Выбрать главу

Tonks zarumieniła się i spuściła głowę.

Harry dostrzegł marszczące się w zamyśleniu brwi Hermiony i postanowił, że czas wkroczyć do akcji.

- To... ee... Co słychać, Hagridzie? Jak tam krakwaty?

- Och, wspaniale wyrosły. Gdybyś widział, jakie mają teraz kły... ostre jak szpilki. Mogłyby podziurawić was jak ser, gdyby złapały. - Hagrid wyszczerzył się i napęczniał z dumy. - Chcielibyście je obejrzeć?

- Nie.

- Nie ma takiej potrzeby.

- Nie kłopocz się.

Chór mamroczących głosów sprawił, że Hagrid posmutniał i spuścił głowę.

- Co masz zamiar z nimi zrobić, Hagridzie? - zapytała rzeczowo Hermiona, widząc przygnębienie na twarzy przyjaciela. - Dyrektor chyba... nie pozwoli ci ich zatrzymać, prawda?

- Och, psor Dumbledore to swój gość, ale... inni nauczyciele nie są zachwyceni. Psor McGonagall mówi, że one są za niebezpieczne, aby pokazywać je dzieciakom.

Hermiona i Ron wymienili spojrzenia. Hagrid nie uważał żadnego zwierzęcia za niebezpieczne, dopóki czegoś komuś nie odgryzło. A nawet wtedy był w stanie bronić go, tłumacząc, że "to tylko zwierzak, był głodny, nie można się go czepiać, tak naprawdę to jest bardzo spokojny, tylko czasami, jak się zdenerwuje, to może się na kogoś rzucić, ale to tylko dlatego, że chce się bawić, a wszyscy się go boją, i on nie rozumie, i też się boi, i czasami zdarza się jakiś wypadek... no ale to przecież tylko zwierzak, jest w porządku, naprawdę..."

- Ale udało mi się przekonać psora Dumbledore'a, żeby wypuścić je do lasu, co by mogły sobie tam żyć i pilnować go. - Spojrzenie półolbrzyma spoczęło na Harrym i chłopak potrzebował chwili, aby załapać o jakie "pilnowanie" chodzi.

Cóż, kolejne stado krwiożerczych potworów z zębami ostrymi jak igły może i da radę wypłoszyć stamtąd niechcianych, mordujących zwierzęta "gości". Ale mógłby się założyć o garść galeonów, że sprawi raczej, iż wyprawy do Zakazanego Lasu staną się dla uczniów jeszcze bardziej niebezpieczne, niż do tej pory, i będą przypominały wkładanie ręki do stawu pełnego wygłodzonych piranii.

Uśmiechnął się blado.

- To... super - mruknął. - Zakazany Las nareszcie stanie się jeszcze niebezp... to znaczy, bezpieczniejszy.

Sądząc po minach pozostałych, siedzących przy stole osób, myśleli dokładnie tak samo.

- A co u was? - huknął Hagrid, uśmiechając się szeroko.

*

"Dodatek" Tonks miał na wszystkich niezwykle intrygujące oddziaływanie. Ron i Hermiona zaczęli dziwnie się sobie przyglądać i byli dla siebie wyjątkowo mili. Rudzielec po jakimś czasie całkowicie zapomniał o Ginny, migdalącej się w kącie ze swoim chłopakiem, i nie potrafił oderwać oczu od rumieniącej się na przemian i wybuchającej pijackim chichotem Hermiony. Anastassy w końcu znudziło się wbijanie w Harry'ego wzroku kopniętego spaniela i zgodziła się zatańczyć z Neville'em.

Harry odetchnął z ulgą. Miał jej już serdecznie dosyć. Czuł, że coraz bardziej kręci mu się w głowie. Co, prawdę mówiąc, było nawet całkiem miłe. Przynajmniej powoli udawało mu się zapominać o tym potwornym uczuciu upokorzenia i strachu, jakie go ogarnęło, kiedy zobaczył stojącego w drzwiach Snape'a. I o bolesnym uścisku w piersi, gdy usłyszał słowa Luny: "To znaczy, że go kochasz".

Zacisnął powieki, próbując przepędzić te myśli z głowy, po czym otworzył oczy i zerknął na Rona, który od jakiegoś już czasu niemal desperacko zerkał na parkiet. I na Hermionę. Na parkiet. I na Hermionę.

No cóż, wygląda na to, że jego przyjaciel potrzebował małej pomocy. A Harry z przyjemnością mu jej udzieli. Byle tylko zapomnieć o tych odbijających się echem w czaszce słowach i tym wwiercającym się w mózg spojrzeniu czarnych oczu.

Hermiona rozmawiała właśnie z Tonks, Luną i Hagridem, który wypił już dwa kufle i zaczął trzeci. Harry przesunął się nieco w bok i kopnął. I chyba udało mu się trafić w nogę Rona, ponieważ przyjaciel skrzywił się i spojrzał na niego z wyrzutem.

