Выбрать главу

- Nie bądź naiwna - przerwał jej Harry. - Nie mógłbym zamarznąć gdzieś na błoniach. Moje przeznaczenie jest zupełnie inne. Jestem przecież Wybrańcem. - Wypowiedział to słowo z taką pogardą w głosie, że Hermiona aż się skrzywiła. - Wszyscy na mnie chuchają i dmuchają, żebym mógł dożyć pojedynku z Voldemortem. Nie mogę teraz umrzeć. Jeszcze nie teraz.

- Przestań wygadywać takie bzdury! - wtrącił się Ron. - Całkowicie ci już odbiło? Widzę, że na tym mrozie trochę przymroziło ci mózg. Jak możesz mówić takie rzeczy?

- Mogę, ponieważ taka jest prawda - odpowiedział spokojnie Harry. - Kiedy już wypełnię tę wielką misję, do której się urodziłem, to może wtedy w końcu dacie mi wszyscy święty spokój...

- Wiesz, jeżeli tak ci zależy na spokoju, to mogę dać ci go już teraz. - W głosie Rona pojawił się gniew.

- Przestań, Ron - wtrąciła się Hermiona, próbując zatrzymać ten coraz szybciej staczający się powóz złości.

- Nie przestanę, dopóki on nie przestanie traktować nas jak wrogów - warknął Gryfon.

- Harry po prostu potrzebuje odpoczynku. - To było jedyne wyjaśnienie, które mogła mu w tej chwili zaoferować z nadzieją, że połknie haczyk i się uspokoi. Sama już tak bardzo drżała w środku z niepokoju, iż miała wrażenie, że jeszcze chwilę, a rozsypie się na kawałeczki.

Spojrzała prosto w zmrużone, zielone oczy, które znała tak dobrze, a które teraz wydawały jej się kompletnie obce. Przełknęła ślinę.

- Harry, profesor Dumbledore zaraz tu będzie. Może powinieneś z nim porozmawiać o... pewnych sprawach.

Ku jej zdziwieniu, wpatrzone w nią oczy stały się jeszcze bardziej lodowate.

- Nigdy więcej nie mów o nim w mojej obecności. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego i jeżeli dowiem się, że do niego poszłaś i coś mu powiedziałaś... to przestaniesz dla mnie istnieć. Całkowicie.

- Jak możesz tak się do niej odzywać? - wysyczał Ron, zanim ostrze tych słów zdążyło ugodzić ją w serce. - Zawsze byliśmy po twojej stronie, bez względu na wszystko, a teraz próbujesz nas szantażować tylko z tego powodu, że się o ciebie martwimy?

- Już mówiłem, że was o to nie prosiłem - odpowiedział Harry, przenosząc spojrzenie na czerwonego ze złości Rona.

- Świetnie! W takim razie nie...

- Na bogów, co to za krzyki? - przerwała im pani Pomfrey, pojawiając się niczym duch z butelką eliksiru w dłoni. Obrzuciła gniewnym wzrokiem Rona i Hermionę. - Mieliście go tylko przypilnować, a nie zamęczyć. Chłopak potrzebuje wypoczynku. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, to już dawno bym was stąd wyrzuciła i poprosiła profesor McGonagall o posiedzenie przy nim. A teraz wynoście mi się stąd, ale już, jeżeli nie chcecie, żebym wam odebrała punkty.

Ron odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi, ale Hermiona miała wrażenie, że nie jest w stanie się poruszyć. Była zbyt wstrząśnięta i przerażona. Powoli jednak, piorunowana wzrokiem pielęgniarki, podniosła się z krzesła i ruszyła za Ronem.

Harry... nie zachowywał się jak Harry. Coś się z nim stało. Coś bardzo złego. I to była wina Snape'a. Była tego tak pewna jak tego, w którym roku założono Hogwart. I miało to również coś wspólnego z Dumbledore'em, ponieważ Harry nagle całkowicie zmienił stosunek do dyrektora. A ona nie mogła o tym nikomu powiedzieć i czuła się tak... tak...

Ukradkiem otarła łzy, wlokąc się za Ronem przez pogrążone w ciemności korytarze zamku.

Harry wymagał niemożliwego, żądając, by się o niego nie martwiła. Był jej najdroższym przyjacielem. Zawsze razem, nawet w najtrudniejszych chwilach. Nie może go opuścić, szczególnie teraz, kiedy najwyraźniej postanowił odepchnąć wszystkich, którym na nim zależało.

Ale jej nie uda mu się odepchnąć. Może sobie próbować do woli, ale cokolwiek by nie zrobił, nie uda mu się to.

