Выбрать главу

--- rozdział 32 ---

 

32. Jealousy

Don't touch me please

I cannot stand the way you tease

I love you though you hurt me so

Now I'm going to pack my things and go

Once I ran to you

Now I'll run from you

This tainted love you've given

I give you all a boy could give you*

W sobotę podczas śniadania Ron i Hermiona zajęli się rozmową na temat nadchodzących świąt, więc Harry mógł bezpiecznie pogrążyć się we własnych myślach.

Miał wrażenie, że wciąż czuje na policzku dotyk Severusa i łapał się na tym, że co jakiś czas dotyka swojej twarzy, jakby spodziewając się natrafić na chłodne, szorstkie palce wyślizgujące się spod jego dłoni.

Wczoraj udało mu się wrócić do Pokoju Wspólnego w ostatniej chwili, ponieważ Ginny zdążyła już zmobilizować Rona, Hermionę i Neville'a, na których niemal wpadł w przejściu do siedziby Gryfonów. Ginny stwierdziła, że Harry został opętany albo zauroczony i chłopak musiał się nieźle nagadać, aby wytłumaczyć im, że po prostu chciał pójść do toalety i nie mógł zbyt szybko wrócić, bo wpadłby na Filcha. Wmawiał sobie, że przynajmniej część z tego była prawdą.

Hermiona nie uwierzyła w jego bajeczkę o potknięciu się i zdarciu sobie kostek do krwi przy upadku, ale nie zadawała pytań i zrobiła wszystko, co mogła, aby go wyleczyć. Ron prawie się nie odzywał, rzucając podejrzliwe spojrzenia zarówno jemu, jak i Ginny. Ale Harry miał już tego dosyć i wyraźnie mu to powiedział, zaznaczając, że nie będzie mu się z niczego tłumaczył.

Coraz bardziej denerwowały go jego absolutne zaślepienie i zaborczość w stosunku do siostry. W końcu Ginny nie była dzieckiem i mogła chodzić, z kim chciała. A przez niego musiała się ukrywać.

Harry znał to uczucie. Tylko że on miał powody, aby się ukrywać. Prawdziwe powody. Gdyby Ginny uparła się i przeciwstawiła Ronowi, mogłaby pewnie przyjść na bożonarodzeniową imprezę razem ze swoim tajemniczym chłopakiem i nikt, absolutnie nikt, poza Ronem oczywiście, nie patrzyłby na nią krzywo. Harry nie miał takiej szansy. Już sobie wyobrażał miny przyjaciół, gdyby przyprowadził ze sobą Severusa...

Widocznie już zawsze będzie musiał się ukrywać. I już zawsze będzie tym, który wszędzie chodzi sam. Przecież Luna nie będzie go kryła do końca życia...

Do końca życia?

Zarumienił się lekko, kiedy zorientował się, o czym właśnie pomyślał, i szybko wyrzucił to ze swej głowy. Za wcześnie, by się nad tym zastanawiać. Na razie nie mógł być pewien nawet kolejnego dnia, a co dopiero... "reszty życia".

Inną sprawą było to, że Snape wolałby pewnie przez cały dzień wysłuchiwać przepowiedni profesor Trelawney, popijając jej przesłodzone, aromatyzowane herbatki, niż iść z nim na uczniowską imprezę, organizowaną przez tę "różowowłosą niezdarę".

Harry uśmiechnął się do siebie, widząc w wyobraźni minę Severusa, gdyby mu to zaproponował, ale w jego uśmiechu skrył się cień.

- Będziemy się świetnie bawić, prawda, Harry? - zapytał Ron, wyrywając go z głębin własnych myśli. - Dziesięć dni bez nauki, bez sprawdzianów i prac domowych. I co najważniejsze, dziesięć dni bez Snape'a - wyszczerzył się i poklepał go po ramieniu. - Czyż to nie cudowna wizja?

"Jasne, że nie, ty kretynie" - pomyślał Harry, czując nagłą złość na przyjaciela.

- My będziemy się świetnie bawić, a on zostanie sam jak palec w tych swoich mrocznych lochach i założę się, że będzie nas wszystkich przeklinał, bo nie będzie mógł mieszać nas z błotem. Pewnie z tej wściekłości wyżyje się na skrzatach domowych. Hahaha. Dobrze tak temu tłustowłosemu gnojkowi! - Ron zaczął chichotać, nawet pomimo karcącego wzroku Hermiony, a Harry poczuł, jak coś lodowatego zaciska się wokół jego serca.

