Cały ten wieczór... Sekret, który odkrył, tęsknota za Snape'em, niewinne słowa Luny "to znaczy, że go kochasz", które przeraziły go bardziej niż sam Voldemort, wszystkie te łzawe, wylewne wyznania, jakie wymamrotał Snape'owi, sekret, który tak bezmyślnie wypaplał, a teraz... koniec Quidditcha. Ostateczny.
To zbyt wiele...
Spojrzał na trzaskający cicho ogień i zamrugał kilka razy, czując, że zaczynają go szczypać oczy. Wyjątkowo uporczywie.
Opadł na kanapę i ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział, jak długo tak siedział, nie miał pojęcia, ile czasu upłynęło. Podejrzewał jedynie, że całkiem sporo. Ale on nie potrafił wstać, nie potrafił podnieść się z kanapy i zmusić się do wykonania jakiejkolwiek czynności. Miał wrażenie, że wszystko się zawaliło.
...nigdy nie będziesz mnie tak całował...
...nigdy tego nie poczuję...
To było żałosne. Tak bardzo żałosne, że wciąż nie potrafił uwierzyć, że to powiedział.
Ale to była prawda. I bolała. Bolała go za każdym razem, gdy o tym pomyślał, nieważne, jak bardzo próbował wmawiać sobie, że tak nie jest.
Dlaczego, kiedy wszystko wydaje się w końcu układać, on zawsze musi to zepsuć? Dlaczego musiał tyle pić? Dlaczego poszedł do Snape'a? Dlaczego nie przyjął od niego eliksiru? Dlaczego zachował się jak skończony idiota? Dlaczego musiał znowu skomleć o te głupie pocałunki? Dlaczego musiał wszystko wygadać? Dlaczego chociaż raz nie potrafił się powstrzymać?
Dlaczego?
I jak teraz powie przyjaciołom, że nie może grać w Quidditcha? Jaką wymówkę tym razem wymyśli? Jak im spojrzy w oczy? Co powie Ron? Obrazi się na niego. Na pewno. Obrazi się i nie będzie się do niego odzywał. A Hermiona stanie po jego stronie. Ginny też będzie zła. Wszyscy będą na niego źli. Cały Gryffindor odwróci się do niego plecami. Znowu. A on po raz kolejny zostanie całkowicie sam.
Przełknął ślinę, próbując pozbyć się szczypiącego, bolesnego uścisku w gardle. Lecz nieprzyjemne uczucie nasilało się, zaciskając pętlę na jego szyi i nie pozwalając mu oddychać.
Zacisnął powieki mocniej, ale to nie pomogło. Poczuł dwie samotne łzy spływające po policzkach. Chciał je powstrzymać, ale nie potrafił. Pojawiły się kolejne.
Zdjął okulary i wewnętrzną stroną dłoni wytarł płynące po skórze łzy. Nie był jednak w stanie wytrzeć także kolejnych. I kolejnych.
Przyłożył dłonie do oczu i zacisnął usta, próbując stłumić szloch, który usiłował się z nich wyrwać.
I wtedy poczuł ciepło. W kieszeni.
Przetarł dokładnie oczy i sięgnął mokrymi palcami po kamień.
Wymacał porzucone obok na kanapie okulary i drżącą dłonią założył je na nos. Niewiele to pomogło. Obraz przed jego oczami wciąż był rozmazany. Ale po kilku chwilach intensywnego wpatrywania się w kamień i mrugania powiekami, udało mu się odczytać wiadomość:
Potter, dlaczego jeszcze nie śpisz?
W pierwszej chwili Harry tylko zmarszczył brwi, a w jego umyśle pojawił się wielki znak zapytania. Skąd Snape wiedział, że nie śpi? Przecież...
Nadeszło zrozumienie. No tak, przez to wszystko zapomniał wysłać mu "dobranoc", tak jak czynił to każdej, absolutnie każdej nocy, od kiedy tylko otrzymał od niego klejnot. Ale zawsze myślał, że Snape ignoruje jego wiadomości. Nigdy mu nie odpowiedział.
Czy Snape siedział i czekał na wiadomość od Harry'ego? Czy to oznaczało, że... lubił je otrzymywać? Że się do nich przyzwyczaił? I kiedy Harry mu jej nie wysłał, domyślił się, że coś jest z nim nie w porządku?
Nie, to chyba niemożliwe. Może po prostu pracował do późna nad jakimś eliksirem i tak sobie o nim pomyślał i zorientował się, że Harry nie przesłał mu "dobranoc" i domyślił się, że nie śpi i postanowił zapytać, dlaczego i...
