Выбрать главу

- Szybko! Połóż go tutaj, Severusie! - krzyknęła Pomfrey, wskazując najbliższe łóżko.

Snape ostrożnie ułożył Harry'ego na białej pościeli, która niemal natychmiast zabarwiła się czerwienią.

- Severusie - zaczął Dumbledore, kładąc dłoń na klatce piersiowej Harry'ego. - Będziemy potrzebowali twoich eliksirów. Czy mógłbyś...? Severusie! - Nie zdołał jednak dokończyć, gdyż mężczyzna był już niemal przy drzwiach, za którymi błyskawicznie zniknął, pozostawiając po sobie jedynie echo trzaśnięcia potężnymi wrotami.

Wszystko się rozmyło i na miejscu skrzydła szpitalnego pojawił się gabinet Dumbledore'a. Dyrektor siedział przy swoim biurku ze splecionymi dłońmi i poważnym wzrokiem. Snape stał po drugiej stronie gabinetu, wyprostowany niczym posąg i z kamiennym wyrazem twarzy.

- Jesteś tego absolutnie pewien, Severusie? - zapytał Dumbledore, wbijając w mężczyznę przeszywające spojrzenie.

- Tak, dyrektorze. Chłopak całkowicie oszalał. Chciał zabić Pottera. Zaczaili się na niego z zamiarem skatowania go na śmierć. Nie zamierzali używać magii, aby ich nie wykryto. Myślał, że w ten sposób zyska wdzięczność Czarnego Pana... - Snape zawiesił głos i oblizał wargi.

Dumbledore westchnął głęboko i spuścił wzrok, wpatrując się w swoje dłonie.

- Skąd wiedziałeś, że się do niego udał?

- Otrzymałem wezwanie.

Dumbledore zamknął oczy i pokręcił głową.

- Żałuję, że nie udało mi się temu zapobiec. Powinienem był...

- Czarny Pan nie wybacza. Nic nie mógł pan zrobić, dyrektorze.

Dumbledore otworzył oczy i spojrzał na Snape'a spod kurtyny siwych włosów.

- To dobrze, że sprowadziłeś jego ciało z powrotem do zamku. Przynajmniej tyle udało nam się uratować, ponieważ jego umysł już na zawsze pozostanie... zmasakrowany. Czy Lucjusz i Narcyza...?

- Nie było ich przy tym.

- To dobrze. - Chwila ciszy. - A...?

- Crabbe zginął, próbując chronić syna. Goyle nie odezwał się ani słowem, kiedy Voldemort torturował jego syna, ale podejrzewam, że nie zjawi się na kolejnym spotkaniu Śmierciożerców, co jest praktycznie równe jego śmierci, ponieważ Czarny Pan i tak go odnajdzie i zabije, kiedy dowie się o jego dezercji - powiedział Snape wyważonym, spokojnym tonem. W jego oczach nie było niczego poza czernią, która teraz rozrosła się, pochłaniając wszystko wokół, a w ciemności zabrzmiała myśclass="underline"

Temu staremu głupcowi nawet przez myśl nie przejdzie, że mogłem mieć z tym coś wspólnego. Zgadza się, zmasakrowałem jego umysł i chłopak już nigdy nie będzie sobą. Dałem mu to, na co zasłużył. Taka kara spotyka tych, którzy próbują wejść mi w drogę...

Z ciemności zaczęły wyłaniać się kształty, które po chwili przeobraziły się w gabinet Mistrza Eliksirów. Snape stał przy otwartych drzwiach, po których drugiej stronie znajdował się Harry. Gryfon wpatrywał się w niego z maślanym uśmiechem na twarzy.

- Co ty tu robisz, Potter? - zapytał cierpko mężczyzna. - Nie powinieneś być jeszcze w szpitalu?

- Wyszedłem - wydukał Harry. - Dzisiaj. Czy mogę... wejść? - zapytał nieśmiało.

Nie byłoby mądrze go teraz wyrzucać.

Snape zmrużył oczy, ale odsunął się i wpuścił go do środka. Kiedy zamknął drzwi, Harry gwałtownie dopadł do niego i przyparł go do drzwi, owijając ramiona wokół jego pasa. Z głośnym westchnieniem oparł głowę na otulonej w czarny materiał piersi i zamknął oczy. Przycisnął policzek do szorstkiego materiału.

- Tęskniłem za tobą... - wyszeptał w czarną szatę, uśmiechając się ciepło i wtulając w pierś mężczyzny.

Merlinie, co za ckliwy dzieciak... Zbiera mi się na wymioty. Samowolna akcja Malfoya przyniosła jednak jeden wyraźny skutek. Potter myśli, że go uratowałem, ponieważ mi na nim zależy... Stałem się jego "bohaterem". Teraz znacznie prościej będzie nim manipulować. Co za naiwny głupiec...

