Выбрать главу

- Dzięki. Spotkamy się tutaj przed dziesiątą.

- Ja też dziękuję. Ty również pomogłeś mi się wymknąć. Ron nie będzie się tak rzucał, jeżeli będzie myślał, że jestem z tobą. To do zobaczenia. - Pomachała mu i zniknęła w korytarzu prowadzącym ku zachodniej wieży, w której znajdowała się siedziba Krukonów.

Harry rozejrzał się uważnie wokół, po czym zarzucił na siebie pelerynę i przemknął do lochów. Szybko przemierzył gabinet i zanim zapukał do komnat, zdjął pelerynę i poprawił włosy. Poskutkowało to jednak jedynie tym, że zaczęły sterczeć jeszcze bardziej.

Kiedy wszedł do pomieszczenia, Severus siedział w fotelu, wpatrzony w ogień. Nie pracował nad niczym, nie czytał. Po prostu czekał.

"Na mnie" - uświadomił sobie chłopak i poczuł wewnątrz siebie ciepły prąd.

- Dobry wieczór, Severusie - wyszeptał ochryple i podszedł do czarnego fotela. Dopiero kiedy opadł na niego z westchnieniem, Snape odwrócił głowę. Jego oczy spoczęły na Harrym i... rozszerzyły się momentalnie. A następnie bardzo powoli przesunęły się wzdłuż ciała Harry'ego, do bioder i z powrotem ku twarzy. Pojawił się w nich drapieżny błysk.

Harry poczuł, że robi mu się gorąco. Miał wrażenie, jakby wzrok Severusa przenikał go i rozbierał, z jawną przyjemnością wchłaniając wszystko, czego pragnął. I wyglądało na to, że to, co widział... niezwykle mu się podobało. Harry zaczął się wiercić, nie potrafiąc wytrzymać napastliwej intensywności tego spojrzenia, i odchrząknął.

Dopiero teraz zauważył stojącą przed nim na stoliku małą buteleczkę.

- Co to jest? - zapytał, biorąc ją do ręki. W środku znajdował się gęsty, biały płyn.

- Coś na twoje gardło - odparł Severus. Nawet nie spojrzał na butelkę, tak jakby ubrany w śnieżnobiały golf Harry całkowicie pochłonął jego uwagę i nie potrafił oderwać od niego wzroku.

- To miło, że o tym pomyślałeś, Severusie - uśmiechnął się i szybko wypił zawartość fiolki. Kiedyś pewnie by się zawahał, ale teraz było inaczej. Teraz ... całkowicie mu ufał.

Poczuł przyjemny chłód spływający w dół gardła i wypłukujący ból. Zamknął oczy, rozkoszując się tym miłym doznaniem. Kiedy je otworzył, ponownie został przeszyty pełnym dziwnego blasku spojrzeniem Severusa. Odchrząknął z zakłopotaniem.

- Teraz znacznie lepiej. Dziękuję. - Odstawił butelkę na stolik i przez chwilę w pomieszczeniu panowała niezręczna cisza. - Napiłbym się czegoś - wypalił w końcu, nie mogąc już znieść tego unoszącego się w powietrzu napięcia.

Snape zamrugał, jakby wyrwany z transu, po czym spojrzał na barek. Machnął różdżką i Harry zobaczył, jak jedna z butelek odkorkowuje się i nalewa do wysokiej, zdobionej szklanki przezroczystego, połyskującego srebrzyście płynu. Podfrunęła do niego i wylądowała na stoliku.

- Ale tylko jedną porcję, Potter. Nie zniosę po raz kolejny twoich pijackich ekscesów.

- O ile dobrze pamiętam, to z przyjemnością je wykorzystałeś - odgryzł się.

- Ale to nie ja tańczyłem nago na stole - odparował Snape ze złośliwym uśmieszkiem.

Harry zamrugał.

Co? Tego sobie nie przypominał... Przecież nie był chyba aż tak pijany... Pamiętałby o czymś takim.

- Kłamiesz - burknął, wypijając kilka łyków słodkiego alkoholu. Snape uniósł brwi i sięgnął po szklankę whisky, która wylądowała przed nim. - Nie znoszę tańczyć. Nie zrobiłbym tego nawet, gdybym był pijany.

Pamiętał tamten wieczór. Zawierał w sobie dużo alkoholu, wirujących wokół niego przedmiotów i przesuwającej się pod nogami podłogi, a także mnóstwo obciągania i seksu, ale na pewno nie tańczenia na stole. Nie pozwoli się tak łatwo wrobić!

- Dedukcja godna pochwały, panie Potter - powiedział Snape i wziął duży łyk alkoholu. Potem kolejny. I jeszcze kilka. Harry spojrzał z niepokojem na opróżnioną w trzech czwartych szklankę, którą mężczyzna odstawił ponownie na stolik. Severus nigdy nie pił z taką szybkością. Wyglądało na to, że szykował się do czegoś, czego nie potrafił zrobić na trzeźwo.