Och, do diabła z tym!
Nie mogę zasnąć - odesłał po chwili wahania. - Posiedzę sobie w Pokoju Wspólnym i pójdę spać trochę później. Dobranoc.
Tak, to wystarczy. Odłożył kamień i ponownie ukrył twarz w dłoniach. Łzy przestały w końcu płynąc, ale oczy nadal go szczypały. Zdjął okulary i zaczął trzeć powieki, próbując pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia, że lada chwila znowu się rozpłacze.
Nie może płakać. Nie jest dziewczyną. Tylko dziewczyny płaczą.
Zresztą... powinien szukać dobrych stron. Przynajmniej nie powiedział Snape'owi, że go kocha. Tak, to zdecydowanie była jaśniejsza strona. Przecież gdyby powiedział mu coś takiego... byłby skończony.
Wziął kilka głębokich oddechów, próbując uspokoić swoje bijące zdecydowanie za szybko serce i pozbyć się uścisku w gardle.
Spokojnie, wszystko będzie dobrze...
Tak, jasne...
Założył okulary ponownie i po prostu ukrył twarz w dłoniach, próbując dojść do porozumienia z trzepoczącymi nieprzyjemnie w jego sercu uczuciami.
I wtedy usłyszał szelest odsuwającego się portretu.
No pięknie, brakowało mu tylko jakiegoś spóźnionego, wracającego z nocnej wyprawy Gryfona, który będzie zakłócał jego spokój. Może go nie zauważy? Może po prostu sobie pójdzie do dormitorium i nie będzie go zaczepiał?
"Proszę, idź sobie" - powiedział w myślach. - "Chcę być sam."
- Potter?
Harry poderwał gwałtownie głowę.
To niemożliwe!
Odwrócił się i spojrzał prosto w przypatrujące mu się uważnie, zmrużone czarne oczy stojącego tuż za nim Mistrza Eliksirów.
Wszystkiego mógł się spodziewać, ale... Snape... w Pokoju Wspólnym Gryffindoru... Snape tutaj?!
Poderwał się z kanapy i potknął o stolik.
- Ja... Co ty tu...? Co się...? Ja nie... - jąkał się, próbując jednocześnie złapać równowagę. Wyprostował się, po czym natychmiast spuścił głowę i szybko uciekł wzrokiem, wbijając go w odległy kąt pokoju.
Snape nie może zobaczyć jego twarzy! Harry podejrzewał, jak musiał wyglądać. Nie chciał... nie chciał, żeby Severus to dostrzegł... Cholera, gdyby przyszedł chwilę wcześniej, mógłby zobaczyć...
Usłyszał cicho wymamrotane zaklęcie i poczuł, jakby wszystko wokół nagle ucichło. Nie słyszał trzasku ognia w kominku czy dochodzącego z góry chrapania. Ani odgłosu tykającego cicho zegara.
Snape musiał rzucić jakieś zaklęcie wyciszające, albo coś w tym rodzaju. I maskujące, jeżeli o tym mowa, ponieważ Harry zauważył rozrastające się, migoczące niczym bańka mydlana pole, które ich otoczyło.
No tak, jak zawsze ostrożny...
- Potter. - Głos mężczyzny zabrzmiał wyjątkowo głośno w otaczającej ich ciszy. - Wiem, że nie byłbyś sobą, gdybyś nie zignorował mojego polecenia, ale w tej sytuacji... - urwał na chwilę i wyglądało na to, że zastanawia się nad kolejnym zdaniem. Harry nie uniósł ani nie odwrócił głowy. W jego umyśle kotłowało się zbyt dużo pytań. I zbyt dużo emocji. Czego Snape mógł od niego chcieć? Przecież chyba nie przyszedł aż do wieży Gryffindoru, żeby kazać mu iść do łóżka. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia i chciałbym, żebyś dobrze mnie wysłuchał - kontynuował mężczyzna. Jego głos był już cichszy, spokojniejszy. Ale coś w nim zgrzytało. - I radzę ci przestać wgapiać się w ten niewymownie interesujący deseń na dywanie i spojrzeć na mnie, kiedy do ciebie mówię.
Harry zagryzł wargę, czując, że jego serce zaczyna bić coraz szybciej.
Nie było mowy, aby mógł zignorować to polecenie. Ale nie chciał podnosić głowy. Tak bardzo nie chciał. Nie chciał, żeby Snape się dowiedział... Nie chciał, żeby wziął go za jakiegoś mazgaja, który nie potrafi uporać się ze swoimi uczuciami. Przełknął ślinę, czując się całkowicie rozdarty.