Pierwsza połowa lekcji upłynęła we względnym spokoju. Snape sprawdzał wypracowania, podczas gdy uczniowie próbowali poradzić sobie z piekielnie trudnym zadaniem uwarzenia Eliksiru Paraliżującego. Nawet ona miała z nim problemy. Za żadne skarby świata nie potrafiła uzyskać pożądanego koloru. Eliksir Rona wyglądał jak wymiociny, z kolei wywar Harry'ego... Musiała zamrugać, żeby sprawdzić, czy jej się nie przywidziało. Eliksir Harry'ego był niemal idealny. Liliowy, lekko przezroczysty. Jak on to zrobił?
Lekki szum, który panował w klasie, ucichł natychmiast, kiedy Snape w połowie lekcji podniósł się zza swego biurka i ruszył na obchód. Ale nie zaczął od Ślizgonów, jak miał to w zwyczaju. Pierwszym stolikiem, do którego podszedł, był ten, przy którym siedzieli Harry, Ron i Hermiona. Wywary Rona i Hermiony ledwie zahaczył wzrokiem, ale kiedy spojrzał na miksturę Harry'ego... na jego twarzy pojawił się mściwy grymas. Machnął różdżką i cały eliksir wyparował.
- Porażka, Potter. Gryffindor traci dziesięć punktów za twoją nieudolność. Zacznij od początku.
Hermiona poczuła, że zaczyna się w niej gotować. Jak on mógł to zrobić? Wywar Harry'ego był niemal idealny! Jak mógł tak go potraktować?
Ale Harry wydawał się w ogóle nie przejmować tym, co zrobił Snape. Kiedy mężczyzna ruszył dalej, spokojnie przysunął do siebie miseczki i słoiki ze składnikami i zaczął robić wszystko od nowa.
- Znakomicie, panie Nott. Dziesięć punktów dla Slytherinu. - Hermiona odwróciła głowę, spoglądając na pochylonego nad kociołkami Ślizgonów Snape'a. - Ma pan prawdziwy dar w tej dziedzinie. W przeciwieństwie do Pottera, który jest największą porażką tej szkoły. Przeczytałem już pańskie wypracowanie. Znakomita analiza. Długie i przemyślane. Niektórzy w tej szkole niestety nie wiedzą, ile stóp powinno mieć wypracowanie, a o jakimkolwiek myśleniu w ich przypadku nie ma nawet mowy.
Hermiona nabrała tchu.
Nie no, to już była przesada...
Snape przeszedł do kolejnego stolika. I o dziwo, za każdym razem potrafił znaleźć coś, co Ślizgoni robili lepiej, a nawet znacznie lepiej od Harry'ego. Obrażał go na każdy możliwy sposób, jakby piętrzący się w nim jad w końcu mógł się wydostać. Wypływał i wypływał i wypływał, kąsając coraz dogłębniej, a Harry... Harry po prostu siedział i zajmował się eliksirem, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co mówił Snape.
Hermiona podziwiała jego opanowanie. Ona sama już niemal drżała z oburzenia i była na samej granicy wybuchu.
W końcu Snape zakończył swój obchód i wrócił do biurka. Hermiona odetchnęła z ulgą.
Co go opętało? Jak mógł się tak zachowywać? Zawsze był wredny, ale tym razem przekraczał wszelkie granice. Wyglądało to tak, jakby nagle dostał jakiejś obsesji na punkcie Harry'ego. A raczej na punkcie wyżywania się na Harrym i mieszania go z błotem.
Druga połowa lekcji upłynęła już w miarę normalnie. Tuż przed końcem lekcji, Snape podniósł głowę i oznajmił:
- Wasz czas się skończył. Posprzątajcie po sobie, napełnijcie fiolki, podpiszcie je i zostawcie na ławkach.
Uczniowie zaczęli przelewać eliksiry do butelek, składać przyrządy i odnosić składniki do magazynu. Ale Harry pozostał na miejscu, precyzyjnie odmierzając krople esencji z jadu skorpiona.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, uczniowie tłumnie ruszyli do drzwi, pozostawiając na ławkach swoje mniej lub bardziej udane mikstury.
- Zaczekacie na mnie? - zapytał Harry, ostrożnie mieszając eliksir i nie odrywając od niego wzroku. - Zaraz skończę.
Hermiona przytaknęła, zamknęła torbę i usiadła z powrotem w ławce. Ron był nieco mniej chętny, ale widząc spojrzenie Hermiony, posłusznie usiadł obok niej.
W klasie zostało zaledwie kilku spóźnialskich uczniów, kiedy Hermiona, która przyglądała się przelewającemu swoją miksturę do butelki Harry'emu, poczuła na sobie cień. Pełna złych przeczuć spojrzała w górę. Obok ich ławki stał Snape, mierząc Harry'ego zimnym, wyrachowanym spojrzeniem.
