Harry ruszył z miejsca. Zaczepił szatą o ławkę, prawie się przewracając, potknął się o leżącą na podłodze torbę, ponownie w ostatniej chwili unikając kontaktu z podłogą. W ogóle nie patrzył, gdzie idzie, jego wzrok był utkwiony tylko i wyłącznie w Snapie, który przyglądał mu się z coraz większym niedowierzaniem.
To chyba jakiś żart...
W klasie panowała absolutna cisza, kiedy Harry, potykając się, przedzierał się w stronę biurka, przy którym znajdował się nauczyciel. W końcu do niego dotarł. Uderzył biodrami o blat biurka, chcąc iść dalej, ale ciężki mebel nie pozwalał mu na to. Na jego twarzy pojawiła się prawdziwa rozpacz. Snape cofnął się o krok.
To niemożliwe...
- Severusie... - wyjęczał Harry, pochylając się nad biurkiem i wyciągając rękę w stronę mężczyzny.
O cholera!
Harry napierał na ławkę, szamocząc się i za wszelką cenę próbując dosięgnąć obiektu swojego właśnie uświadomionego pragnienia. Na jego twarzy widniała rozpacz i determinacja.
- Masz najpiękniejsze i najbardziej podniecające oczy na świecie... - wymruczał rozmarzonym, przesiąkniętym pożądaniem głosem. - Chciałbym zatonąć w nich, kiedy będziesz mnie brał... Weź mnie... Severusie...!
Wizja rozmazała się i wszystko wokół zaczęło wirować. Harry usłyszał myśli Snape'a:
Jak to możliwe, że eliksir wskazał mnie? To nie powinno się wydarzyć. Jak to możliwe, że to właśnie ja jestem pragnieniem Pottera? Czy ten chłopak już do reszty postradał rozum?
Kolejne zawirowanie.
Jeszcze z nim nie skończyłem. Dopiero teraz zrobi się naprawdę ciekawie...
Będzie to negował, będzie zaprzeczał, ale w końcu się złamie... Nie męcz się, Potter. Nie walcz z tym. I tak nie wygrasz. Będziesz musiał się z tym pogodzić...
Już niedługo Potter nie będzie sobie potrafił poradzić z tym pragnieniem. Już niedługo sam zacznie za mną chodzić, zacznie mnie prosić, błagać... o wszystko. I wtedy dopiero będę triumfował. Z przyjemnością popatrzę, jak Potter będzie się upokarzał na moich oczach.
To tylko kwestia czasu, kiedy Czarny Pan się o tym dowie. Zastanawia mnie, w jaki sposób zechce to wykorzystać.
Obraz ponownie się wyostrzył i Harry znalazł się na spotkaniu Śmierciożerców.
- Cieszę się, że mogłem przekazać ci tak interesującą wiadomość, mój Panie - powiedział siedzący przy stole Snape. Jego głos był cichy i beznamiętny.
- Jak zwykle mnie nie zawiodłeś - odparł Voldemort. - To, co powiedziałeś, bardzo nam pomoże. Myślę, że będziemy mogli to wykorzystać. - Uśmiech Czarnego Pana był jadowicie upiorny. - Spójrz na mnie, Severusie.
Nagle przestrzeń wypełnił głos Voldemorta:
Z pewnością słyszałeś o eliksirze Admorsusexcetra. Pozwala wyssać razem z krwią całą moc tego, kto go wypije. Kiedy zdobędę moc Pottera, będę niezwyciężony i jednocześnie pozbędę się chłopaka raz na zawsze. Przygotujesz dla mnie ten eliksir, Severusie. I uwiedziesz Pottera. Zbliżysz się do niego, będziesz go przy sobie trzymał i doprowadzisz do tego, że zaufa ci na tyle, że sam z własnej woli wypije ten eliksir. Ponieważ doskonale wiesz, że zadziała tylko wówczas, jeżeli ofiara przyjmie go świadomie i chętnie, bez przymusu i bez wątpliwości. Daję ci tyle czasu, ile potrzebujesz. Dopilnuję, by nikt ci nie przeszkadzał. Masz wolną rękę, możesz robić z chłopakiem, co tylko zapragniesz, ale będziesz mi zdawał relacje z postępów. A kiedy skończysz eliksir i przyprowadzisz do mnie Pottera... wynagrodzę cię po wsze czasy.
Głos Voldemorta ucichł. Snape spojrzał na swego Pana i uśmiechnął się mrocznie i nieprzyjemnie.
- Wiesz, co masz robić - powiedział Voldemort.
- Oczywiście - odparł Mistrz Eliksirów.
Obraz ponownie zawirował i zatrzymał się na komnatach Snape'a. Mężczyzna chodził w tę i z powrotem przed kominkiem. Na jego twarzy widniał przerażający uśmiech, w oczach szalała burza.
Nareszcie! Nareszcie nadeszła moja szansa!
