Crucio Sectumsempra Flagello Lacrima Avada Kedavra CrucioAvadaKedavraCrucioAvadaKedavraCrucioCrucioCruc...
Wszystkie odłamki ponownie złączyły się w jedno, ale tym razem pokazały gabinet Dumbledore'a. A w nim trzymającego się za lewe przedramię Snape'a i chodzącego po pomieszczeniu dyrektora.
- Wiedziałem, że kiedyś wróci, ale nie spodziewałem się, że to nastąpi tak szybko. Musisz odpowiedzieć na jego wezwanie. Musisz się do niego udać, Severusie. Zostać naszym szpiegiem.
Twarz Snape'a była nieruchoma, chociaż w oczach jarzył się żywy płomień.
- Dyrektorze... Czarny Pan uważa mnie za zdrajcę. Zabije mnie, kiedy tylko postawię stopę w kręgu Śmierciożerców.
Dumbledore zatrzymał się i rzucił mu długie spojrzenie.
- Nie zabije cię. Potrzebuje w tej chwili swoich sług, potrzebuje ich siły, by rozpocząć na nowo swoją krucjatę. Nie może cię zabić.
- Ale może mnie torturować... - Snape zawiesił głos.
Dumbledore westchnął i spuścił wzrok.
- Będziemy musieli podjąć to ryzyko. Tylko ty możesz zbliżyć się do niego na tyle, aby móc śledzić każdy jego krok i donosić nam o wszystkim.
W oczach Severusa zapłonął jeszcze większy ogień, chociaż nie było w nim wcale ciepła.
- Każesz mi się do niego udać, wiedząc, że mogę nie wrócić z tej wyprawy? Każesz mi się przed nim czołgać, wiedząc, że jedyne, co mogę od niego otrzymać na powitanie to seria Cruciatusów?
Dyrektor długo nie odpowiadał. Stał z opuszczoną głową, wpatrując się w dywan. Po chwili jednak uniósł twarz i spojrzał na stojącego naprzeciw niego mężczyznę, którego zaciśnięte w dłonie pięści drżały.
- Tak - odparł cicho i obraz ponownie rozbił się na maleńkie odłamki, a kiedy fragmenty wielu scen tortur, zachlapanych czerwienią białych masek i gasnącego w przerażonych oczach życia na powrót złączyły się ze sobą, ukazały stojącego w ciemności sypialni Snape'a, którego oczy były zaciśnięte, a postawa napięta. Z oddali dobiegł trzask drzwi. Mężczyzna uniósł powieki. W czarnych tęczówkach nie było teraz niczego oprócz lodu.
Tyle lat czekania... ale już niedługo.
Obraz ponownie zafalował i zmienił się, przeobrażając sypialnię w mroczne pomieszczenie, w którym znajdowały się jedynie dwie osoby: Snape i Voldemort. Voldemort śmiał się, oglądając w głowie swego sługi wizję, w której Severus brutalnie wchodził w Harry'ego, bez litości wbijając się w jego miękkie ciało i doprowadzając go do skamlących jęków. Usatysfakcjonowany, opuścił jego umysł i uśmiechnął się szeroko, co w jego przypadku wcale nie oznaczało radośnie. Snape stał wyprostowany niczym struna, trzymając w dłoni maskę, na której widniały czerwono-czarne smugi, pozostawione przez – teraz już zaschnięte - krople krwi. Jego nieruchoma, wpatrzona w dal twarz przypominała taką samą maskę.
- Sprawiłeś mi dzisiaj ogromną satysfakcję. Zasłużyłeś na nagrodę.
Severus pokornie pochylił głowę.
- Radość z powodu tego, że znów mogłem ci to pokazać, jest całkowicie wystarczającą nagrodą, mój Panie.
W eterze rozległ się wysoki, kobiecy śmiech. Powietrze zaczęło się gotować i w chwilę później tonące w mroku pomieszczenie przeobraziło się w niewielką sypialnię, którą przeszukiwali Snape i Bellatriks.
- Jak to jest rżnąć takiego kretyna? - zapytała Bellatriks, przeszukując znajdujące się w pomieszczeniu szafki i komody, podczas gdy Snape rzucał na ściany jakieś niewerbalne zaklęcia. - Jak w ogóle możesz się nie brzydzić go dotknąć?
- Wiesz, że to mnie zawsze przypadają w udziale najbardziej niewdzięczne zadania - prychnął mężczyzna, kopiąc stojący mu na drodze przewrócony fotel. - Ale mam przynajmniej satysfakcję z wyobrażania sobie, co zrobiłby jego plugawy ojciec, gdyby widział, jak zabawiam się z jego jedynym synem.