To było nieco... niepokojące.

Po jakimś czasie Severus odchrząknął, spojrzał w ogień i powiedział:

- Czy nie uważasz, że w ostatniej akcji meczu pomiędzy Armatami i Harpiami, Higdon Saveloy powinien podać kafla bocznemu zawodnikowi, dzięki czemu uniknąłby ataku pałkarzy i w konsekwencji kontuzji, a jego drużyna miałaby szansę zwyciężyć?

Zapadła głucha cisza.

Dopiero, kiedy umysł Harry'ego nadążył za uszami i dotarło do niego, co właśnie usłyszał, był w stanie zareagować.

- Ee...

Musiał się przesłyszeć. Na pewno się przesłyszał. Severus nie mógł tego powiedzieć. To było absolutnie niemożliwe.

Spojrzał podejrzliwie na swoją szklankę. Przecież nie wypił aż tyle, żeby mieć halucynacje. W końcu uznał, że wypadałoby jednak coś odpowiedzieć, a nie gapić się tylko z rozdziawionymi ustami.

- Uhm... Też tak myślę. Ale Armaty i tak mają kiepski sezon. Poza tym, Saveloy uwielbia się popisywać i zapomina o tym, że to gra drużynowa - wypalił automatycznie, czując się jak w surrealistycznym śnie.

Czy Severus Snape, Mistrz Eliksirów, najmroczniejszy i najbardziej znienawidzony nauczyciel, postrach całej szkoły i przesiąknięty cynizmem drań naprawdę właśnie rozmawiał z nim o Quidditchu?!

Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mu coś takiego przepowiedział, to wysłałby go do Świętego Munga na przymusowe leczenie.

- Jednak trzeba przyznać, że jest specjalistą w zakładaniu Chwytu Bradleya - oznajmił Severus nieco pewniejszym tonem, choć nadal nie odrywał wzroku od kominka.

"Chwytu Berkeleya" - poprawił w myślach Harry, ale nie odważył się powiedzieć tego głośno. Miał wrażenie, jakby posuwał się po bardzo cienkim lodzie i jeden nieostrożny krok mógł go skruszyć.

- Ale Harpie są o wiele lepiej zgrane. A bez zaufania i zrozumienia nie można myśleć o wygranej - odparł Harry, czując, że powoli wciąga go ta rozmowa. Zawsze rozmawiał o Quidditchu tylko z Ronem, ale on był zbyt uparty i jeżeli kibicował jakiejś drużynie, to zachowywał się jak głuchy ślepiec, który nie dostrzega żadnych błędów i nie było mowy o jakiejkolwiek konstruktywnej dyskusji z nim.

- Czasami to jednostka może zadecydować o wyniku - odparł Severus. - Podczas pucharowego meczu pomiędzy Osami i Tajfunami Oswald Ridwind wygrał cały mecz praktycznie w pojedynkę.

- Ponieważ znicz niemal wpadł mu do ręki od razu po rozpoczęciu gry - odparował Harry.

Severus oderwał wzrok od kominka i rzucił mu długie spojrzenie.

- To nie ma znaczenia. Faktem jest jedynie to, że dzięki niemu Osy zwyciężyły. Czasami jedna osoba potrafi wszystko zniszczyć. Albo odbudować. Ty doskonale powinieneś o tym wiedzieć.

Harry otworzył usta, ale natychmiast je zamknął. Severus miał rację. A niech go! Dlaczego niemal zawsze miał rację? Nawet w cholernym Quidditchu! Przecież to on był specjalistą, a nie Snape, który nigdy wcześniej nie przejawiał żadnego zainteresowania tą dyscypliną sportu. W ogóle żadną dyscypliną. A teraz...

Harry zamrugał. Myśl, która już od dawna czekała cierpliwie pod drzwiami jego świadomości, w końcu nie wytrzymała i zapukała, aby zwrócić na siebie uwagę.

Severus zrobił to, aby mu się odwdzięczyć. Harry nauczył się dla niego rozmawiać o eliksirach, po raz pierwszy napisał test tak dobrze, że otrzymał "wybitny" i Snape... docenił to wszystko. Harry poczuł ciepło rozlewające się w jego wnętrzu. Miał wrażenie, że już niczego więcej nie potrzebuje. Że mógłby tak tutaj siedzieć, popijać alkohol i rozmawiać z Severusem o Quidditchu do końca swoich dni. Oczywiście nie pogardziłby też dobrym seksem od czasu do czasu. A w zasadzie to raczej często. Nawet bardzo często. Najlepiej codziennie.