Błyskawicznym ruchem podwinął rękaw i z nienawiścią spojrzał na widniejący na przedramieniu Mroczny Znak. Znak, który przecinała głęboka bruzda jak po skaleczeniu nożem, jakby ktoś chciał ją wyciąć.
Desideria Intima... zostawiła mi ślad na całe życie, ale skąd mogłem wiedzieć, że po wypiciu jej niemal odetnę sobie rękę? A teraz, po tylu latach... nareszcie mogę spełnić swoje największe pragnienie... nareszcie mogę sprawić, że Czarny Pan zdechnie. A wraz z nim pozbędę się Pottera. Temu nieodpowiedzialnemu gówniarzowi nigdy nie uda się pokonać Czarnego Pana. Nie ma z nim żadnych szans. A Dumbledore jest zbyt głupi, żeby to zrozumieć. To jedyny sposób. Poświęcę Pottera, poświęcę wszystko, byle tylko zabić Czarnego Pana. Obaj znikną z mojego życia raz na zawsze. A wraz z nimi również Dumbledore. Już nikt nie będzie wydawał mi rozkazów. Nigdy więcej.
Mężczyzna zatrzymał się i ciężko opadł na fotel.
Będę musiał grać na dwa fronty... Dumbledore jest doskonałym Legilimentą, a nie może się dowiedzieć o tym planie. Jego "zaufany sługa" planuje unicestwić jego tajną broń i nadzieję całego Czarodziejskiego Świata... Raczej by mu się to nie spodobało. - Na twarzy Snape'a pojawił się szyderczy uśmiech. - Będę musiał wykorzystać Legilimens Evocis. Tak, to jedyny sposób, aby udało mi się to ukryć. Aby udało mi się ukryć wszystko zarówno przed nim jak i przed Czarnym Panem. Nie podejrzewam, aby to miało być proste, ale jestem gotów zapłacić każdą cenę.
W oczach Snape'a pojawiło się coś groźnego. Przez jakiś czas siedział tylko, wpatrując się w przestrzeń.
Uwieść Pottera... To nie powinno być trudne, skoro jestem jego "największym pragnieniem". Ale z pewnością mu tego nie ułatwię. Dam mu to, na co zasłużył. Będę mu zadawał ból. Będę go dręczył, ranił i przyciągał z powrotem, jeżeli tylko spróbuje się oddalić. Zemszczę się na nim za wszystkie upokorzenia, których doznałem z ręki jego ojca. Jedyną wadą jest to, że będę musiał znosić towarzystwo tego imbecyla, dotykać go... - na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz obrzydzenia, po chwili jednak zastąpiony krzywym uśmieszkiem. - Chociaż z drugiej strony... mogę go zmusić do wszystkiego. Mogę go zmusić do służenia sobie na kolanach, jeżeli tylko będę miał ochotę. Upokorzę go do granic możliwości. Trudno, od czasu do czasu będę musiał okazywać mu nieco... hmm... zaangażowania. Ale ta cena jest warta zapłacenia, jeżeli w zamian za nią uzyskam wolność.
Snape przymknął powieki i westchnął.
Admorsusexcetra... Uwarzenie go jest piekielnie skomplikowane, a zmodyfikowanie... Zajmie mi to miesiące. Ale nie ma w ogóle takiej możliwości, aby miało mi się nie udać. Potter będzie chodzącą trucizną. Chodzącym jadem. Eliksir wyssie nie tylko jego moc, ale moc Czarnego Pana również. I zabije ich obu.
Snape otworzył oczy. Płonął w nich lodowaty ogień. Ogień, który nagle wypełnił całą przestrzeń. Jednak zamiast trzasku pożogi, rozbrzmiewał jednostajnym echem:
Zabije ich obu.
Zabije ich obu.
Zabije ich...
Ogień zniknął i nastała cisza. Ciemność. Ciemność, z której wyłonił się korytarz w lochach. I stojący przed schowkiem na miotły Severus. Przed tym schowkiem, w którym Harry właśnie odrabiał szlaban za złamanie nosa Malfoyowi. I w którym za chwilę miało dojść do ich pierwszego zbliżenia.
Na twarzy Snape'a widniał niebezpieczny półuśmieszek. W oczach nie było niczego oprócz zimnego zdecydowania.
Przedstawienie czas zacząć...
Snape szarpnął za klamkę i obraz ponownie zawirował. Z natłoku kolorów i faktur wyłonili się Voldemort i Snape. Znajdowali się sami w jakimś ciemnym pomieszczeniu. W powietrzu unosiła się zatęchła wilgoć. Obaj mieli zamknięte powieki, ale na twarzy Voldemorta widniał przerażający uśmiech satysfakcji. Powodem tego był obraz, który Voldemort oglądał w głowie Snape'a. Obraz Harry'ego, na kolanach, z penisem Snape'a w ustach...