- Albo ten jego nędzny ojciec chrzestny. Och, już wyobrażam sobie jego minę, gdyby zobaczył, że z jego chrześniaka wyrosła taka mała dziwka - chichotała Bellatriks, wyrzucając na podłogę szuflady.
- Nie od dzisiaj wiadomo, że Potter jest imbecylem. Zawsze myślałem, że jest całkowicie pozbawiony jakiegokolwiek talentu, ale ostatnio musiałem zweryfikować swój pogląd...
- Tak? - zapytała z zaciekawieniem kobieta, odwracając głowę w jego stronę.
- Potter ma niezrównany talent do obciągania.
Ta uwaga doprowadziła Bellatriks do kolejnego wybuchu dźwięcznego śmiechu.
- Widzę, że nasz mały Złoty Chłopczyk zamienił się przy swoim profesorze w prawdziwą wywłokę - parsknęła, powracając do przeszukiwania szafy i znajdujących się w niej kufrów i walizek. - Zapewne znakomicie go już wytresowałeś, Sevciu. Pójdzie za tobą bez wahania?
Wizja utonęła w mroku, z którego powoli wyłoniła się komnata Mistrza Eliksirów. Harry siedział na kolanach Severusa, wtulony w jego szyję. Zasypiał.
Snape, oparty o fotel, wpatrywał się w przestrzeń. Jego twarz była całkowicie nieczytelna. W eterze słychać było jedynie taki sam dziwny szum, jak wcześniej. Jakieś nieregularne zakłócenia.
- Dosyć tego - powiedział nagle mężczyzna, przymykając na chwilę oczy i wzdychając. - Idziesz spać. - Po tych słowach wsunął dłonie pod pośladki Harry'ego i uniósł go do góry, z trudem podnosząc się razem z nim z fotela i ruszając w stronę sypialni. Kiedy jednak dotarł do drzwi, wizja zatrzymała się, obraz zaczął się trząść i cofnął się. Snape ponownie siedział w fotelu z Harrym na kolanach, wpatrując się w przestrzeń. Szum przybrał na sile. Mężczyzna wstał, podnosząc Harry'ego i ruszył w stronę sypialni, ale obraz znowu zafalował i zaciął się. W eterze rozległy się głośne trzaski i wszystko zniknęło. Zapadła cisza.
Po chwili jednak obraz powrócił w migoczących jedne po drugich wspomnieniach, które przesuwały się z taką prędkością, że trudno je było w ogóle rozpoznać. Był tam Snape w splamionych krwią szatach Śmierciożercy i ze zranioną ręką, Snape przywołujący do siebie Harry'ego za pomocą kamienia, pieprzący go w schowku, w swoim gabinecie, w komnacie, przy drzwiach, na podłodze, na biurku...
A w eterze rozbrzmiewały myśli, nałożone na siebie, splątane, odbijające się od siebie, zagłuszające się nawzajem.
Niech myśli, że wygrał tę bitwę... niech się łudzi... To niczego nie zmienia... Może się przydać chociaż do tego i mnie zaspokoić... trochę się nim pobawię zanim zginie... należy mi się jakaś nagroda za to, że muszę go znosić...
Spośród scen wyłoniła się jedna, wyraźniejsza od innych. Harry, który zostawia kamień na ławce, odwraca się i wychodzi z klasy. A spośród natłoku myśli wybiło się kilka wyrazistszych:
Cholera! Dałem mu się sprowokować... Cóż, Potter, prawda jest bolesna, ale to wyłącznie twoja wina, że ją usłyszałeś. Ale to nic. I tak do mnie wrócisz. Odpocznę od ciebie, dopóki nie skończę eliksiru, a potem... potem czeka mnie nieco więcej gry niż do tej pory, ale tak cię urobię, że wrócisz do mnie bez zastanowienia.
Gra... to idealne określenie. Jesteś pionkiem w mojej grze. Pionkiem, który trzeba poświęcić, aby zbić króla. To jedyny możliwy ruch. Ale najważniejsze jest to, aby utrzymać pionek na szachownicy, ponieważ bez niego nigdy nie uda mi się zagrozić królowi.
Obraz zatrzymał się nagle, ukazując Seveusa, który przytulał do siebie Harry'ego, zanurzając twarz w jego włosach i przyciskając wargi do skóry na czubku jego głowy.
- Nie jesteś dla mnie nikim - wyszeptał Severus zachrypniętym głosem, po czym odsunął się odrobinę i powiedział znacznie głośniej: - Słyszysz? Spójrz na mnie. - Harry podniósł głowę, spoglądając szeroko otwartymi oczami na jego twarz. W tej samej chwili mężczyzna uniósł dłoń i zaczął łagodnie gładzić jego policzek, pieszcząc palcami skórę, wargi, nos... - Nie jesteś - powtórzył cicho.