Выбрать главу

- Dobrze. Tym razem ci daruję, Potter. Ale jeżeli jeszcze raz przyłapię cię na myszkowaniu w moim gabinecie, to gorzko tego pożałujesz. Następnym razem masz przyjść i mnie poprosić, jeżeli będziesz czegoś potrzebował - powiedział, oddając mu buteleczkę z eliksirem.

- Dziękuję - wymamrotał chłopak.

Mężczyzna odsunął się, wpuszczając Harry'ego do komnaty, a kiedy tylko chłopak przekroczył jej próg, a drzwi się zatrzasnęły, Snape złapał go za kark i kompletnie zaskoczonego, przycisnął do drewnianej powierzchni, a następnie wycelował w niego różdżką i wysyczał:

- Legilimens Evocis!

Wszystko to wydarzyło się błyskawicznie. Wizja utonęła w oślepiającym świetle i po chwili ze światła wyłonił się sen. Jednak nie był to sen, który pamiętał Harry. Ten był zupełnie inny.

Harry, przygwożdżony przez Snape'a do ściany. Snape pochylający się nad nim i wpijający się ustami w jego szyję. Przeobrażający się w Voldemorta. W Voldemorta, którego zęby zatopione były w skórze Harry'ego, ale po chwili odsunął się i ze spływającą mu po brodzie krwią Harry'ego, uśmiechnął przerażająco.

- Co się stało, chłopcze? - wysyczał, mrużąc czerwone oczy. - Przecież lubisz ból.

Severus. Severus, który pojawił się za plecami Voldemorta, odchodząc zdecydowanym krokiem i nie odwracając się za siebie.

- Severusie! Nie zostawiaj mnie tu!

- Nikt ci nie pomoże, chłopcze. Jesteś zupełnie sam. A twoja krew należy teraz tylko do mnie.

Nagle scena zaczęła tracić wyrazistość, zastępowana inną. Nałożyły się na nią przebłyski lasu, pająków i Harry'ego, który uciekał, oglądając się za siebie z przerażeniem.

Znowu pojawiły się komnaty Snape'a. Harry stał przygwożdżony do drzwi z wyrazem absolutnej pustki w oczach, do których powoli napływała świadomość. Zamrugał i pokręcił głową:

- Co się... - ale nie zdołał dokończyć, gdyż Snape szarpnął nim, zaciągnął go do drzwi i wyrzucił na korytarz, po czym ze słowami:

- Mówiłem, że jestem zajęty, Potter. Twój szlaban się dzisiaj nie odbędzie - zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Mężczyzna odwrócił się i oparł plecami o drewnianą powierzchnię.

Jasna cholera! Niewiele brakowało... naprawdę niewiele... Mam nadzieję, że wyczyściłem mu pamięć z najdrobniejszych podejrzeń. Dlaczego Potter miał ten sen? Dlaczego miał podejrzenia? Najwyraźniej źle to rozegrałem, ale już nie popełnię tego błędu. Muszę poświęcić mu więcej czasu. Dać mu więcej. Dać mu tyle, by w jego umyśle nie pojawił się nawet cień podejrzenia. Omamić go gestami i tym, co nazywa czułością...

Wizja powoli oddaliła się, a na jej miejsce pojawiła się kolejna. Harry siedział na kolanach Snape'a, poruszając się na nim i zataczając biodrami powolne kręgi. Severus przyciskał wargi do jego ramienia, na przemian wdychając zapach skóry i składając na niej pocałunki. Harry wtulał twarz w szyję mężczyzny, ale po chwili poderwał głowę i spojrzał na Severusa. Ich spojrzenia skrzyżowały się i z ust Harry'ego wyrwały się przepełnione drżeniem słowa:

- Doprowadzasz mnie... do szaleństwa.

Mężczyzna uniósł dłoń i delikatnie zdjął zaparowane okulary Harry'ego, odkładając je na bok, a następnie wplótł palce w jego włosy i zaczął je głaskać. Harry przymknął powieki, a kiedy je otworzył, w kącikach jego oczu lśniły łzy. Severus przyciągnął jego twarz, gładząc rozczochrane włosy, prześlizgujące się pomiędzy smukłymi palcami. Harry ponownie zamknął oczy, a wtedy mężczyzna łagodnie pocałował jego powieki.

I wtedy oba ciała naprężyły się, a z ust wyrwały się dwa westchnienia. Snape zacisnął oczy. Spod przymkniętych powiek Harry'ego wypłynęły łzy, ale na jego twarzy widniała jedynie czysta radość. Po chwili obaj rozluźnili się i głowa Harry'ego opadła na ramię mężczyzny. Snape podniósł rękę i zaczął go gładzić po plecach. Powoli i delikatnie.

- W porządku? - zapytał cicho niskim, zachrypniętym głosem.

