Harry westchnął i sięgnął po różdżkę, aby wyczyścić mapę, ale jego uwagę przyciągnął ruch w samym rogu pergaminu. Wytrzeszczył oczy, czując, jak jego serce gwałtownie przyspiesza.
Severus.
I Nott.
Szli razem korytarzem w lochach. Wyglądało, jakby skądś wracali.
Harry poczuł nagły przypływ wściekłości i rozczarowania. W ostatniej chwili powstrzymał się, by nie podrzeć mapy.
Jak on mógł?! Co oni robili razem w środku nocy? Gdzie byli? Dlaczego Snape chodził gdzieś z Nottem po nocach, a jemu nigdy nie pozwolił zostać? Dlaczego?!
Śledził ich tak uważnie, jakby chciał wskoczyć w mapę i znaleźć się tam, gdzie oni. Kiedy doszli do gabinetu Snape'a, przystanęli na chwilę.
Harry zagryzł wargę.
Proszę, nie wchodźcie tam, nie wchodźcie!
Nott poruszył się i zaczął przemieszczać w stronę dormitorium Ślizgonów, a Snape wszedł do swego gabinetu.
Harry poczuł ulgę. Ale niemal natychmiast została ona zepchnięta do kąta przez gorzkie poczucie zdrady, które wybuchło w jego sercu i umyśle. Jego ręce drżały, kiedy odkładał mapę. Zacisnął je w pięści i spróbował poskładać myśli. Ale co tu było do składania? Snape włóczył się nocami z jakimś wstrętnym Ślizgonem, którego ojciec był Śmier...
Harry rozszerzył oczy.
Czyżby tu chodziło o to? Czyżby to było takie proste?
Niemożliwe.
Zacisnął powieki i westchnął głęboko, próbując pozbyć się pragnienia zamordowania zarówno Severusa, jak i Notta.
Musi to wyjaśnić. Jutro podczas szlabanu zapyta o to Snape'a. Jeżeli nie ma niczego na sumieniu, to powie mu prawdę. Ale jeżeli będzie kłamał...
Westchnął jeszcze raz, wstał i poszedł do łazienki.
***
Poniedziałkowe lekcje zdawały się niemożliwie ciągnąć. Historia Magii trwała chyba dwa razy dłużej niż zwykle. Tak się przynajmniej wydawało Harry'emu. Kiedy w końcu nadeszła wyczekiwana przez niego lekcja Eliksirów, poczuł jednocześnie ulgę i ogromne napięcie, które pod koniec zajęć wzrosło niemal do stanu krytycznego, ponieważ przez całą lekcję Severus uparcie unikał jego wzroku. Za to zadziwiająco często zerkał w stronę stołu, przy którym siedział Nott. A chłopak odpowiadał na to spojrzenie, mrużąc oczy i wydymając wargi.
Harry zacisnął zęby i niemal złamał łyżkę, którą mieszał swój eliksir. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie tak, jak ostatnio jego kociołek. A siła tego wybuchu z pewnością zmiecie Notta z powierzchni ziemi.
- Harry, wszystko w porządku? - zapytała zaniepokojona Hermiona, widząc, że Harry od dłuższego już czasu miesza w kociołku samym kikutem łyżki i wygląda, jakby w ogóle tego nie dostrzegał. - Eliksir wystarczy zamieszać tylko pięć razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a ty już...
- Mam to w dupie! - warknął Harry, wpatrując się w Notta ze zmrużonymi oczami i snując marzenia o tym, w jaki sposób mógłby go torturować. Na początek Crucio. A potem coś się wymyśli...
Dziewczyna podążyła za jego wzrokiem, ale zobaczyła tylko kilkoro zajętych pracą Ślizgonów, więc wzruszyła ramionami i powróciła do swojej mikstury.
Harry zmarszczył brwi, widząc, że Snape postanowił w końcu przejść się po klasie i ocenić prace uczniów. I niemal zapalił się żywym ogniem, kiedy nauczyciel zatrzymał się przy kociołku Notta, zajrzał do niego i... uśmiechnął się! To musiał być uśmiech! Nic innego! Harry wiedział, jak Severus się uśmiecha, przecież sam to widział kilka razy. I teraz właśnie to robił! Uśmiechał się, kurwa, do tego pierdolonego Notta!
Och, skoro tak chce grać, to proszę bardzo! Niech tylko skończy się lekcja... Wymyśli jakiś sposób, aby mógł zostać i poważnie z nim porozmawiać!
A najgorsze było to, że kiedy Snape podszedł do jego kociołka i do niego zajrzał (tak, Harry doskonale wiedział, że kompletnie go spieprzył, ale jak miał się skupić w takich warunkach?), skrzywił się tylko i poszedł dalej. Nie spojrzał na niego i, co najważniejsze, nie uśmiechnął się do niego! Więc dlaczego, do cholery, uśmiechnął się do Notta?! Snape mógł uśmiechać się tylko do Harry'ego! Tylko! Tylko on na to zasługiwał! Tylko on przeszedł piekło, aby to osiągnąć! Więc dlaczego...?
