Harry rozejrzał się po sali. Wszyscy albo tańczyli albo się obściskiwali. Chyba nikt nie zauważy, jeżeli on także...
Spojrzał na wyjście. Przeszukał wszystkie kieszenie i znalazł kawałek pergaminu. Poprosił barmana o pióro i napisał krótką notkę:
Poszedłem się przejść z Tonks i Luną. Nie martwcie się, niedługo wrócimy.
Harry
Zostawił pergamin na stole, przyciskając go swoim kuflem. Potrząsnął głową, starając się przywrócić światu linie proste, ponieważ wszystko na co spojrzał, dziwnie falowało, po czym, próbując nie zwracać uwagi na uciekającą mu nieco spod nóg podłogę, ruszył przed siebie.
Na dworze było cholernie zimno. Śnieg w końcu przestał sypać, a niebo się rozpogodziło. Harry zarzucił na głowę kaptur, włożył ręce w kieszenie i rozejrzał się. Dostrzegł w śniegu ślady. Księżyc świecił wystarczająco jasno, aby mógł zobaczyć, dokąd prowadzą. Na tyły budynku.
Wyciągnął z kieszenie pelerynę niewidkę i zarzucił ją na siebie. Ale po chwili zatrzymał się. Miał wrażenie, że każdy jego krok w skrzypiącym śniegu słychać na przestrzeni kilku kilometrów. Skrzywił się i wyciągnął różdżkę.
Jak brzmiało to zaklęcie, którego uczyła ich Tonks?
- Taci... Taco... Nie, jakoś inaczej. - Zmarszczył brwi w umysłowym wysiłku. Tym większym, iż miał wrażenie, jakby wszystkie myśli splątały się i zamieniły w wirujące szaleńczo w jego głowie tornado. - Tacitus Gressus!
Jest! Udało się! Bezszelestnie ruszył śladem dwóch par stóp, które zaprowadziły go do stojącej na tyłach gospody drewnianej, rozpadającej się szopy. Już z pewnej odległości usłyszał dwa podniesione głosy. Podkradł się do jednej ze ścian i zajrzał przez szparę po brakującej desce. Przez zapadnięte sklepienie do środka wlewało się księżycowe światło i padało na dwie kolorowe sylwetki.
- Nie możesz się tak zachowywać! Nie przy innych! Nie rozumiesz tego? - Głoś Tonks był podniesiony i zdenerwowany, a jej włosy świeciły niemal na czerwono.
Luna stała pod jedną ze ścian ze spuszczoną głową i zagryzioną wargą. Pomieszczenie było na tyle małe, a wpadające przez sufit światło na tyle jasne, że Harry nie miał żadnych problemów z dostrzeżeniem niemal każdego szczegółu.
- Ale ty nie pozwalasz mi na to nawet wtedy, kiedy jesteśmy same - odparła Luna, przełykając łzy, które spływały jej po twarzy. - Nie możesz ciągle tylko... mnie odtrącać.
- Mogę! - Tonks podeszłą bliżej. - Jestem twoją nauczycielką, Luno. I to... to jest złe. Nie powinnyśmy... I tak nie zrozumiesz. Proszę cię, nie płacz.
- To nic nie znaczy - odparła cicho Luna, wbijając drżący wzrok w zdeptany śnieg. - To nie ma znaczenia. Znam kogoś, komu to nie przeszkadza. Kto nie patrzy ani na wiek, ani na...
Harry poczuł, że serce podskakuje mu do gardła.
Tonks westchnęła z irytacją.
- Nie zaczynaj znowu. Mam uwierzyć, że jeden z nauczycieli Hogwartu...
- Nie traktuj mnie w ten sposób. Z góry. Jakbyś wiedziała wszystko lepiej. Bo tak nie jest. Nie wiesz, jak to jest... patrzeć na ciebie każdego dnia i wiedzieć, że zawsze będę dla ciebie tylko... kolejną nic nieznaczącą uczennicą.
Tonks zagryzła wargę, jakby poszukując odpowiednich słów.
- Posłuchaj mnie. To... to jest niewłaściwe. Poszukaj sobie jakiegoś miłego chłopca, który...
- Nie chcę - wyszeptała Luna. - Wszyscy chłopcy to idioci, którzy zachowują się tak, jakby ich mózgi wyjadły gnębiwtryski. - Tonks uśmiechnęła się z rozbawieniem, ale szybko się opanowała. - Tylko ty mnie rozumiesz. Tylko ty potrafisz zobaczyć to, co ja. Tylko ty...
- Przestań - syknęła Tonks. - Nie utrudniaj tego jeszcze bardziej. Przecież wiesz, że... - zająknęła się i odwróciła głowę.
- Że co? - Luna odepchnęła się od ściany i patrząc na nią dużymi, pełnymi nadziei oczami. Zrobiła krok w jej stronę. Na jej długich jasnych włosach zamigotało światło księżyca. Zerwaną z głowy gwiazdę Harry dostrzegł porzuconą przy wejściu.
