- Ja też się cieszę - odparł Harry i kątem oka zerknął na pochylonego nad swoim talerzem Severusa. To było dziwne. Siedział tak blisko niego, że niemal czuł jego zapach, a nie mógł go dotknąć ani nawet spoglądać na niego przez zbyt długi czas, aby nie wydało się to podejrzane. Lecz sama jego obecność, tak cholernie blisko, wystarczyła, aby doprowadzić do tego, że jego ciało co chwilę pokrywało się gęsia skórką, szczególnie kiedy parę razy ich stopy otarły się o siebie przypadkowo pod stołem I Harry musiał wstrzymywać powietrze, aby nie westchnąć i nie uśmiechnąć się do siebie tym dziwnym rozmarzonym uśmiechem, którego tak nie znosił.
- Widzę - uśmiechnęła się Luna i wpakowała sobie do ust łyżkę puddingu, zanim Harry zdążył rzucić jej oburzone spojrzenie. Gdy przełknęła, na jej twarzy pojawił się błogi wyraz zadowolenia i Harry poczuł ukłucie w żołądku, kiedy przypomniał sobie gdzie i w jakiej sytuacji widział ostatnio na niej taki wyraz. - Coś się stało? - zapytała, spoglądając na niego i marszcząc brwi.
- Nie - mruknął Harry, pochylając się nad własnym talerzem i z całej siły walcząc z wypływającym na policzki rumieńcem. Luna przysunęła się do niego i wyszeptała mu do ucha:
- Bardzo podobała mi się przemowa dyrektora. Mam wrażenie, jakby chciał nam coś przekazać.
- Co? - Harry odwrócił do niej głowę i zmarszczył brwi. Pamiętał jedynie, że Dumbledore mówił o tym, co zawsze, że miłość zwycięży, czy coś takiego i bla bla bla. Nie wierzył w to. Jak miłość mogła pokonać najpotężniejszego czarodzieja świata? To prawda, że ocaliła go, kiedy był mały. Ale przecież Voldemorta nie pokonała. Mnóstwo ludzi, których zabił, także kochało swoich bliskich, a wcale nie uchroniło ich to przed śmiercią. Nie, absolutnie w to nie wierzył.
Luna przełknęła ślinę i zamyśliła się na chwilę.
- Nie wiem, jak to ująć. Myślę, że chodziło mu o to, że niezależnie od tego, jacy jesteśmy i co zrobiliśmy, wszystko w naszym życiu może się zmienić, jeżeli tylko wpuścimy do swojego serca trochę ciepła. I nawet, jeżeli początkowo może się wydawać, że wszystko wali nam się na głowę, to ostatecznie to ciepło utrzyma nas przy życiu i może sprawić, że wszystko przybierze zupełnie inny obrót.
- Świetnie - powiedział gorzko Harry. - Może wyślę to w kartce świątecznej Voldemortowi, to przemyśli swoje postępowanie i wejdzie na drogę światła.
Nie wiedział, że powiedział to tak głośno. Zorientował się dopiero, kiedy kilka najbliżej siedzących osób spojrzało na niego z wyrzutem i zaskoczeniem. Łącznie ze Snape'em. Wspominanie o Voldemorcie podczas świątecznej kolacji nie było zbyt subtelne.
- Przepraszam - wymamrotał Harry, ale Luna wcale nie wyglądała na poruszoną.
- Wiem, że mi nie wierzysz - powiedziała cicho. - Ale wiem też, że gdyby nie to ciepło, nie byłoby nas tutaj, a Sam-Wiesz-Kto już dawno zapanowałby nad całym światem. I nie byłoby ciebie. To nas spaja i umacnia, nawet, jeżeli ty tego nie widzisz.
- Widzę to... - szepnął, czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. - Ale to ja mam bliznę na czole i to ja kiedyś przed nim stanę i nie wiem, jak wtedy ciepło czy miłość mogłyby mi pomóc. - Nie podobała mu się ta rozmowa. Nie chciał o tym mówić, nie chciał o tym myśleć. Nie teraz, nie dzisiaj. - Przepraszam, czy możemy zmienić temat?
Luna patrzyła na niego przez chwilę bez słowa, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze. Ale jeśli kiedyś będziesz chciał pogadać, to nie ma sprawy. Tatuś często ze mną rozmawiał, kiedy widział, że coś mnie gryzie i potem zawsze było mi lepiej. Miałam wrażenie, jakby wiedział to nawet lepiej ode mnie. A ciebie ciągle coś gryzie, Harry.