Zacisnął powieki, czując nieprzyjemne pieczenie i gorzki uścisk w gardle. Wszystko było nie tak!
Kiedy tylko zabrzmiał dzwonek, Harry wyjaśnił przyjaciołom, że musi zapytać Snape'a o to, czy w związku z nadchodzącymi świętami daruje mu dzisiejszy szlaban (nic innego nie mógł wymyślić). Poprosił, aby poszli przodem i obiecał, że niedługo do nich dołączy. Ale kiedy tylko klasa zaczęła pustoszeć i Harry odwrócił się w stronę biurka, niemal wpadł na własną ławkę.
Nott stał obok Snape'a i rozmawiał z nim! I wyglądało na to, że nie miał zamiaru szybko kończyć, ponieważ postawił swoją torbę na podłodze i oparł się nonszalancko o biurko, krzyżując ręce na piersi i zachowując się tak swobodnie, jakby nie rozmawiał z nauczycielem, tylko z...
Wzrok Harry’ego został zatopiony w ognistej czerwieni furii. Czarne oczy Severusa na chwilę oderwały się od Ślizgona i spoczęły na Harrym. Chłopak poczuł eksplozję takiej wściekłości, iż z trudem powstrzymał się, aby nie zrobić czegoś głupiego. Jedyne, czego w tej chwili pragnął, to rzucić się na tego obrzydliwego Ślizgona i odciągnąć go od Severusa! Od jego Severusa!
Zacisnął pięści niemal do białości, odwrócił się na pięcie i wymaszerował z klasy, nie zapominając trząsnąć za sobą drzwiami. Zrobił to chyba nawet nieco za mocno, ponieważ idący przed nim uczniowie podskoczyli ze strachu, a ze ściany odpadło trochę tynku.
Ron i Hermiona odwrócili się, zaskoczeni. Harry podbiegł do nich i warknął:
- Rozmyśliłem się! Nie będę o nic prosił tego oślizgłego drania!
Po czym minął ich i ruszył przed siebie z taką szybkością, że przyjaciele ledwie dotrzymywali mu kroku.
Och, niech tylko nadejdzie wieczór...
***
Harry nie poszedł na kolację. Siedział w dormitorium i wpatrywał się w mapę. Nott i Snape poszli po lekcji do gabinetu mężczyzny i przez cały czas tam siedzieli. Przez cały cholerny czas! I oni także nie poszli na kolację. To nie było normalne!
Nie, już dłużej nie wytrzyma! Pójdzie tam! Już teraz! I dowie się, o co chodzi!
Jego szlaban zaczynał się o dziewiętnastej, tuż po kolacji, ale przecież może zjawić się trochę wcześniej.
Szybko wcisnął mapę do kieszeni, założył buty i zdecydowanym krokiem ruszył do lochów.
Zanim tam dotarł, przez jego głowę przewinęło się kilka planów działania. Od wpadnięcia tam z różdżką i przeklnięcia ich obu (o ile drzwi nie będą zamknięte, a jeżeli będą, to znaczy, że coś tam robią...), poprzez sforsowanie wejścia, posłanie Snape'owi wiadomości, że wie o wszystkim, aż do... podsłuchiwania pod drzwiami, w nadziei, że może czegoś się dowie. I na to się ostatecznie zdecydował. Na razie.
Przyłożył ucho do drewnianej powierzchni, ale nie słyszał niczego poza absolutną ciszą. A to oznaczało, że Severus z pewnością rzucił zaklęcie wyciszające.
A niech go!
Harry kopnął w drzwi. Raz i drugi. Jak przewidywał, nic się nie wydarzyło. Cofnął się i sięgnął po różdżkę, aby rozwalić je w drobny mak, ale wtedy... otworzyły się nagle.
Harry zamarł z dłonią w kieszeni. Przed nim stał Nott. Kiedy zobaczył Harry'ego, zmarszczył brwi w zaskoczeniu. Ale bardzo szybko na jego usta wypłynął krzywy uśmieszek.
- Potter... Co za niespodzianka?
Harry niemal się zapowietrzył z wściekłości, szybko przeszukując swój wirujący umysł w poszukiwaniu jakichś adekwatnych przezwisk, którymi mógłby obdarzyć Ślizgona, ale był w takim stanie, że nic kreatywnego nie przychodziło mu do głowy, poprzestał więc na:
- Ty oślizgły, pask... - zaczął, ale urwał, kiedy za plecami Ślizgona pojawił się Severus. Jego oczy zmrużyły się ostrzegawczo, kiedy padły na Harry'ego.