Harry uśmiechnął się do siebie.
"To dzięki mnie" - pomyślał z satysfakcją. - "To ja do tego doprowadziłem."
Pomimo tego, że gardło bolało go tak bardzo, iż wydawało mu się, że stracił głos i mimo że ledwie mógł oddychać, czuł się niewyobrażalnie szczęśliwy.
Doprowadził się do porządku, po czym oparł dłonie na kolanach Snape'a i podciągnął się. Kiedy wstał, nogi ugięły się pod nim. Nie wahając się ani przez chwilę, wdrapał się na kolana Mistrza Eliksirów, wykorzystując jego chwilowe upojenie, i usiadł na nich okrakiem, obejmując go za szyję, kładąc głowę na jego ramieniu i wtulając twarz w obojczyk. Słyszał przy uchu ciężki oddech Severusa, który wciąż wracał do siebie. Czuł na plecach bijące od kominka ciepło. Odgłos trzaskającego ognia uspokajał go.
Żaden z nich nic nie powiedział. Nie było takiej potrzeby. Nie pozostało nic do dodania.
Klatka piersiowa Severusa unosiła się i opadała coraz wolniej, kołysząc się łagodnie. Harry zamknął oczy i przylgnął do niego jeszcze mocniej, pragnąc zostać w takiej pozycji już na zawsze. Tak blisko, ciepło...
Wszystko zaczęło się powoli rozpływać, przykryte napierającą zewsząd ciemnością, jakby rozciągała nad światem miękką, przytulną narzutę, okrywając go szczelnie ciepłym kocem ciszy. Harry pozwolił się jej otulić i pogrążył się w przyjemnym, słodkim śnie.
*
Harry skręcił szybko, unikając zderzenia z nadlatującym tłuczkiem. Trybuny pod nim falowały. Słyszał krzyki kolegów z drużyny, ale świst wiatru w uszach skutecznie hamował docierające do niego dźwięki. Starał się wypatrzeć złotego znicza, który kilka razy mignął mu gdzieś na obrzeżach boiska, ale za każdym razem znikał równie szybko, jak się pojawiał. Na dodatek Cho przez cały czas siedziała mu na ogonie. Obrzucił spojrzeniem kolorowe trybuny, boisko, obręcze, przy których toczyła się zacięta walka.
Jest! Dostrzegł błysk! Na samym środku boiska, kilkanaście metrów nad ziemią. Skierował Błyskawicę w tamtą stronę, modląc się w duchu, by Cho nie zauważyła jego zrywu. Pochylił się nisko nad trzonkiem. I wtedy poczuł dziwny nacisk w okolicach swojego tyłka. Coś zaczęło go uwierać i gładko wśliznęło się do jego wnętrza. Jęknął, czując niewyobrażalną przyjemność, która pojawiła się wraz z tym znajomym uczuciem cudownego rozpychania. Spojrzał w dół i zobaczył, że jego miotła zamieniła się w... Severusa. Harry siedział na nim i pozwalał, by penis Snape'a wchodził w niego głęboko, przy każdym pchnięciu wywołując w nim eksplozję przyjemności. Zupełnie zapomniał o meczu, o zniczu. Wszystko przestało się liczyć. Istniała tylko erekcja Severusa, która wbijała się w niego z coraz większą szybkością. I wtedy usłyszał nad sobą jakiś krzyk. Chyba Angeliny.
- Harry! Przestań się zabawiać i leć po znicz! Cho już go prawie ma!
Harry spróbował powrócić do rzeczywistości i skupić się na swoim zadaniu.
Znicz! Musi go zdobyć! Nie może zawieść!
Pochylił się nisko nad Severusem i, wymijając Cho, pofrunął w kierunku błyszczącej, złotej piłki.
Już miał. Już prawie go miał! Wyciągnął rękę... W chwili, kiedy jego palce zacisnęły się na zniczu, poczuł, jak penis mężczyzny uderza w jego prostatę. Zawył i niemal wypuścił kulkę z ręki. Zacisnął powieki słysząc, jak trybuny zaczynają szaleć z radości. Gwizdy, wrzaski i śpiewy zmieszały się z jego jękami. I wtedy znicz, który kurczowo trzymał w dłoni, zaczął zmieniać kształt. Wypuścił go i zobaczył, że przybrał krwisto-czerwony odcień, a na jego powierzchni pojawiły się usta Zamienił się w wyjca, który zaczął wrzeszczeć głosem McGonagalclass="underline"
- Harry Jamesie Potterze! Podczas meczu quidditcha nie wolno uprawiać seksu! Proszę natychmiast zejść z profesora Snape'a! Złamałeś przynajmniej piętnaście punktów szkolnego regulaminu! Okryłeś hańbą dom Gryffindoru! Zostałeś za to ukarany dożywotnim szlabanem! Codziennie wieczorem w moim gabinecie!
