O cholera! Kolacja zaczynała się godzinę wcześniej niż zwykle! Zupełnie o tym zapomniał! Szybko przygładził włosy, a przynajmniej spróbował to zrobić, sprawdził, czy niczego nie zapomniał, po czym, z bijącym szybko sercem, zszedł na dół do głównego holu. Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, wszystkie miejsca przy stole były już zajęte.
No pięknie. Przyszedł jako ostatni!
Ale kiedy podszedł bliżej, jego serce zabiło jeszcze mocniej. Jedyne wolne miejsce, które pozostało, znajdowało się... tuż naprzeciw Mistrza Eliksirów. Przez chwilę, gdy szedł wzdłuż długich stołów domów, nie potrafił uwierzyć w swoje szczęście, ale potem napłynęło zrozumienie. Po prostu żaden z uczniów nie chciał siedzieć twarzą w twarz ze swoim znienawidzonym nauczycielem. Nawet młodzi Ślizgoni woleli swoje towarzystwo przy jednym z końców stołu. A kolejną niespodzianką było to, że tuż obok wolnego miejsca... siedziała Luna, która odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Kiedy Harry podszedł jeszcze bliżej, nareszcie mógł przyjrzeć się Snape'owi. Mężczyzna siedział z lekko pochyloną głową i skrzywioną, niezadowoloną miną.
To było dziwne, ale Harry poczuł nagły przypływ czułości na jego widok. Został przecież wyrwany ze swoich ukochanych, chłodnych, mrocznych lochów i rzucony na pastwę świecidełek, grających świąteczne piosenki stroików i ubranego w purpurę Dumbledore'a. Dumbledore'a, który właśnie przerwał rozmowę z siedząca po jego prawej stronie profesor McGonagall i uśmiechnął się do Harry'ego.
- Harry, mój drogi chłopcze, czekaliśmy na ciebie - powiedział jowialnie.
- Przepraszam - wymamrotał chłopak. - Zapomniałem, że to...
- Och, nie przejmuj się - dyrektor machnął ręką. - Najważniejsze, że w końcu tu dotarłeś. Opowiadałem wam, jak kiedyś jeden z uczniów skręcił nie w ten korytarz, co trzeba i zaginął? Znaleźliśmy go po trzech dniach na poddaszu Wieży Astronomicznej. Nie potrafił wyjaśnić, jak się tam dostał. Prawdopodobnie trafił na jedno z tych losowo przemieszczających się po zamku przejść lustrzanych. Do tej pory nie udało mi się żadnego upolować, a próbuję już od... prawie pół wieku. - Dumbledore wyglądał na nieco mniej zmęczonego niż zazwyczaj i znacznie radośniejszego. Albo sprawy zaczęły układać się w końcu po jego myśli, albo to po prostu czas świąt tak na niego wpłynął. Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że jest to okres magiczny.
Harry uśmiechnął się uprzejmie i zajął miejsce obok Luny, ale zanim zdążył choćby spojrzeć na Snape'a po raz drugi, dziewczyna pochyliła mu się do ucha i wyszeptała:
- Zajęłam dla ciebie miejsce, Harry.
Chłopak poczuł, jak na jego policzki wypływa rumieniec. Wymamrotał podziękowanie i zerknął na Severusa, który właśnie w tym samym momencie podniósł głowę i spojrzał prosto na niego. Jego twarz pozostała bez zmian, ale Harry to dostrzegł. Jasny, szybki i bardzo mocny błysk w czarnych oczach. Potrafił już bezbłędnie odczytywać takie sygnały. A ten sprawił, że zrobiło mu się ciepło w środku i jego policzki przybrały jeszcze intensywniejszą barwę.
Widząc to, Severus zmarszczył brwi, a Harry szybko pochylił głowę, nakazując sobie w myślach zachować spokój. Ale łatwo było mówić "zachowaj spokój", kiedy Severus siedział zaledwie metr od niego. A jeżeli wliczyć dolną część stołu, to nawet bliżej. A może gdyby się postarał, to mógłby go nawet dotknąć nogą...
Nie, nie. Nie! Nie teraz! To zbyt niebezpieczne.
Ale, do cholery, on jest tak blisko...