Wiedział, że najprawdopodobniej będzie musiał opuścić Hogwart na święta. Pamiętał, jak zawsze cieszył się z tego wyjazdu, jak cieszył się z możliwości spędzenia świąt z Weasleyami, Hermioną, Ginny... A teraz? Teraz miał wrażenie, jakby to miała być dla niego największa kara. Wcale nie miał ochoty wyjeżdżać. Chciał spędzić te święta z Severusem. Naprawdę o tym marzył. Przecież nie może go tutaj zostawić samego. Ron miał rację. Snape pewnie zawsze spędzał święta samotnie. I z tego powodu nigdy ich tak naprawdę nie obchodził. Nie miał nikogo, z kim mógłby je spędzić, nikogo, kto chciałby spędzić je z nim.

Ale teraz to się zmieniło. Teraz miał Harry'ego.

- Jak myślicie? - kontynuował Ron, uśmiechając się złośliwie. - Czy ten oślizły dupek kiedykolwiek dostał od kogoś chociaż jeden prezent? - Harry skrzywił się. Starał się, ale nie potrafił słuchać bluzg pod adresem Severusa z kamienną miną. Z każdym słowem czuł coraz większą złość na przyjaciela i nie potrafił tego powstrzymać. - Hahaha, pewnie nie. Kto chciałby dawać mu prezenty? Jedyne, na co zasłużył, to torebka łajnobomb. Może poproszę Freda i George'a, żeby mu jedną wysłali? Taką z mechanizmem spustowym, która wystrzela przy otwarciu. Hahaha. Wyobrażacie to sobie?

- Nie zrobisz tego - wycedził wściekle Harry, czując, że jeszcze chwila i mu przyłoży. Przyjaciele spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Na szczęście Gryfon potrafił jeszcze na tyle trzeźwo myśleć, by natychmiast zrozumieć, co powiedział i błyskawicznie się poprawić. - To znaczy... domyśliłby się, że to od nich, nie jest przecież durniem. I kiedy wróciłbyś po przerwie świątecznej do Hogwartu, miałbyś przechlapane. Zrównałby cię z ziemią. Daję ci po prostu dobrą radę, Ron - dodał, chociaż jedyne, co chciał mu dać, to cios w twarz.

Lubił Rona, lubił jego towarzystwo. Ale czasami tak bardzo go irytował, iż z trudem powstrzymywał się od tego, by nie wstać i po prostu nie odejść gdziekolwiek, byle dalej od niego i jego idiotycznych tekstów. Albo nie odpowiedzieć mu czegoś, czego potem mógłby żałować. Szczególnie, kiedy przyjaciel wpadał w tryb "Snape to obrzydliwy, smrodliwy bydlak".

Ron skrzywił się i westchnął ciężko.

- Chyba masz rację, Harry... Ech, a mogłoby być tak zabawnie...

Hermiona pokręciła z politowaniem głową i zwróciła się do Harry'ego:

- Idziesz z nami na imprezę organizowaną przez Tonks, prawda?

Harry pokiwał głową, wbijając wzrok w stół. Nadal czuł płonący w swoim wnętrzu gniew. Na Rona, za to, co mówił o Snapie. Na Hermionę, za to, że mu nie przerwała. Na Weasleyów, za to, że jak co roku musieli zaprosić go na Gwiazdkę. I na siebie, za to, że nie miał pojęcia, jak się z tego wykręcić. Nie mógł im tak po prostu powiedzieć, że nie chce spędzić z nimi świąt, bo zamęczyliby go pytaniami "dlaczego", a on nie mógł im przecież wyjawić prawdy.

Więc co miał zrobić?

Będzie musiał coś wymyślić. I to bardzo szybko!

Może celowo złamie sobie nogę?

Nie, Pomfrey od razy by go wyleczyła...

Och, myśl, myśl!

- Harry! - usłyszał głos Hermiony. - Jakaś sowa do ciebie.

Gryfon oderwał się od swoich myśli i spojrzał na przypatrującą mu się płomykówkę, która najwyraźniej wylądowała w śniadaniu Rona, który wyzywał ją właśnie od "wrednych ptaszysk" i próbował wypędzić ze swojej rozgrzebanej jajecznicy. Harry z trudem ukrył uśmiech. Od razu ją polubił.

- Co to takiego? - zapytała Hermiona, kiedy chłopak wyjął z jej dzioba niewielką karteczkę i rozwinął ją.

Harry, przyjdź po śniadaniu do mojego gabinetu. Chciałbym z tobą porozmawiać. Hasło: "lukrowane laseczki".

Albus Dumbledore

- To od Dumbledore'a. Chce się ze mną dzisiaj spotkać - odparł, marszcząc brwi i zastanawiając się, czego może chcieć od niego dyrektor.

Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Dumbledore'a nie było na śniadaniu. Severusa również, ale w jego przypadku było to nagminne. Pewnie znowu był zajęty pracą w laboratorium i nie miał czasu nawet na to, aby jeść. Och, wyglądało na to, że Harry będzie musiał zająć się jego posiłkami i go do nich po prostu zmusić.