***

Przez całą noc nie mogła zasnąć. Jej umysł zasnuwały ciężkie, czarne chmury myśli. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie martwiła się o Harry'ego tak bardzo, jak teraz. Zawsze potrafiła zrozumieć jego zachowanie, ale tym razem było zupełnie inaczej. Zamienił się w kogoś obcego. Kogoś, kogo kompletnie nie znała.

Udało jej się zdrzemnąć dopiero nad ranem. Z tego powodu wstała później niż zazwyczaj i kiedy zeszła do Pokoju Wspólnego, większość uczniów była już na nogach. Dlatego też siedzącego na kanapie przed kominkiem Harry'ego zauważyła dopiero wtedy, kiedy przeczesywała wzrokiem pokój w poszukiwaniu Rona.

Jej serce momentalnie opadło do żołądka. Ostrożnie podeszła do kanapy i okrążyła ją. Harry siedział bez ruchu, z łokciami opartymi na kolanach, splecionymi dłońmi i wzrokiem utkwionym w płomieniach. Światło ognia odbijające mu się w okularach było jedyną oznaką życia na jego twarzy, która teraz, w świetle dnia, wydawała się być jeszcze bardziej nieruchoma i pozbawiona wyrazu niż wcześniej.

Niepewnie usiadła obok niego, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć i zrobić.

- Nie powinieneś być jeszcze w szpitalu, Harry? - zapytała delikatnie.

- Nie - było jedyną odpowiedzią, jaką uzyskała.

- Pani Pomfrey pozwoliła ci wyjść?

- Nie.

- To jak...?

- Po prostu wstałem i wyszedłem. Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić - powiedział Harry, nie odrywając wzroku od płomieni i nie spoglądając na Hermionę ani razu. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo podkrążone miał oczy. Wyglądało na to, że on również nie spał przez całą noc.

- Jak się czujesz? - Wiedziała, że to było karkołomne pytanie, ale musiała je zadać.

- Jak nigdy dotąd.

Co to miała być za odpowiedź?

- Cześć wam!

Hermiona niemal podskoczyła, kiedy tuż obok niej pojawiła się uśmiechnięta twarz Ginny. Dziewczyna przeskoczyła przez oparcie i usiadła obok niej na kanapie.

- Dlaczego macie takie smętne miny? Dzisiaj piątek, jeszcze tylko kilka godzin tortur i od jutra weekend, a to oznacza pierwszy trening Quidditcha! Nie mogę już się doczekać. A ty, Harry?

- Nie będę już grał w drużynie - odparł spokojnie chłopak. Ginny spojrzała na niego z osłupieniem, ale po chwili roześmiała się.

- To nie był dobry żart.

- To wcale nie jest żart. - Harry odwrócił głowę i wbił w nią chłodne spojrzenie. - Mamy wojnę, a ja mam zadanie do wykonania. Wszyscy oczekują ode mnie tego, że pokonam Voldemorta, a nie tego, że wygram Puchar Quidditcha. Fruwanie na miotłach i gonienie za latającymi piłkami jest teraz najmniej ważne. Raczej nie pokonam Voldemorta, trafiając go Złotym Zniczem między oczy.

Oczy Ginny rozszerzyły się, a usta otworzyły, jakby usłyszała właśnie najgorsze bluźnierstwo w swoim życiu.

- Harry źle się dzisiaj czuje - wtrąciła szybko Hermiona, widząc minę Ginny. Odwróciła do niej głowę i mimiką twarzy zasugerowała, że powinna odejść. Naprawdę nie chciała, aby wszyscy pomyśleli, że Harry oszalał, a dokładnie tak się zachowywał.

- Część - burknął Ron, zatrzymując się za nimi.

- Och, Ron. - Hermiona odwróciła się do niego z pełnym rozpaczy uśmiechem. - Nareszcie jesteś. Chodźmy na śniadanie. - Zerwała się z kanapy, ciągnąc za sobą wciąż zaszokowaną Ginny, ale Harry nie poruszył się. Po paru krokach Hermiona odwróciła się do niego. - Chodź, Harry.

Chłopak wstał powoli i zarzucił na ramię torbę.

- Nie idę na śniadanie. Idę na lekcję.

- Ale przecież lekcje zaczynają się dopiero za pół godziny.

Harry spojrzał na nią obojętnym wzrokiem i oświadczył:

- W takim razie będę pierwszy. - Po czym wyminął całą trójkę i spokojnym krokiem ruszył ku portretowi Grubej Damy.

Hermiona i Ron spojrzeli na siebie ponad głową Ginny, zawierając w tym spojrzeniu wszystko, co chcieli sobie przekazać. Całkowitą bezradność.

***

Harry zachowywał się tak samo przez cały dzień. Milczał albo odpowiadał półsłówkami. Albo po prostu wpatrywał się w przestrzeń, tak jak teraz.