Выбрать главу

- Co powiedziałem? - zapytał z napięciem w głosie, a jego oczy niemal przewierciły Harry'ego.

- Powiedziałeś... że nikt mnie tym razem nie uratuje.

Snape zbladł odrobinę, a w jego oczach zamigotało coś na kształt strachu.

Cholera jasna! Czyżby mnie rozgryzł? Czyżby w jakiś sposób dowiedział się o moim planie? Ale w jaki sposób? To przecież niemożliwe!

Wizja ponownie przeskoczyła.

- Severusie... powiedz do mnie "Harry". Nigdy tak do mnie nie mówisz.

- I nie zamierzam zacząć - wycedził Mistrz Eliksirów.

Przysięgam, że zaraz rzucę na niego klątwę...

- Nie? - Harry zasępił się na chwilę. - To może udałoby ci się to powiedzieć w zdaniu: "Harry Potter mnie lubi"?

Myślisz, że jesteś zabawny, Potter? Jesteś żałosny.

Echo dwóch ostatnich słów odbiło się od niewidzialnych ścian umysłu, sprawiając, że obraz zaczął falować i zmieniać się. Tym razem Severus znajdował się w swoim tajnym laboratorium i ze skupionym wyrazem twarzy kołysał w dłoni zielonkawą ciecz znajdującą się w niewielkiej fiolce.

Jeżeli dobrze wyliczyłem proporcje, powinienem dodać trzynaście kropel, każdą w odstępie dokładnie dwóch sekund od poprzedniej. - Przymknął powieki i wziął głęboki oddech. - Jeżeli coś pójdzie nie tak, będę musiał zaczynać od początku...- Otworzył oczy i zawiesił dłoń dziesięć centymetrów nad bulgoczącą w kociołku cieczą. Przechylił fiolkę i ze zmarszczonymi brwiami przypatrywał się, jak pierwsza kropla opada do kociołka. Po dwóch sekundach opadła druga. Potem następna i następna. Pozostały jeszcze trzy, gdy absolutną ciszę zakłóciło natarczywe pukanie w drzwi komnat Severusa. Nagły i niespodziewany hałas wytrącił mężczyznę z równowagi, jego ręka zadrżała i do mikstury wpadło kilka kropel naraz. Eliksir zasyczał i zmienił barwę na jadowity turkus.

Do oczu Snape'a napłynęła furia. Podniósł wzrok na drzwi. Dłoń, w której trzymał fiolkę, drżała.

Pukanie rozległo się ponownie, jeszcze głośniejsze i bardziej natarczywe.

Potter! Przysięgam, że tego pożałujesz!

Z nieopanowanym gniewem roztrzaskał fiolkę o podłogę i niczym chmura gradowa zwiastująca prawdziwą nawałnicę, wybiegł z pomieszczenia. Ściana zasunęła się za nim tuż przed tym, zanim z rozmachem otworzył drzwi.

- Dobry wieczór, Severusie - powiedział szybko Harry i bez wahania wsunął się do środka prześlizgując się pod ramieniem mężczyzny i rozglądając po pomieszczeniu. Snape powoli zamknął za nim drzwi. Jego oczy ciskały błyskawice. Błyskawice stworzone z lodu.

Harry odwrócił się i kiedy jego wzrok padł na twarz mężczyzny, pojawił się w nim strach i niepewność.

- Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie. - Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłem. - Rozejrzał się ponownie po pokoju.

- Czego chcesz, Potter? - Głos Snape'a był niczym stalowe ostrze. Zimne i raniące. - Przyszedłeś, żeby mnie zadowolić?

- Ja tylko... - Harry otworzył usta, ale mężczyzna nie pozwolił mu dokończyć.

- Nie gadaj, tylko rozbieraj się. Wolisz najpierw mnie zaspokoić... - Długie palce sugestywnie powędrowały do rozporka, ale po chwili zatrzymały się, a twarz mężczyzny wykrzywił okrutny, kpiący wyraz - ...a może od razu mam cię pieprzyć? - Chłopak po prostu stał i wpatrywał się w niego z otwartymi ustami. - Zamierzasz tak stać i gapić się na mnie, Potter? Klękaj!

Och tak, widzę, że cię to boli. I bardzo dobrze. Zapłacisz za to, co zrobiłeś. Będzie boleć jeszcze bardziej. Nauczę cię, że to nie jest hotel, do którego możesz sobie przychodzić niezapowiedziany. Nauczę cię posłuszeństwa.

- O co chodzi, Potter? Przecież po to właśnie przyszedłeś, czyż nie? Zawsze przychodzisz tylko po to - wysyczał Snape, z przyjemnością obserwując każdy spazm bólu, który jego słowa wywoływały na twarzy Harry'ego.

- Widzę, że masz zły humor - wydusił w końcu chłopak cichym, łamiącym się głosem. - To ja już pójdę. Nie chcę...

O nie, jeszcze z tobą nie skończyłem!