- Tak - odparł ochryple Harry, drżąc pod wpływem dotyku dłoni Snape'a.

Mężczyzna otworzył oczy. Satysfakcja, która w nich płonęła, przeobraziła się w coś zimnego i mrocznego. Na cienkich wargach pojawił się triumfalny uśmiech.

Mam cię!

--- rozdział 56 ---

56. Open up your eyes

Tell me why you broke me down

And betrayed my trust in you

How could you, how could you

How could you hate me?

When all I ever wanted to be was you?*

Część 2

Wizja przekształciła się. Tym razem w polu widzenia pojawił się gabinet Mistrza Eliksirów. Harry siedział przy małym stoliku w kącie pomieszczenia. Przed nim na blacie ustawiona była szuflada wypełniona małymi czarnymi karteczkami, ale chłopak w ogóle się nimi nie interesował. Wpatrywał się w siedzącego przy biurku Severusa z maślanym uśmiechem na twarzy i ciepłem w oczach.

- Moglibyśmy zrobić to na tym biurku - powiedział Harry, obejmując wzrokiem mebel i oblizując wargi. - Jest idealne.

- Czy zechciałbyś mi łaskawie wyjaśnić, co idealnego jest w moim biurku, Potter? - zapytał kpiąco Snape.

- Jest takie... duże - odpowiedział Harry, po czym zaczerwienił się i szybko dodał. - To znaczy... jest większe niż biurko w klasie. A na dodatek czarne. Jak twoja pościel, Severusie.

- Piłeś coś, Potter?

- Nie. Po prostu... - Harry machnął ręką w nieokreślonym kierunku, wskazując na ścianę i sufit - ...wszystko jest takie piękne.

Snape popatrzył na zapełnione brunatnymi, zakurzonymi słoikami półki, na wytarty dywan oraz ciemny sufit i uniósł brwi. Następnie ponownie przesunął wzrok ku uśmiechającemu się beztrosko i wpatrującemu w niego jak w obrazek Harry'emu i wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Rysy jego twarzy wyostrzyły się, ciemność w oczach pogłębiła, a na usta wypłynął krzywy uśmieszek.

Miarka aktorstwa, szczypta bliskości, kropla czułości i proszę... idealny przepis na przywiązanie go do siebie i usunięcie z jego głowy jakichkolwiek wątpliwości. Muszę tylko utrzymać go w tym stanie do samego końca...

Wizja zafalowała i zaczęła migotać, przekształcając się w następujące po sobie, zmieniające się szybko obrazy: Snape podający sparaliżowanemu Harry'emu antidotum... Harry i Snape rozmawiający o Quidditchu... Snape przytulający Harry'ego w łazience, gładzący jego policzek... Pieprzący go na biurku i wypowiadający z emfazą "Jesteś... tylko... ty... Potter..." Harry i Snape, siedzący w komnatach i jedzący wspólnie kolację...

A gdzieś w tle rozbrzmiewały echa wielu myśli, nałożonych na siebie i trudnych do zrozumienia, z których dało się jednak wyodrębnić te najwyraźniejsze.

Prawie się zabił... w ostatniej chwili... wszystko by zniszczył... Muszę znosić jego towarzystwo... chyba się napiję... Już niedługo... Naiwny... łatwowierny... przyciągnąć go do siebie... omotać... już niedługo...

Oślepiające światło zapoczątkowało kolejną wizję. Snape wchodził po schodach w wieży Gryffindoru. Wyglądał, jakby bardzo się spieszył. Ale w eterze, zamiast jego myśli, słychać było jedynie dziwny szum, jakieś nieokreślone hałasy, zakłócenia...

Mężczyzna wypowiedział hasło i przeszedł przez dziurę ukrytą za portretem Grubej Damy, po czym wszedł do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, gdzie na kanapie przed kominkiem siedział Harry. Snape zatrzymał się na chwilę, a następnie ruszył w jego stronę, ale wtedy coś się stało. Wizja zatrzymała się nagle, po czym obraz cofnął się i Snape ponownie wszedł do Pokoju Wspólnego, przeszedł kawałek i wszystko kolejny raz się zatrzymało, zaczęło falować, zanikać i znowu się cofnęło. W końcu wszystko pochłonęła ciemność i na pewien czas zapadła całkowita cisza.

Po chwili jednak z mroku zaczęły wyłaniać się kształty. Była to Wielka Sala, przystrojona świątecznymi dekoracjami. Przy stole nauczycielskim siedzieli wspólnie nauczyciele i uczniowie, w tym również Harry i Snape. Dumbledore, przyodziany w swą odświętną purpurową szatę, wygłaszał właśnie świąteczną mowę. Wszyscy wpatrywali się w dyrektora z uśmiechami na twarzy, jedynie Snape patrzył na niego ponurym wzrokiem.