Skąd ona to, do diabła, mogła wiedzieć? Przecież nie miał chyba tego wypisanego na twarzy? Nawet Hermiona, która była przecież cholernie spostrzegawcza, nigdy mu tego nie powiedziała wprost.
Wbił wzrok w swoją pieczoną rybę i mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.
- Harry! - gruchnął głośno Hagrid, siedzący kilka miejsc dalej po nauczycielskiej stronie stołu.. - Jak tam impreza? Ja żem odpłynął w jakimś momencie i w ogóle nie pamiętam, jak się to wszystko skończyło.
- Ee... - odparł Harry. Skąd mógł wiedzieć? Przecież sam nie pamiętał.
- Bardzo interesująco - odpowiedziała za niego Luna. - Harry próbował wdrapać się na choinkę, ale go z niej ściągnęliśmy.
Harry poczuł na sobie twardy wzrok Severusa, lecz udawał, że go nie widzi.
- Hoho, naprawdę? Nieźle dałeś do wiwatu, Harry! Nie mówię, żem był gorszy, ale te trunki Aberfotha nieźle kiszą mózg. Żebym nie widział, jak kiedyś ich próbujecie! - pogroził swoim wielkim palcem, ale w niezwykle przyjazny sposób.
Harry zerknął na Tonks. Była niezdrowo zarumieniona. Chyba zdawała sobie sprawę z tego, że trochę przesadziła, pozwalając, aby wszyscy się tak pospijali i wyglądało na to, że gryzą ją jednak niewielkie wyrzuty sumienia, ale przecież lepiej, że zrobili to pod jej opieka, niż gdyby mieli spróbować takich atrakcji na własną rękę. Teraz Harry przynajmniej był pewien, że już nigdy więcej nie sięgnie po alkohol. Miał wystarczającą nauczkę.
Przeniósł wzrok na Severusa. Mężczyzna uśmiechał się szyderczo pod nosem, ale nic nie mówił. Wyglądał tak, jakby nie mógł się doczekać, kiedy złoży dyrektorowi raport i pogrąży Tonks. I cieszył się na samą myśl o tym.
Podniósł na chwilę głowę i napotkał wzrok Harry'ego. W jego oczach błysnął triumf. Harry znał to spojrzenie, ale nic nie mógł na nie poradzić. Snape obiecał, że nie powie o Tonks i... jednej z uczennic, lecz przecież mógł naprawdę zmieszać ją z błotem za to, że okazała się "nieodpowiedzialną ignorantką". A Harry wiedział, że z pewnością to zrobi i że będzie miał rację.
Kiedy rozmowa zeszła z tematu imprezy, Tonks wyraźnie się ożywiła. Hagrid zamęczał ich historyjkami o swoich kolejnych "milusińskich", a dyrektor wspominał dawne czasy i opowiadał anegdotki z przeszłości, kiedy nie był jeszcze głową Hogwartu. Każdy wydawał się być w niesamowicie dobrym nastroju. Harry zapomniał o wcześniejszej rozmowie z Luną i z zaciekawieniem słuchał, jak Tonks opowiadała o obławie na kilku niezwykle niebezpiecznych czarnoksiężników, którzy wykorzystywali do swoich praktyk młode mugolskie kobiety. W pewnym momencie dyrektor musiał się wtrącić i poprosił, aby z uwagi na to, że przy stole znajdują się dzieci, ograniczyła szczegółowe opisy owych praktyk. Wszyscy zaczęli się śmiać. Tylko Mistrz Eliksirów wyglądał przez cały czas tak, jakby połknął cytrynę. Jakby pragnął tylko stąd uciec. A Harry chciał uciec razem z nim. Wiedział, że on znacznie skuteczniej potrafi go rozbawić i poprawić mu humor. I chciał to zrobić jak najszybciej.
- Harry, podałbyś mi bułeczki? - zapytała Tonks, przerywając na chwilę kolejną opowieść.
Harry wyciągnął rękę, ale Luna była szybsza. Zgarnęła koszyk z pieczywem i uśmiechając się nieśmiało, podała go Tonks. Ich dłonie musnęły się na ułamek sekundy i w tym momencie włosy Nimpfadory rozbłysły nieco jaśniej. Ktoś, kto nie obserwowałby uważnie, nawet by tego nie dostrzegł, ale Harry się przyglądał. I nie tylko on. Zobaczył, że Snape uśmiechnął się drwiąco i odwrócił głowę, muskając Harry'ego wzrokiem.