Выбрать главу

Tak, widział w nich blask. Teraz jeszcze wyraźniejszy niż przedtem. I znacznie bliższy. Severus oblizał wargi i łagodnie wyciągnął dłoń z uścisku Harry'ego.

- Wystarczy już, Potter. Miałeś iść spać.

Harry zmusił się, aby puścić jego rękę.

- A tak. Już. Spać. Jasne. - Uśmiechnął się szeroko i zrobił kilka kroków w tył.

Och, i tak wiedział, że nie zaśnie. Czuł się zbyt szczęśliwy, a to uczucie płonęło w nim i nasycało go energią. Wydawało mu się nieprawdopodobne, że jeszcze chwilę temu rozklejał się na tej kanapie, a teraz miał wrażenie, że niewiele dzieli go od podskakiwania.

Od depresji do szczęścia w kilka chwil. Tylko Snape potrafił go do tego doprowadzić.

Podszedł tyłem do schodów, nie spuszczając wzroku z przypatrującego mu się zmrużonymi oczami mężczyzny.

Ale zanim odwrócił się, aby wbiec na górę, uśmiechnął się jeszcze raz i powiedział radosnym szeptem:

- Dobranoc, Severusie.

Na wargach Snape'a pojawił się krzywy uśmieszek.

- Dobranoc.

Harry odwrócił się i wbiegł po schodach, czując, że jego serce jest lżejsze niż kiedykolwiek.

* "Something I can never have" by Nine Inch Nails

_________________

 

--- rozdział 35 ---

35. Christmas Time

I'm lost in you everywhere I run

Everywhere I turn I'm finding something new

Lost in you, something I can't fight

I cannot escape

I could spend my life lost in you! Lost in you!*

Część 1

Harry obudził się w niezwykle dobrym humorze, pomimo tego, że zasnął dopiero nad ranem, kiedy niebo już się rozjaśniało. Nawet metaliczny posmak w ustach, język przylepiony do podniebienia i pulsujący ból głowy nie potrafiły mu zepsuć samopoczucia. I nie czuł się wcale zmęczony. No, może odrobinę... To nieważne, że nogi się pod nim uginały, a kiedy wstał, zakręciło mu się w głowie i musiał usiąść ponownie na łóżku, aby się nie przewrócić. Przepełniała go radosna energia i przyjemne podekscytowanie. Po tym, co się wczoraj wydarzyło, najbliższe dziesięć dni przerwy świątecznej zapowiadało się jeszcze lepiej, niż wcześniej. Musi, musi dopilnować, aby mieć jak najwięcej czasu, który będzie mógł spędzić z Severusem. Choćby miał przez cały czas jedynie siedzieć w kącie i gapić się na niego. To wystarczy.

Przepełniony energią zerwał się z łóżka i po kilku chwiejnych krokach, nie czekając ani na Rona, ani na Neville'a, poszedł wziąć prysznic, po czym zbiegł na dół na śniadanie. Severusa nie było. Och, a tak bardzo chciał go zobaczyć! Ale może to dobrze, że go nie było. Nie potrafiłby się chyba powstrzymać, aby się do niego nie uśmiechać, a to wydałoby się podejrzane.

Wszystko było dobrze, a przynajmniej jego przepełniony endorfinami umysł mu to wmawiał, dopóki nie spojrzał na ociekające tłuszczem smażone kiełbaski i jajecznicę na bekonie.

Nagle, nie wiedząc dlaczego, poczuł się bardzo, bardzo źle i ku zaskoczeniu kilkorga uczniów, którzy tak jak on, przybyli na śniadanie wcześniej, wybiegł z Wielkiej Sali kierując się prosto do najbliższej ubikacji. Po spędzeniu kwadransa nad jedną z umywalek, przemył twarz wodą i poczłapał z powrotem. Ron i Hermiona siedzieli już przy stole i także wyglądali na nieco chorych, ale nie przeszkadzało im to zajmować się sobą i ledwie zwracać uwagę na otoczenie. Uśmiechali się do siebie, rumieniąc się na przemian i szepcząc coś zawzięcie. Harry nawet nie starał się podsłuchiwać. Sam był zbyt zajęty myśleniem o przytulającym go i dotykającym jego twarzy Snapie. I patrzącym na niego w taki sposób, jakby chciał powiedzieć mu coś bardzo ważnego, ale nie mógł tego z siebie wydusić.

Nie masz pojęcia...

O czym nie miał pojęcia? O czym nie mógł mieć pojęcia? Ta myśl nie dawała mu spokoju.

Nie masz pojęcia...