Wskazał głową na parkiet, a później na Hermionę. Ron zarumienił się i pokręcił głową. Harry kopnął ponownie. Ron wbił w niego rozdrażnione spojrzenie i przewrócił oczami. Zerknął nerwowo na Hermionę i przełknął ślinę. Siedział przez moment, jakby walcząc ze sobą, a po chwili ponownie spojrzał na Harry'ego, jak gdyby poszukując wsparcia i kolejnego kopniaka. Ale Harry uniósł tylko zachęcająco kciuki i uśmiechnął się.

Ron wziął głęboki oddech i na przemian rumieniąc się i blednąc, pochylił się do ucha Hermiony i coś jej wyszeptał. Dziewczyna zaczerwieniła się i oderwała od rozmowy. Spojrzała na Rona, uśmiechnęła nieśmiało i skinęła głową.

Oboje wstali i ruszyli w stronę parkietu. Ron odwrócił się jeszcze na chwilę, aby posłać Harry'emu rozradowany uśmiech, a chłopak zdusił chichot, zanurzając usta w swoim piwie.

Och, pomiędzy nimi naprawdę ziała przepaść... Ogromna, niezmierzona przepaść...

Pokręcił głową i spojrzał na pozostałych przy stole Tonks, Lunę i... A gdzie się podział Hagrid?

Harry rozejrzał się i zobaczył, że półolbrzym siedzi przy barze i opróżniając kolejny kufel, prowadzi ożywioną dyskusję z barmanem.

Luna odstawiła czwarty, pusty już kufel kremowego piwa, i uśmiechnęła się niepewnie.

- Nie wiedziałam, że to jest takie dobre, Harry. Z chęcią naci... napiłabym się jeszcze jednego - powiedziała, rozglądając się zachwyconymi, błyszczącymi oczami po pomieszczeniu. - Wszystko jest takie... świecące. I falujące. To naprawdę niesamowite. - Harry, który sam miał już trudności ze skupieniem wzroku, również rozejrzał się po wypełnionej w większości migdalącymi się parami sali. - Wszyscy wydają się mieć taki... dobry humor - dodała Krukonka, przyglądając się całującej się przy stoliku obok parze. Po chwili spuściła wzrok, zarumieniona, i spojrzała w iskrzący się obrus. Zerknęła na siedzącą obok Tonks i uśmiechnęła się do niej nieśmiało. Ale Nimfadora zdawała się tego nie zauważyć, zbyt zajęta rozglądaniem się po sali i uśmiechaniem pod nosem z powodu roztaczającego się wszędzie widoku.

- Och - zachichotała, wskazując dyskretnie na Rona, który próbował właśnie, nieco nieudolnie i bezskutecznie, pocałować Hermionę. - Czyż to nie urocze? Kto by pomyślał, że odrobina...

- Masz prześliczne włosy - wystrzeliła nagle Luna, która od paru chwil nie odrywała od niej wzroku. Harry zakrztusił się piwem, które właśnie sączył, i szybko zerknął na Tonks. Jej włosy, jeszcze chwilę temu jasnoróżowe, przybrały barwę karmazynowej czerwieni. Tak samo jak twarz. - A teraz są jeszcze ładniejsze - dodała Krukonka, uśmiechając się nieprzytomnie i wyciągając dłoń w stronę ciemniejących coraz bardziej włosów Tonks. Nimfadora odsunęła się błyskawicznie, odtrącając rękę Luny.

- Przestań - syknęła cicho, wbijając w dziewczynę pociemniałe, nieprzyjemne spojrzenie. Zerknęła nerwowo na Harry'ego, który uważnie przyglądał się drżącym oczom Luny, ale nie śmiał się odezwać. - Twoja przyjaciółka chyba za dużo wypiła, Harry - zachichotała nerwowo Tonks, ale jej włosy nie rozjaśniły się.

- Nie zwracaj się do mnie tak, jakby mnie tutaj nie było - wyszeptała Luna, wbijając w nią nieco rozmyte spojrzenie. - Wiesz, jak mam na imię.

Harry przełknął swoje piwo i przeniósł wzrok na Tonks, czekając na jej reakcję. Po raz pierwszy widział taką mozaikę uczuć na wiecznie rozmarzonej twarzy Luny. Był już niemal pewien, że wszystkie jego podejrzenia okazały się prawdą. Ale wolał się na razie nie mieszać i poczekać na dalszy rozwój wypadków.

- Może pójdziecie potańczyć? Zabawcie się. - Wyglądało na to, że Nimfadora próbuje odzyskać kontrolę nad sytuacją. - W końcu to wasza impreza. Nie powinniście siedzieć tutaj ze swoim nauczycielem i...