- Jest już po czasie, Potter. Będzie cię to kosztować kolejne dziesięć punktów. Razem straciłeś na dzisiejszej lekcji czterdzieści punktów. Mam nadzieję, że...
- To niesamowite, że tak szybko udało się je panu policzyć - przerwał mu Harry. - Pańskie umiejętności zasługują na pochwałę.
Hermiona sapnęła z przerażeniem i zasłoniła usta dłonią, a Ron tak szybko wyprostował się na krześle, że niemal się z niego zsunął.
W oczach Snape'a zapłonęło coś piekielnie groźnego, a twarz poczerwieniała.
- Tym komentarzem właśnie całkowicie pogrążyłeś siebie i swój dom - wycedził śmiertelnie surowym głosem. - Gryffindor traci wszystkie punkty. Zaczynacie od zera. Dodatkowo...
- Harry wcale nie chciał tego powiedzieć! - Hermiona wpadła mu w słowo, czując jak oblewa ją zimny pot. Wszystkie punkty? Snape odebrał im wszystkie punkty? - Niech mu pan wybaczy, profesorze. On naprawdę nie miał tego na myśli!
- Ona ma rację! - Ron wydawał się być w równie ciężkim szoku. - Nie może nam pan odebrać wszystkich punktów z jego powodu! - Oskarżycielsko wskazał na Harry'ego. - On... postradał rozum. Sam nie wie, co mówi.
- Jestem pewien, że Potter doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co powiedział. I poniesie tego konsekwencje. - Zwrócił swoje płonące lodowatym ogniem spojrzenie na Harry'ego. - Dodatkowo, z powodu twojej impertynencji, przez najbliższy miesiąc będę ci obniżał każdą ocenę, jaką zdobędziesz na moich lekcjach. A jeżeli dalej będziesz odnosił się do mnie z takim lekceważeniem, obniżę również oceny twoich przyjaciół. Rozumiemy się? - wysyczał Snape, wbijając w Harry'ego kąsające spojrzenie.
Hermiona spojrzała z przestrachem na Harry'ego. Chłopak oblizał wargi i wzruszył ramionami, odpowiadając nonszalancko:
- Tak, sir.
Nie wydawał się być przejęty groźbą Snape'a Wyglądał raczej na kogoś, kto dla świętego spokoju woli dać za wygraną, ponieważ nie ma ochoty tracić czasu ani energii na rozmowy z człowiekiem, którym gardzi.
Ron zwrócił na Harry'ego czerwoną ze złości twarz.
- Co się z tobą dzieje? W ogóle cię nie poznaję! Najpierw rezygnujesz z Quidditcha, potem obrażasz Ginny, a teraz to! - Hermiona zobaczyła, jak Snape przenosi wzrok na Rona i unosi brew. - Nie mogłeś się po prostu zamknąć? Przez ciebie straciliśmy wszystkie punkty!
- Przestań, Ron! - Hermiona próbowała go uspokoić, ale w Ronie chyba w końcu coś się przelało i całe to napięcie, które rosło pomiędzy nimi od kilku dni, wybuchło.
- No co? - Spojrzał na nią. Widziała, jaki jest wściekły. Widziała w jego oczach rozczarowanie i poczucie zdrady. Wcale mu się nie dziwiła. Jego najlepszy przyjaciel zmienił się nagle w kogoś zupełnie innego, a on nawet nie wiedział, dlaczego. - Przecież sama wiesz, jak się zachowuje! Podejrzewam, że prawdziwy Harry został gdzieś na błoniach, bo ty - spojrzał na Harry'ego - nie możesz być moim przyjacielem.
- Nie mów tak, Ron! - Hermiona wykrzyknęła to w tym samym momencie, w którym Harry odwrócił głowę w stronę Rona, przeszywając go tak zimnym spojrzeniem, iż rudzielec momentalnie zbladł i ucichł.
- To idź i go tam poszukaj - odparł chłodnym, pozbawionym emocji głosem.
- Może tak właśnie powinienem zrobić - wymamrotał ze złością Ron, po czym zabrał swoją torbę i ruszył do wyjścia.
Hermiona zacisnęła usta, czując łzy w oczach. Wiedziała, że teraz z pewnością go nie zatrzyma. Będzie musiała z nim porozmawiać, chociaż miała poważne obawy, że to wcale nie będzie łatwe.
Zanim zdążyła ochłonąć, dotarł do niej szyderczy głos Snape'a:
- Cóż za wzruszające przedstawienie... - Hermiona odwróciła głowę i spojrzała na mężczyznę. Snape wpatrywał się w Harry'ego z płonącą intensywnością, podczas gdy Gryfon spokojnie się pakował. - Zawsze musisz grać główną rolę we wszystkich dramatach, co Potter?