmiechał się do siebie i czuł, że przyszłość należy do niego. Ponownie przewrócił się na bok i skulił się, przytulając policzek do kamienia.
Dobranoc, Severusie. I... dziękuję.
***
Harry wiedział, że dzisiaj jest środa. A to oznaczało szlaban ze Snape'em. Ale czy po tym, co się wydarzyło, mógł tak po prostu do niego iść? Jakby nic się nie stało? Severus nadal go ignorował, ale w końcu nie napisał mu, że nie może przyjść. Przecież gdyby nie chciał go widzieć, to chyba by go o tym poinformował. To prawda, że wykrzyczał mu to w twarz tak głośno, że Harry niemal ogłuchnął, ale... był wtedy bardzo zdenerwowany i może przemyślał to wszystko i... Cholera!
Zerwał się z łóżka i zaczął krążyć po dormitorium. Neville i Ron uczyli się na dole razem z Hermioną.
Pójdzie! Najwyżej Snape go wyrzuci.
Ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymał się nagle.
A może jednak lepiej będzie, jeżeli zostanie? Może on naprawdę nie chce go widzieć?
Zawrócił i usiadł na łóżku.
A jeżeli go oczekuje i będzie zły, jeśli Harry nie przyjdzie? W końcu to jest szlaban. Może każe mu po prostu czyścić kociołki albo coś?
Ale on nie chciał czyścić kociołków! Chciał, żeby pomiędzy nimi znowu było tak, jak wcześniej. Musi spróbować to naprawić!
Zerwał się z łóżka. Pójdzie i zostanie tam, nawet jeżeli Snape będzie chciał go wyrzucić. A później... później coś wymyśli.
Zanim Harry dotarł do lochów, zdążył już kilka razy zmienić zdanie i zdenerwować się tak bardzo, że serce chciało wyskoczyć mu z piersi. W końcu jednak jego gryfoński upór i wiara w siebie zwyciężyły i stanął przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Mistrza Eliksirów. Podniósł rękę, ale zawahał się. Kilka razy otworzył i zacisnął pięść, zanim zdecydował się w końcu dotknąć drewnianej powierzchni, która natychmiast się uchyliła. Wszedł do gabinetu czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Przemknął przez pomieszczenie starając się nawet nie spoglądać na wypełnione słoikami i butelkami półki, zamknął oczy i zapukał.
Drzwi otworzyły się. Harry przekroczył próg i doznał dziwnego wrażenia, jakby wszedł do rwącej rzeki, ponieważ nogi niespodziewanie ugięły się pod nim. Zdołał jednak utrzymać się prosto, ale musiał przełknąć ślinę, ponieważ nagle całkowicie zaschło mu w gardle. Severus siedział w swoim zielonym fotelu, nieruchomo wpatrując się w ogień. Nie spojrzał na niego, nie odwrócił się, nie wykonał żadnego gestu, który wskazywałby na to, że zauważył jego przybycie. To oznaczało, że nadal jest na niego zły. Bardzo zły.
- Do-dobry wieczór, S-Severusie... - odezwał się niepewnie, zastanawiając się, co ma zrobić. Podejść do niego, usiąść? Zanim jednak wykonał jakikolwiek gest, usłyszał wypowiedziane zimnym, nieprzyjemnym tonem słowa:
- Twój szlaban się dzisiaj nie odbędzie, Potter. Możesz odejść. Tylko spróbuj się nie zabić po drodze.
Harry skrzywił się. To nie było miłe...
Przez kilka chwil stał niezdecydowany. Miał wrażenie, że cokolwiek spróbuje zrobić, nic to nie da. Może rzeczywiście powinien wrócić...
Podszedł do drzwi i otworzył je, ale zawahał się.
Nie, nie odejdzie! Nie pozwoli się wyrzucić! Nie po to zdecydował się tu w końcu przyjść, żeby od razu poddać się i uciec jak tchórz. A zresztą... - Harry zmarszczył brwi - ... Severus go tu wpuścił. Musiał chcieć, żeby Harry tu przyszedł... A skoro chciał...
Harry odwrócił się, spojrzał na mężczyznę i popchnął drzwi. W momencie, kiedy się zatrzasnęły, Snape błyskawicznie przekręcił głowę i... jego oczy na sekundę rozszerzyły się, kiedy zobaczył, że Harry nie wyszedł, po czym natychmiast spojrzał z powrotem w ogień.
Ale Harry już to zobaczył. I w tym samym momencie wiedział już, co powinien zrobić, aby wszystko załagodzić.