Czarne oczy wbijały się w Harry'ego z oszałamiającą intensywnością.
Doskonale... Czarny Pan będzie zachwycony...
Wizja utonęła w blasku i po chwili z jasności wyłonił się kolejny obraz. Ponownie były to komnaty Mistrza Eliksirów, ale tym razem atmosfera była zupełnie inna. Snape szedł w stronę Harry'ego, wbijając w niego mordercze spojrzenie, a Harry cofał się przed nim, z mieszaniną strachu i wściekłości na twarzy.
- Mam tego dosyć! - krzyknął łamiącym się głosem. - Nie możesz mnie tak traktować! Myślisz, że możesz robić ze mną wszystko, co ci się podoba, a ja ci na to pozwolę?
Jedna z brwi Snape'a uniosła się w geście rozbawienia.
Nie, nie myślę tak Potter. Ja to wiem. Zawsze będziesz mi na wszystko pozwalał, ponieważ jesteś zbyt słaby, aby się przede mną obronić.
- To znaczy... - zająknął się Harry. - Może do tej pory tak było, ale od teraz to się zmieni! Nie będziesz mną więcej pomiatał! Koniec z tym!
Snape zatrzymał się nagle, patrząc na Harry'ego z mieszaniną pogardy i zaciekawienia. Tak, jak patrzy się na szarpiącego się i próbującego wyrwać z oplatającej go pajęczyny owada.
- A w jaki sposób mi tego zabronisz, Potter? - wycedził groźnym, mrocznym szeptem. - Jak chcesz zabronić mi korzystania z mojej własności wedle mego uznania?
Tak, Potter, dobrze usłyszałeś. Jesteś moją własnością. Twoje życie zależy tylko ode mnie i to ja zdecyduję, co z nim zrobię.
Wizja zmieniła się nagle. Teraz Snape stał tuż za Harrym, trzymając dłonie w jego slipach i szepcząc mu wprost do ucha:
- Powiem ci prawdę o tobie, Potter - wymruczał cicho mężczyzna, rozsuwając powoli zamek spodni Harry'ego. - Chcesz tego. Uwielbiasz mnie prowokować, żebym później mógł cię złamać. - Snape zsunął z bioder jego spodnie i pozwolił im opaść do kolan. - I uwielbiasz, kiedy to robię. Kiedy przywołuję cię do porządku, kiedy łamię twój opór, kiedy cię karzę - kontynuował mężczyzna, a blada dłoń o smukłych palcach wśliznęła się pod materiał bokserek.
Taki twardy... jak niewiele potrzeba, by doprowadzić cię do tego stanu...
- Ponieważ uwielbiasz tak się czuć, Potter - kontynuował Snape. - Brudny i upokorzony. Złamany i zdominowany. I wiem, że nienawidzisz tej części siebie, która to lubi, ale jednocześnie nie potrafisz przestać. - Harry jęknął. Jedna z rąk Mistrza Eliksirów przesunęła się do tyłu i zatrzymała na jego pośladkach, rozchylając je lekko palcami. Uwielbiasz... - głos stał się zachrypnięty - ...wić się u moich stóp.
Jakież to proste. Jak łatwo tobą manipulować, chłopcze... Dobrze wiem, czego pragniesz. Wystarczy ci to dać, a od razu zamieniasz się w skamlącego, uległego szczeniaka. Moja własna dziwka...
Dziwka...
Dziwka...
Dziwka...
Echo poniosło to jedno słowo w eter, doprowadzając do tego, że obraz zaczął falować i przekształcać się. Ponownie pojawiły się komnaty, ale była to już zupełnie inna scena. Obaj siedzieli w fotelach naprzeciw siebie.
- W zasadzie to... tak się zastanawiam... - Harry, który do tej pory wpatrywał się w swoje kolana, podniósł wzrok i spojrzał na przypatrującego mu się z uwagą Mistrza Eliksirów. - Kiedy jesteś z Voldemortem i kiedy on każe robić ci te wszystkie... rzeczy... To znaczy, rzucać różne klątwy... Powiedziałeś, że aby je rzucić, trzeba naprawdę tego chcieć. Więc jak ty...? - urwał, widząc nagły błysk w oczach mężczyzny.
Na twarzy Harry'ego pojawiło się zrozumienie, a zaraz po nim przerażenie.
Usta Snape'a wykrzywił mroczny uśmiech.
- Jesteś zaskoczony, Potter?
Harry wyglądał tak, jakby doznał ciężkiego szoku. Wpatrywał się w przestrzeń szeroko otwartymi oczami, a po chwili pokręcił głową.
- To niemożliwe.