Bał się w ogóle kończyć to zdanie. Próbował, ale wszystko wydawało się zbyt trywialne, zbyt... nieprawdopodobne. Zniszczyłoby tylko wyzierającą z niego tajemnicę, spłaszczyłoby przekaz i mogłoby odebrać tlącą się w sercu nadzieję. Nie chciał myśleć o tym, jak mogłoby brzmieć zakończenie. Ponieważ mogłoby to być coś, czego wcale nie chciałby usłyszeć... Ale z drugiej strony, nie potrafił przestać się nad tym zastanawiać. Ciekawość była silniejsza od strachu.

Jego sny na jawie przerwał błysk tęczowych włosów. Harry odwrócił głowę i zobaczył wchodzącą do Wielkiej Sali Tonks. Jej czupryna mieniła się wszystkimi kolorami tęczy. Uczniowie odwracali głowy i przyglądali się jej z pełnym zachwytu milczeniem. Harry szybko poszukał wzrokiem Luny, ale przyjaciółka nie przyszła na śniadanie. To było niezwykle wręcz dziwne. Chociaż w przypadku Luny to słowo nie wydawało się zbyt adekwatne, zważywszy na to, że wszystko, co się z nią wiązało, było "dziwne". A jednocześnie takie... prawdziwe.

Także to, co wczoraj wieczorem podejrzał w stojącej za Świńskim Łbem szopie. Jego wyobraźnia została natychmiast zaatakowana obrazami Luny i Tonks w uścisku, przytulonych do siebie, scałowujących wahanie ze swych ust, dotykających się i robiących wszystkie te rzeczy... Wciąż zastanawiał się, czy to wydarzyło się naprawdę, czy też była to tylko projekcja jego zamroczonego alkoholem umysłu. Ale nie, to było zbyt realne... Wciąż miał w uszach dźwięk ciężkiego oddechu Luny i podmuch wymieszanego z perfumami ciepłego powietrza, które uderzało go w twarz, kiedy stał i zafascynowany przypatrywał się rozgrywającej się we wnętrzu szopy scenie. Tak, to było absolutnie i niezaprzeczalnie prawdziwe.

Tak samo prawdziwe, jak uśmiechnięta, promieniująca radością kobieta - jego nauczycielka - która usiadła właśnie przy stole nauczycielskim i jak gdyby nigdy nic zaczęła konwersację z pozostałymi członkami grona pedagogicznego. To było takie dziwne, znać tę tajemnicę. Czy Luna czuła się tak samo, kiedy patrzyła na Harry'ego albo Snape'a? Co mogła sobie myśleć? A może nie myślała nic, może dla niej było to po prostu absolutnie naturalne i akceptowała to, że Harry'emu może podobać się ponad dwa razy starszy mężczyzna? Może widziała to, czego nie można było zobaczyć gołym okiem? Może rozumiała więcej, niż przeciętny obserwator? Dlaczego Hermiona, pomimo tego, że była przecież taka inteligentna, nie potrafiła tego dostrzec i zrozumieć?

To było fascynujące i Harry nie potrafił znaleźć na to wyjaśnienia. Podejrzewał jedynie, że Luna byłaby w stanie zaakceptować absolutnie wszystko, o ile nie krzywdziłoby to jakiejś istoty. I to było w pewnym sensie... uspokajające. Że zawsze będzie miał kogoś, z kim będzie mógł o wszystkim porozmawiać. Nie to, żeby miał taki zamiar, albo żeby tego potrzebował. Ale miło było wiedzieć, że ktoś taki jest. Prawda?

***

Przez cały ranek i część popołudnia nie miał nawet chwili dla siebie, ponieważ pomagał Ronowi się pakować i musiał pogadać chwilę z każdym z wyjeżdżających przyjaciół oraz pożegnać się z nimi. Ginny naśmiewała się z jego wczorajszych wyczynów, a Neville rumienił się na każdą wzmiankę o Anastassy. Tuż przed wyjazdem Harry podarował prezenty Ronowi, Hermionie i Ginny i przekazał przyjacielowi paczkę dla całej rodziny Weasleyów. Ron niezwykle ucieszył się z wielkiego kufra słodyczy z Miodowego Królestwa, a Hermiona, ku zazdrosnemu spojrzeniu Rona, pocałowała go mocno w policzek, w podziękowaniu za nowy komplet podręczników o starożytnych runach. Od Rona otrzymał książkę o zaawansowanych technikach i zwodach dla szukających w Quidditchu (wcale go to nie zaskoczyło) a od Hermiony nowe pióro z mieniącą się tęczowo lotką (zrobiło mu się głupio, kiedy jego umysł podsunął mu jedno bardzo konkretne skojarzenie). Ginny podarowała mu krawat w czarno-czerwone pasy, który w zależności od nastroju, przybierał bardziej czerwoną albo bardziej czarną barwę. Całkowita depresja oznaczała absolutną czerń. A czerwień...