Harry skarcił się w myślach i całą siłą woli zmusił się, aby siedzieć spokojnie.
- Potter, zachowujesz się jak sklątka tylnowybuchowa przed eksplozją - warknął cicho Snape, spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Jeżeli moje towarzystwo aż tak wyprowadza cię z równowagi, to może zamienisz się z kimś miejscami? Wydaje mi się, że tak będzie bezpieczniej dla... ciebie - zakończył Mistrz Eliksirów, chociaż pauza przed ostatnim słowem sugerowała, że zamierzał powiedzieć coś zupełnie innego.
Harry najeżył się. Chciał siedzieć naprzeciw Severusa! Nie da się stąd wyrzucić tylko dlatego, że Snape myśli, że Harry nie potrafi się opanować. Wiedział, że jest trochę zdenerwowany, ale potrzebuje jedynie trochę czasu, aby się uspokoić.
- Dziękuję profesorze - odparł spokojnie - ale dobrze mi tu, gdzie jestem. Mogę pana zapewnić, że nie zamierzam wybuchać, jeżeli oczywiście pan nie zrobi tego pierwszy.
Po tych słowach coś za oczami mężczyzny zabłysło, a Harry zachichotał w duchu.
Runda pierwsza zaliczona. I wyglądało na to, że Harry zdobył punkt.
- Och, zapewniam cię Potter, że prędzej zamienię się w skrzyżowanie buchorożca i bachantki ognistej - wycedził Snape, wbijając w Harry'ego pociemniałe, ale jednocześnie dziwnie błyszczące spojrzenie. I Harry poczuł, jak coś mu się przewraca w żołądku, kiedy przypomniał sobie właściwości skrzyżowanej ze sobą krwi buchorożca i bachantki.
Czy, czy Snape właśnie przyznał, że on także...? I to jeszcze bardziej...
Harry zamrugał, próbując mentalnie pozbierać szczękę.
No dobra, powiedzmy, że jest remis.
Kiedy Harry szykował, jakąś ripostę, Dumbledore wstał i wszelkie rozmowy przy stole natychmiast ucichły.
- Cieszę się, że zebraliśmy się tutaj wszyscy. Mam nadzieję, że te święta będą dla nas udane i przyniosą ze sobą nadzieję, tak potrzebną w tych trudnych czasach. Życzę wam wszystkim wytrwałości i odwagi na krętych ścieżkach życia, najeżonych przeszkodami i trudnymi wyborami, ale wiedzcie, że zawsze odnajdziecie drogę, jeżeli tylko będziecie podążali za światłem miłości. Życzę wam także, aby te święta zmieniły coś w waszym życiu, abyście mogli przeżyć je w radości i z uśmiechem na twarzy - Dumbledore zerknął w kierunku skwaszonego Snape'a, a jego oczy zamigotały. - I mam nadzieję, że za rok również się tu spotkamy, niezależnie od tego, co się w międzyczasie wydarzy. - Harry, siedzący naprzeciw Snape'a, zobaczył, jak mężczyzna odwraca głowę i marszczy brwi, zatrzymując wzrok na płonącej w lichtarzu świecy. - A teraz wystarczy już, bo pewnie jesteście równie głodni, jak ja. Wesołych Świąt, pełnego brzucha i dobrej zabawy!
Wszyscy zaczęli bić brawa, łącznie z Harrym. Mistrz Eliksirów klasnął dwa razy, musnął wzrokiem twarz Harry'ego i szybko przeniósł go ponownie na płomień świecy.
To było.. dziwne, pomyślał Harry, ale bardzo szybko został wciągnięty w wir śmiechu i entuzjazmu, którym emanowali niemal wszyscy wokół niego. Na stole pojawiły się półmiski z przeróżnymi smakołykami i zaczęły wędrować z rak do rąk, podobnie jak szepty i rozmowy. I Harry nie miał nawet chwili czasu, aby pomyśleć o ripoście dla Snape'a, który jako jedyny nie uczestniczył w zbiorowej radości.
- Cieszę się, że zostałam, a ty, Harry? - zapytała Luna, nakładając sobie cały talerz grzybowego puddingu. - Nie wiedziałam, że święta w Hogwarcie mogą być takie miłe.