Выбрать главу

- Nie szkodzi. Dobranoc.

Harry westchnął i jeszcze mocniej wtulił się w mężczyznę. Skóra Severusa pachniała potem oraz mieszanką ziół i czegoś słodkiego. Cynamonu. Słyszał nad sobą jego spokojny oddech. Czuł go każdą komórką ciała, tak blisko, tak bardzo, bardzo blisko...

W końcu tego dokonał. W końcu zrobił to, co wydawało się wręcz niemożliwe... Zdobył serce Severusa.

To była długa, żmudna i wyboista droga. Kilka razy miał ochotę zawrócić i w ostatniej chwili się przed tym powstrzymywał, ale teraz był wdzięczny sam sobie, że wytrwał. Nie zmieniłby niczego, żadnej decyzji, którą podjął, żadnego wyboru, nawet jeżeli początkowo wydawały się one nieodpowiednie, ponieważ doprowadziły go aż tutaj. Do tej chwili. Najpiękniejszej chwili jego życia. Chwili, w której to wszystko, o co walczył, o czym śnił i za czym tęsknił... w końcu należało do niego! Tylko do niego!

I nawet kiedy chciał się poddać... nawet gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi namawiały go do ucieczki... to jednak zawsze w głębi serca wiedział, że mu się uda. Ponieważ widział to w każdym kolejnym spojrzeniu Severusa. W każdym kolejnym geście. Widział, że nie jest mu obojętny i że ten mur, którym otoczył się mężczyzna... że ten mur jest coraz słabszy. Pamiętał te wszystkie uczucia, które Snape mu okazywał... były zbyt prawdziwe, by można je było udawać. Pamiętał te wszystkie drobiazgi, rozmowy, uśmiechy, które utwierdzały go w przekonaniu, że jest coraz bliżej, że możliwe, iż następny ostry zakręt będzie tym ostatnim...

I pomimo że musiał znieść bardzo wiele ciosów, przetrzymać bardzo wiele upadków, to teraz, z perspektywy czasu wiedział, że było warto. Ponieważ dzisiejszej nocy Severus... oddał mu całego siebie. Odsłonił się przed nim całkowicie. Tak jakby wcześniej wciąż próbował walczyć, jakby wciąż coś mu na to nie pozwalało, ale kiedy ten mur został w końcu zburzony... to, co było po drugiej stronie, to, co na niego napierało, uwięzione i kontrolowane, to wszystko, czego Severus nigdy wcześniej nie chciał mu dać, przed czym się wzbraniał... nareszcie zostało uwolnione i runęło w dół niczym wodospad. I Harry po prostu nie mógł uwierzyć, że jeszcze pół roku temu Severus nie był go w stanie nawet objąć. Wydawało mu się, że od tamtej chwili minęły całe wieki. Całe tysiąclecia pomiędzy tamtym okrutnym, bezlitosnym Mistrzem Eliksirów, a... tym czułym, zmysłowym mężczyzną.

Oddech Severusa stał się głębszy, równomierny.

Harry ostrożnie uniósł głowę, spoglądając na jego pogrążoną we śnie twarz.

Zdobyłem cię. I już nigdy nie pozwolę ci się uwolnić.

Ułożył głowę z powrotem, zamknął oczy i przycisnął wargi do szyi Severusa w miejscu, w którym pod skórą pulsowała krew. Czuł jej ciepło. I wiedział, że należała do niego. Że teraz wszystko w tym chłodnym mężczyźnie należało do niego.

Nie mylił się. To był najcudowniejszy dzień jego życia.

Kiedy odpływał już w krainę snu, w jego głowie krążyła tylko jedna myśl...

Zdobył swoje największe pragnienie. Zdobył swoje desiderium intimum.

 

 

 

--- rozdział 55 ---

55. The beginning of the end

Suddenly my eyes are open,

Everything comes into focus, oh,

We are all illuminated,

Lights are shining on our faces, blinding

We are, we are, blinding.*

Harry'ego obudził trzask drzwi. Uniósł powieki, ale obraz przed jego oczami był rozmyty. Widział nad sobą jedynie ciemne sklepienie. Odwrócił głowę na bok i spojrzał na puste miejsce obok siebie. Miejsce, w którym powinien znajdować się...

Severus!

Gwałtownie uniósł się na łokciach i rozejrzał po pogrążonej w mroku sypialni, poszukując znajomej, ciemnej sylwetki. Wtedy usłyszał dźwięk odkręcanej wody i cichy chlupot. Uśmiechnął się do siebie i opadł z powrotem na poduszkę. Przez ułamek sekundy uderzyła go przerażająca myśl, że wszystko mu się przyśniło. Że to wszystko, co wydarzyło się wczoraj, było jedynie... jakimś pięknym, nierealnym snem, z którego właśnie się obudził.