- Zawsze mam zły humor, kiedy plątasz się wokół mnie, niczym żałosny, skomlący szczeniak - warknął mężczyzna, wbijając w niego mordercze spojrzenie. - Oddany, uzależniony szczeniak, który zrobi wszystko, co mu się każe. No dalej...

- Zamknij się! - Z ust Harry'ego wyrwał się wściekły krzyk, a w powietrzu zafalowała sugestia pełnego satysfakcji śmiechu, który rozbrzmiewał w duszy Snape'a. Wszystko spowiła ciemność, a śmiech powoli zanikał i wizja przeskoczyła ponownie.

Harry siedział w fotelu naprzeciw Snape'a. Na jego twarzy malowało się zdecydowanie, kiedy mówił:

- Zabiję go. Zabiję Voldemorta.

Snape rzucił mu bardzo długie spojrzenie.

Doprawdy? Ty? Ty chcesz zabić najpotężniejszego czarodzieja wszechczasów? Nie rozśmieszaj mnie... Nigdy ci się to nie uda. Nic nie potrafisz. Jesteś zerem.

- A jak zamierzasz to zrobić? - zapytał w końcu Snape.

- Jeszcze nie wiem - odparł cicho chłopak i widząc szyderczy uśmiech, który pojawił się na twarzy Mistrza Eliksirów, dodał szybko - Ale znajdę jakiś sposób. Voldemort zapłaci za wszystko, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię!

Snape przestał patrzeć na Harry'ego z kpiną i zmarszczył brwi.

- Czy mam to rozumieć jako twoją gotowość do poświęcenia życia, aby zabić Czarnego Pana?

Czyżbyś aż tak chciał mi to ułatwić, Potter?

- Wiem, że niewiele umiem, a on jest niezwykle potężny. Ale spróbuję i jeżeli zginę... to przynajmniej zabiorę go ze sobą.

Twarz Severusa poszarzała, a jego brwi uniosły się.

No no, Potter... Czasami potrafisz trafić w sedno. Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł? Czyżbym w jakiś sposób się zdradził? Nie, to niemożliwe... Jesteś zbyt tępy, by zauważyć pewne drobne niuanse. Oczywiście, że zabierzesz ze sobą Czarnego Pana... ale tylko i wyłącznie z moją pomocą.

- Oczywiście. Uwielbiasz odgrywać bohatera, Potter. A prawda jest taka, że jesteś zwykłym durniem. Nie udałoby ci się nawet zranić Czarnego Pana. Nic nie umiesz. Zabiłby cię, zanim zdążyłbyś wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Obojętne, jak szlachetne pobudki tobą kierują, cokolwiek spróbujesz zrobić, nie masz w starciu z nim żadnych szans.

Możesz się przydać tylko i wyłącznie jako przynęta. Jako kukułcze jajo podrzucone do gniazda. Nie masz żadnej innej wartości.

Obraz ponownie zafalował i wizja przeskoczyła. Nadal obaj siedzieli przed kominkiem, ale Snape wyglądał na zdenerwowanego i rozdrażnionego.

- Nie potrafiłeś nauczyć się obrony przed zwykłą Legilimencją, a chciałbyś poradzić sobie z Legilimens Evocis? Nie rozśmieszaj mnie, Potter - parsknął mężczyzna, zwracając twarz w stronę kominka.

- Nie chcę, by Voldemort rzucił na mnie to zaklęcie. Wolałbym śmierć niż życie w koszmarze! - wykrzyknął Harry łamiącym się głosem. Snape spojrzał na niego i zacisnął usta.

- Czarny Pan nie rzuci na ciebie tego zaklęcia, Potter - powiedział Snape zdecydowanym głosem, podnosząc się z fotela.

Ma wobec ciebie zupełnie inne plany...

Wizja rozmyła się, zastąpiona kolejną. Severus siedział przy stole nauczycielskim w Wielkiej Sali, obserwując jak Harry wybiega z pomieszczenia. Obok niego leżał Prorok Codzienny z rzucającym się w oczy tytułem: "Harry Potter - Nadzieja Czarodziejskiego Świata Czy Tchórz?"

Cholera, ten głupi chłopak jest tak przewrażliwiony, że nie wiadomo, co teraz strzeli mu do głowy. Będę musiał przemówić mu do rozumu. Wykorzystam tę sytuację. Odbuduję jego zaufanie. Czeka mnie trochę aktorstwa, ale Potter jest tak naiwny, że połknie haczyk bez zastanowienia.

Obraz zawirował i przekształcił się. Pojawiła się sypialnia Snape'a. I Harry, siedzący na jego łóżku z rozstawionymi szeroko nogami i dłonią zaciśniętą wokół swojego naprężonego penisa. Całkowicie nagi, jedynie z zawiązanym na szyi zielonym krawatem, który kołysał się miarowo w rytmie, w którym Harry poruszał dłonią, masturbując się przed Snape'em. Tylko przed Snape'em. Tylko dla niego.