Wizja przekształciła się. Snape stał przed komodą, trzymając w dłoni zielony kamień i wpatrując się w niego ze zmarszczonymi brwiami.

Dzięki temu kamieniowi będę miał Pottera cały czas na oku. Nie mogę dopuścić do tego, żeby ponownie wpakował się w jakieś tarapaty. Jest zbyt ważny dla mojego planu. Zbyt ważny, by teraz coś mu się stało.

Zieleń klejnotu rozrosła się, pochłaniając wszelkie szczegóły, ale kiedy zniknęła, ponownie pojawiły się komnaty Mistrza Eliksirów. Harry siedział w fotelu naprzeciw Snape'a, który nalewał sobie właśnie do szklanki bursztynowego płynu.

- Czego się napijesz, Potter?

Muszę go upić. Muszę się dowiedzieć, co mu się śniło. Co go tak przeraziło.

Wizja przeskoczyła. Harry stał z zaciśniętymi pięściami i burzą w oczach, wykrzykując łamiącym się głosem:v

- ...Ty nie musiałeś ukrywać się przed całą szkołą, spędzać dnie w łóżku, otulony peleryną niewidką, żeby nikt cię nie zaczepiał, nie musiałeś wysłuchiwać złośliwych, wrednych komentarzy na swój temat ani oglądać swoich karykatur porozwieszanych na każdej możliwej powierzchni Pokoju Wspólnego, nie musiałeś się wstydzić, zaprzeczać ani uciekać! Nie byłeś tak zdruzgotany ani przerażony, kiedy odkryłeś, że to wszystko prawda, kiedy śniłeś o mnie i masturbowałeś się, myśląc o mnie! Nie, jestem pewien, że tego nie robiłeś! Nie marzyłeś o moim dotyku, nie śniłeś o moich oczach, nie myślałeś o mnie przez cały czas, wiedząc, że pewnie i tak nigdy mnie nie dotkniesz, nie poczujesz, nigdy nie będziesz mnie miał! A potem nagle nie dostałeś tego wszystkiego, o czym marzyłeś, i nie zostało ci to równie nagle, boleśnie odebrane, kiedy zrozumiałeś, że nic dla mnie nie znaczysz! I że prawdopodobnie, nigdy nie będziesz... Nie, ty nie przeżyłeś tego wszystkiego! Nie wiesz, jak to jest... - Przerwał, nabierając tchu.

Merlinie, zlituj się nade mną. Czy naprawdę muszę tego wysłuchiwać? Czy ten dzieciak obrał sobie za cel dręczenie mnie swoimi śmiesznymi problemami? Przeżywaniem wszystkiego i rozkładaniem tego na czynniki pierwsze? Nie, Potter, ja nie wiem, jak to jest. Nic dla mnie nie znaczysz. Kompletnie nic. Jesteś tylko marionetką w moich rękach. I ja już znajdę sposób, abyś wynagrodził mi to, że muszę tutaj siedzieć i wysłuchiwać twoich dziecięcych, infantylnych żalów...

- No, dlaczego się nie śmiejesz? - zapytał gorzko Harry. - Nie krępuj się. Zniosłem już tyle rzeczy, że nie sprawi mi to różnicy.

Uwierz mi, że wręcz pękam ze śmiechu...

- Nie miałem takiego zamiaru - odparł spokojnie mężczyzna. Harry zagryzł wargę.

Teraz mam szansę...

- Czy tylko to dręczy cię nocami, Potter? Czy jest jeszcze coś?

Harry opadł z powrotem na fotel. Zamrugał kilka razy, zdjął okulary i przetarł oczy. Wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie jest i co się dzieje.

- O co pytałeś? - powiedział, wkładając okulary z powrotem i spoglądając z podejrzliwością na swoją szklankę.

- Mówiliśmy o twoich snach - odparł gładko Severus.

- A, tak - wymamrotał Harry. - To było straszne.

Gdyby głupota miała wygląd, to nosiłaby okrągłe okulary i bliznę na czole.

- Co było takie straszne? - zapytał mężczyzna z naciskiem.

Harry machnął ręką.

- Ten sen o krwi i Śmierciożercach. - Gryfon zmarszczył brwi, jakby próbował przypomnieć sobie szczegóły. - Voldemort też w nim był. Stali wokół mnie i śmiali się ze mnie, a ja byłem nagi i wszędzie była krew. Spływała po mnie, nie mogłem oddychać. Voldemort powiedział coś o... uczcie? Chyba tak. Bałem się, nie mogłem nic zrobić. Chciałem cię wezwać przez kamień, ale nie miałem go. Zabrali mi go razem z ubraniem. I wtedy usłyszałem... twój głos. Powiedziałeś... - zawahał się i spojrzał na Snape'a. Mistrz Eliksirów pochylał się do przodu i wpatrywał się w niego z taką uwagą i intensywnością, jakby sen Harry'ego był najbardziej interesującą rzeczą na świecie.