- Dlaczego nie? - zapytał kpiąco Severus.
- Czy to... czy to znaczy, że ty... ty to lubisz? Powiedziałeś, że trzeba naprawdę tego chcieć. Czy ty naprawdę...? - urwał, kiedy Snape pochylił się w jego stronę i zmrużył oczy.
- To, co lubię, to, co muszę, a to, czego chcę, to są zupełnie różne rzeczy, Potter.
Och, oczywiście, że lubię zadawać ból, ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy mam w tym jakiś cel i kiedy sam tego chcę. A służąc Czarnemu Panu, muszę go zadawać przez cały czas, nawet wtedy, gdy uważam, że jest całkowicie zbędny. I dlatego chcę się od niego uwolnić. Już nikt nie będzie ponad mną. Będę to robił na swych własnych warunkach. Ale ty tego nie zrozumiesz, Potter.
Harry zmarszczył brwi.
- Ale czy ty...?
- Ludzki umysł to naprawdę ciekawe narzędzie. Można się nim posługiwać do woli, jeżeli wie się tylko, gdzie znajduje się zamek i w jaki sposób go otworzyć. Kiedy tego dokonasz, jesteś w stanie zrobić wszystko. Możesz zmusić swój umysł do takich rzeczy, których teoretycznie nigdy nie byłbyś w stanie zrobić. Na przykład zabić człowieka. Albo związać się z nim uczuciowo. Lub też go znienawidzić. Na tym właśnie polega kontrola.
Tylko dzięki niej znoszę jakoś twoją obecność i jestem w stanie cię dotknąć...
Obraz rozpłynął się, a następnie wyostrzył, przeobrażając się w Wielką Salę. Snape siedział przy stole nauczycielskim i obserwował Harry'ego, który wyglądał tak, jakby miał zaraz zasnąć i wpaść głową w talerz z jedzeniem.
Coś jest z nim nie w porządku. Nie podoba mi się wyraz jego twarzy. Kiedy na mnie patrzy, widzę strach w jego oczach. Muszę go uważnie obserwować...
Wizja zmieniła się. Pojawiła się klasa Eliksirów. Snape stał za Harrym i obserwował jego zaciśniętą w pięść, drżącą dłoń.
Jest spięty. Widać to w każdym jego geście. Boi się mnie. Dlaczego?
Wizja rozmyła się, zastąpiona kolejną. Snape stał z wyciągniętą ręką przed drzwiami swoich komnat i taksował Harry'ego zimnym wzrokiem.
- Oddaj to, co ukradłeś - wysyczał.
- J-ja... - wydukał Harry.
- Nie każ mi cię przeszukiwać - warknął mężczyzna, wbijając w niego groźne spojrzenie.
Harry zagryzł wargę.
Podszedł do mężczyzny, wyjął z kieszeni Eliksir Bezsennego Snu i podał mu go bez słowa. Snape spojrzał na butelkę i jego twarz przez moment stała się blada, a oczy rozszerzyły się.
A niech to! To dlatego się tak dziwnie zachowywał... Znowu musiał mieć sen. I to tak sugestywny, że próbował to przede mną ukryć i zaczął mnie unikać. Nie podoba mi się to...
- Dlaczego mnie o niego nie poprosiłeś, Potter?
- J-ja... Nie chciałem cię niepokoić. Dlatego sam wziąłem ten eliksir. Żebyś... się nie martwił.
Wzruszające...
- Jakież to miłe z twojej strony - prychnął Severus, wbijając w niego przeszywające spojrzenie. - A więc to nie ma nic wspólnego z tym, że ostatnio wyglądasz jak lunatyk? I że pewnie znowu śniło ci się coś, o czym chcesz zapomnieć?
- Ja... to znaczy... - zająknął się. - Miałem sen, w którym goniło mnie stado pająków, a bardzo się ich boję. I dlatego chciałem go wziąć.
- Doprawdy? - Jedna z brwi Snape'a uniosła się. - Pająki? A może jeszcze myszy?
Co za marny kłamca... Kłamliwy, bezczelny gówniarz. Wydaje mu się, że może mnie oszukać? Myśli, że uda mu się ukryć przede mną prawdę? Jakże się myli...
Harry zagryzł wargę.
- Wiedziałem, że kiedy ci o tym powiem, to będziesz się ze mnie wyśmiewał - powiedział Gryfon, spoglądając prosto w oczy mężczyzny. - I dlatego nie chciałem cię w to mieszać. A teraz, czy mógłbyś dać mi już ten eliksir?
Muszę zaryzykować. Muszę dostać się do jego umysłu. Zrobię to z zaskoczenia.