Co? Jak to dożywotnim? To znaczy, że kiedy skończy Hogwart, nadal będzie musiał przychodzić na szlabany do McGonagall? Dlaczego? Przecież nie zrobił nic złego! Pieprzy się tylko ze Snape'em. Czy to coś zdrożnego? Złapał znicz, wygrali! Czy to nic nie znaczy? Dlaczego obchodzi ją tylko to, że Snape go posuwa?
- Oooch... Severusie... - wyjęczał czując, że mężczyzna przyspieszył. Wyjec nagle przestał być ważny. Coś tam sobie jeszcze wrzeszczał, ale Harry nie miał zamiaru go słuchać.
- Jestem Wybrańcem - na wpół krzyknął, na wpół wyjęczał. - I mogę pieprzyć się, z kim chcę i kiedy chcę! Nawet na cholernym meczu! Złapałem już znicz, a teraz... chcę tylko... oooch... Severusa...
Wybuch był blisko... Już tak blisko... Czuł narastające napięcie. Ostatnie słowa McGonagall utonęły w długim, ochrypłym jęku Harry'ego, kiedy penis Snape'a uderzył w prostatę i nastąpiła potężna eksplozja, która zmiotła wszystko z powierzchni ziemi. Zniknął wyjec, boisko, trybuny. Pozostał jedynie Severus. Unosili się w ciemnej, bezkresnej pustce. Sami. Pogrążeni w absolutnej, bolesnej przyjemności orgazmu.
Wtedy z pustki napłynęło echo głosu. Początkowo niewyraźne.
- Potter!
Ktoś go wołał.
- Potter!
- Odejdź, Ron - jęknął Harry. - Nie chcę jeszcze wstawać. Sam idź na śniadanie.
Trochę go zdziwiło, że Ron mówi do niego po nazwisku, ale tak bardzo chciał powrócić do tego cudownego snu, że szybko o tym zapomniał. Walczył ze wszystkich sił, aby go zatrzymać.
- Potter! - Głos był ostrzejszy i wyraźniejszy.
Harry gwałtownie otworzył oczy. Wtulał się w coś ciemnego i pachnącego znajomo...
Snape!
Poderwał głowę i spojrzał wprost w przypatrujące mu się uważnie czarne oczy. Jego ramiona owinięte były wokół szyi mężczyzny.
O cholera! Zasnął na jego kolanach!
- Już prawie dziesiąta, Potter. Jeżeli w ciągu piętnastu minut nie znajdziesz się w swoim dormitorium, mogę odebrać twojemu domowi trzydzieści punktów - powiedział Mistrz Eliksirów, odkładając na stolik trzymaną do tej pory w ręku książkę. Najwidoczniej czytał ją, kiedy Harry spał. Gryfon zamrugał, zaskoczony.
- Pozwoliłeś mi... - odezwał się i przerwał. Jego głos był zachrypnięty, jakby bardzo długo i głośno krzyczał. Bolało go też gardło. Odchrząknął i spróbował ponownie - Pozwoliłeś mi tutaj spać prawie trzy godziny? - zapytał i zarumienił się delikatnie, kiedy w końcu przypomniał sobie, co było przyczyną tego bólu. Odchrząknął jeszcze raz i zobaczył iskierki rozbawienia w oczach Severusa.
Paskudny drań!
- Owszem. I muszę przyznać, że było to niezwykle... interesujące doświadczenie - odparł Mistrz Eliksirów, a na jego ustach zatańczył złośliwy uśmieszek. - W szczególności te wyuzdane jęki... Cóż, nie podejrzewałem, że nasz Wybraniec lubi zabawiać się publicznie... I to na meczu? Co by na to powiedzieli twoi fani, Potter?
Harry poczuł, że jego twarz płonie ze wstydu. Obrazy ze snu zaczęły uderzać w niego z ogromną siłą. Przypomniał sobie mecz, Snape'a, wyjca od McGonagall, orgazm...
O cholera!
Szybko spojrzał w dół na swoje spodnie. Widniała na nich duża, mokra plama. Wzrok Severusa powędrował za jego spojrzeniem. Jedna z brwi uniosła się, kiedy mężczyzna zapytał kpiącym tonem:
- Aż tak miły sen, Potter?
Harry nie sądził, że można odczuwać wstyd niczym przeżerający skórę kwas, ale właśnie tego teraz doświadczał. Widział, jak Severus zagryza wargę, żeby się nie roześmiać. I to było jeszcze gorsze!
Gwałtownie odwrócił twarz w bok, nie chcąc widzieć, jak Snape śmieje się z niego i jego upokorzenia.