Tonks cofnęła się.
- Nie, nie rób tego. Dobrze wiesz, że... - Jej głos załamał się i po raz pierwszy od początku całej rozmowy spojrzała na stojącą przed nią dziewczynę bez gniewnej maski na twarzy. I Harry zobaczył ból. I zachwyt. I pragnienie.
- Nie chcesz... tego...? - zapytała cicho Krukonka, przekrzywiając głowę i nieświadomie pozwalając, by kilka jasnych kosmyków opadło jej na twarz. W jej drżącym głosie tlił się smutek. Ale także cień nadziei. Nieśmiałego pytania. Od odpowiedzi na nie zależało teraz wszystko.
Tonks przymknęła oczy i westchnęła ciężko, po czym uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową. Jakby znała już odpowiedź, zanim pytanie zostało postawione. Jakby wiedziała już, że przegrała.
Kiedy uniosła powieki, jej oczy błyszczały.
- Chcę - wyszeptała ochryple, wbijając w stojącą przed nią dziewczynę tak wygłodniałe spojrzenie, że Harry zobaczył, jak ubrana jedynie w lekką sukienkę Luna zaczyna drżeć. Ale wątpił, że to od chłodu.
- Więc przestań myśleć - szepnęła Krukonka, podchodząc jeszcze bliżej i z wahaniem dotykając mieniących się dziwnie włosów Tonks. Była od niej niższa o głowę. Spojrzała prosto w jej rozszerzone oczy i uśmiechnęła się nieśmiało, przeczesując jej włosy i owijając kosmyki wokół swoich palców.
- Powinnyśmy już wracać - wychrypiała Tonks, próbując się od niej odsunąć, ale najwyraźniej nie potrafiąc się poruszyć. Luna stanęła na palcach i wtuliła twarz w migoczące włosy Nimfadory.
- Dotknij - wyszeptała. - Chcę... poczuć. Ten jeden raz. - Ostrożnie złapała jej dłoń i poprowadziła w dół. Położyła ją na swoim udzie i powoli zaczęła przesuwać w górę pod swoją spódniczkę. I jeszcze wyżej.
Harry zacisnął dłonie na desce. Czuł, jak jego serce bije coraz szybciej.
Tonks wyglądała jak sparaliżowana. Jej oczy rozszerzały się coraz bardziej, kiedy dłoń sunęła wyżej i wyżej. I w pewnym momencie coś w niej pękło. Harry widział, jak jej twarz eksploduje tysiącem emocji. Oczy zaczęły niesamowicie błyszczeć, a włosy zamieniły się w złoto, kiedy pochyliła się i zamknęła wargi Luny w wygłodniałym, niemal zwierzęcym pocałunku. Dziewczyna jęknęła w jej usta i zacisnęła palce na ramionach, podczas gdy Tonks popchnęła ją i przycisnęła do ściany, całując jej usta z taką siłą, jakby chciała je zmiażdżyć i pochłonąć. Harry widział ich splecione ze sobą języki, kiedy na sekundę odrywały od siebie usta, aby zaczerpnąć tchu albo zmienić pozycję. I wiedział, że nie powinien tego oglądać, że powinien odejść, że nie powinno go tu być. Ale nie potrafił oderwać od nich wzroku, zbyt pochłonięty widokiem, który roztaczał się przed jego oczami.
Ale jednocześnie poczuł w piersi niemiłe ukłucie żalu, kiedy zrozumiał, że on sam nigdy czegoś takiego nie zazna. Że Severus nigdy nie będzie pożerał jego ust z takim głodem i z taką namiętnością.
Dlaczego? Dlaczego Tonks mogła to robić, a Snape nie? Dlaczego Luna to dostała, nie musząc nawet prosić, a on nie? To wydawało się takie... niesprawiedliwe.
Przestał jednak o tym myśleć, kiedy zobaczył, jak dłonie Tonks zaczynają błądzić po ciele Krukonki. Jedną rękę wsunęła pod jej spódniczkę i już po chwili Harry zobaczył ściągnięte gwałtownym ruchem aż do kolan białe majtki dziewczyny.
Rozszerzył oczy, widząc jak ręka Tonks ponownie wędruje do góry. Luna zajęczała w jej usta i niemal osunęła się po ścianie. Tonks oderwała wargi od zaczerwienionych ust dziewczyny i wpiła się w jej szyję, a jej ręka zaczęła poruszać się pod spódniczką.
Luna odchyliła głowę do tyłu, a z jej ust wydobywały się jedynie ciche westchnienia i niesamowicie głębokie pojękiwania.
Harry z przerażeniem odkrył, że zaczyna odczuwać pewien dyskomfort w dolnych partiach ciała. Przestąpił z nogi na nogę i skrzywił się, czując ból ocierającej się o spodnie erekcji.