To nie był jednak sen.

Podciągnął się do pozycji siedzącej, oparł o wezgłowie łóżka i sięgnął po leżące na szafce nocnej okulary. Obraz przed jego oczami wyostrzył się. Rozejrzał się i dostrzegł swoje ubranie, wciąż leżące na podłodze sypialni. Szata Severusa zniknęła.

Nie miał pojęcia, która mogła być godzina. Tutaj zawsze panował półmrok. Całkowity brak okien powodował, że nawet w środku dnia wydawało się, że jest noc. Być może przegapił śniadanie. Być może powinien właśnie być na jakiejś nudnej lekcji. Być może wszyscy go szukają... ale w tej chwili kompletnie go to nie obchodziło. Czuł w sercu takie ciepło, jakby płonął w nim niemożliwy do stłamszenia, wieczny ogień. Miał wrażenie, jakby wypełniał go oślepiający blask i wszystko, o czym tylko pomyślał, ginęło w jego cieniu, nic nieznaczące, nic niewarte. Mógłby nazwać to szczęściem, gdyby nie to, że to słowo nawet w połowie nie oddawało tego, co właśnie czuł.

Kiedy tylko zamykał oczy, od razu przypominał sobie każdy najmniejszy szczegół z wczorajszej nocy. Każdy pojedynczy pocałunek, każdą bruzdę na ciele Severusa, każde muśnięci dłoni. Wszystko było tak wyraźne, jakby oglądał mugolski film. Nie potrafił przestać się uśmiechać.

Powrócił do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy szumiąca woda przestała płynąć i w łazience zapadła cisza. Otworzył oczy i spojrzał na drzwi. Tęsknił za Severusem. Chciał go nareszcie zobaczyć. Miał wrażenie, że czas wlecze się jak gumochłon.

W końcu je usłyszał. Kroki. Jego serce momentalnie przeszło na szybszy bieg. A kiedy zobaczył poruszającą się klamkę, niemal wyfrunęło mu z piersi.

W drzwiach łazienki stanął Severus, ubrany w swe czarne szaty, z lekko wilgotnymi włosami. Harry poczuł się tak, jakby ogień ogrzewający serce objął teraz całe jego ciało, zalewając go potokiem radości. Na jego wargi wypłynął promienny uśmiech.

Och, Severus wyglądał tak samo, a jednak tak... inaczej. A może to Harry patrzył teraz na niego inaczej? Ani te cienkie wargi, ani głęboka zmarszczka pomiędzy brwiami, ani czarne, świdrujące oczy - nic się w nim nie zmieniło, a jednak Harry miał wrażenie, że zmieniło się wszystko. Jakby do tej pory mógł oglądać śmiertelnie groźną bestię jedynie zza grubej szyby, a teraz mógł jej dotknąć, nie obawiając się, że zostanie ukąszonym. Że prawdopodobnie jest jedyną osobą na świecie, która może podziwiać ją z tak bliska. Której udało się ją oswoić.

- Dzień dobry - powiedział radośnie. Zobaczył, jak zmarszczka pomiędzy brwiami Severusa pogłębia się, a na twarzy pojawia się dziwny, niepasujący do sytuacji wyraz melancholii.

- Łazienka jest już wolna - odparł cicho. - Jest dosyć wcześnie. Jeżeli się pospieszysz, to będziemy mieli jeszcze trochę czasu.

- Och, oczywiście - powiedział szybko Harry, zrywając się z łóżka. Zobaczył, jak czarne oczy ześlizgują się po jego nagim ciele, ale wcale go to nie speszyło. Wiedział, że Severus lubi na niego patrzeć. Harry specjalnie stanął tyłem do niego, kiedy schylił się, aby podnieść z podłogi swoje ubrania, i w ostatniej chwili powstrzymał wybuch śmiechu, gdy odwrócił się i zobaczył zanikający w oczach ogień i zaciskające się na szacie długie palce.

- Potter, jesteś...

- Tak, wiem - przerwał mu Harry. - Jestem małym, bezczelnym prowokatorem. - Zmrużone oczy Severusa powiedziały mu wszystko i Harry ponownie w ostatniej chwili powstrzymał się przed wybuchem śmiechu. - Zaraz wracam - powiedział wesoło, przechodząc obok Severusa, na którego twarzy wciąż utrzymywał się, teraz jeszcze bardziej widoczny, wyraz przygnębienia. Jednak Harry był zbyt oślepiony radością, by to dostrzec.