Выбрать главу

Tonks roześmiała się.

- Chciałabym to zobaczyć...

- Przecież jesteś aurorem - kontynuował Harry. - Sama wiesz, jak niebezpiecznych zaklęć używają Śmierciożercy. Walczyłaś z nimi, prawda? Pokonywałaś ich. W jaki sposób?

Tonks przestała się uśmiechać i spojrzała na niego z powagą.

- Harry, nie mogę...

- Nie chodzi mi o czarnomagiczne zaklęcia - przerwał jej chłopak. - Ale nie mów mi, że podczas walki z najgroźniejszymi Śmierciożercami, którzy bez wahania rzuciliby na ciebie najboleśniejsze klątwy, nigdy nie używałaś przeciwko nim czegoś poważniejszego od Reducto. Aurorzy na pewno znają inne zaklęcia. Zaklęcia, które nie są zaklęciami czarnomagicznymi, ale potrafią dokonać czegoś więcej, niż tylko ogłuszyć ofiarę. - Harry przerwał, wpatrując się w Tonks z uwagą. Zagryzła wargę. Wyglądała tak, jakby walczyła ze sobą.

- Posłuchaj mnie, Harry. Gdyby Dumbledore...

- Dumbledore na pewno nie pokonał Grindelwalda zaklęciem rozbrajającym.

Tonks nabrała tchu.

- Nie, ale walczył z nim, kiedy był znacznie starszy od ciebie.

- Myślisz, że ja będę miał tyle czasu? - Pytanie zawisło w powietrzu, pomimo ciężaru myśli, które za sobą pociągnęło.

Tonks zmrużyła oczy, przyglądając się Harry'emu w zamyśleniu. Harry nie był jej dłużny, patrząc na nią wyzywająco.

To była jego jedyna szansa. Musiał postawić wszystko na jedną kartę. Tylko ona mogła mu jakoś pomóc. Jeżeli odmówi, to... no cóż, wtedy zostanie całkowicie sam.

- Zawsze wiedziałam, że jesteś o wiele bardziej niepokorny, niż nam się wszystkim wydaje - odezwała się w końcu, pozwalając, by na jej wargi wypłynął szelmowski uśmieszek.

- Czyli... pomożesz mi?

- Tak, mogę nauczyć cię kilku... sztuczek.

*

- Dokładnie się sobie przypatrz, Harry. Zapamiętaj siebie, zapamiętaj swoją postawę, każdy szczegół swojego wyglądu - instruowała Tonks, stojąc obok ogromnego lustra, które przetransmutowała z wieszaka na ubrania. Harry stał naprzeciw lustra, trzymając w złączonych dłoniach skierowaną ku górze różdżkę i przyglądał się swojemu odbiciu. Potargane włosy, okrągłe okulary. Ciemne spodnie. Biała koszula, rozpięta pod szyją. Poluzowany krawat w kolorach Gryffindoru. Dobrze wiedział, jak wygląda. Wystarczająco wiele razy oglądał się w lustrze i na zdjęciach w Proroku Codziennym.

- A teraz zamknij oczy i przywołaj swój obraz - mówiła dalej Tonks.

Harry wykonał polecenie, próbując wyobrazić sobie siebie, stojącego tuż obok.

- Skup się. Nie myśl o niczym innym, tylko o tym, jak wyglądasz.

Harry mocniej zacisnął powieki. Stworzył w umyśle swój obraz, ale był on lekko zamazany. Nie potrafił go wyostrzyć.

- A teraz wypowiedz zaklęcie.

Harry nabrał tchu i jeszcze bardziej ścisnął trzymaną w dłoniach różdżkę.

- Effigia.

Poczuł mrowienie w całym ciele i usłyszał obok lekkie pyknięcie. Momentalnie otworzył oczy i spojrzał w bok, ale zobaczył tylko rozwiewający się szybko, niewyraźny kształt, przypominający fatamorganę.

- Coraz lepiej - uśmiechnęła się Tonks.

To była jego trzecia próba. Chyba najbardziej udana jak do tej pory.

- Zaklęcie Cienia wymaga precyzji i dokładności. Spróbuj jeszcze raz. Nie chodzi tylko o twój wygląd, Harry. Musisz zapamiętać sposób, w jaki się poruszasz. Potrafić przewidzieć każdy swój ruch. Wyobrazić go sobie. Zamknij oczy.

Harry wykonał polecenie.

W jaki sposób się poruszał? Skąd miał to wiedzieć? Człowiek odbiera siebie zupełnie inaczej niż inni. Ponieważ jest zamknięty wewnątrz siebie, ma ograniczoną percepcję. Musi w takim razie znaleźć sposób, aby spojrzeć na siebie z zewnątrz. Oczami kogoś innego.

Jak może widzieć go Tonks? Jak może widzieć go...

Zobaczył siebie. Nagiego, bez okularów, z zielonym ręcznikiem przewieszonym przez ramiona, stojącego obok wysokiej, ciemnej sylwetki.

Tak. To jest to!

- Effigia.

Tym razem mrowienie objęło nie tylko skórę, ale również całe jego wnętrze. Doznał wrażenia, jakby coś się w z niego wyrywało. Zakręciło mu się w głowie i musiał szybko otworzyć oczy.

Spojrzał w bok i napotkał uważne spojrzenie zielonych oczu patrzących na niego zza okrągłych okularów.

Zamrugał. Harry obok również zamrugał.

- Brawo, Harry! - usłyszał podniecony krzyk Tonks. - Nie sądziłam, że tak szybko ci się uda! Jestem pod wrażeniem, naprawdę! Świetna robota!

Harry spojrzał na nią. Harry obok również. Potem zerknął w lustro i dla próby uniósł dłoń. Jego cień zrobił to samo.

- Może rzucać zaklęcia? - zapytał i natychmiast umilkł, kiedy jego głos zabrzmiał podwójnie. Ale głos tego drugiego Harry'ego był nieco inny. Zawsze odbieramy swój głos inaczej, kiedy mówimy, a kiedy słyszymy go z zewnątrz.

- Oczywiście - odparła Tonks. - Będzie robił dokładnie to samo, co ty.

Harry spojrzał na nią. Miała skrzyżowane na piersi ramiona i uśmiechała się z dumą.

- Jak wiele... - zaciął się i ponownie przeniósł wzrok na swoją drugą wersję. - Ilu ich można zrobić?

- Ilu zechcesz. Oczywiście każdy kolejny to coraz większy wysiłek i większa trudność, ale ćwiczenie czyni mistrza. To zaklęcie już wiele razy uratowało mi tyłek. Wyobraź sobie, że z kimś walczysz i nagle wszędzie wokół ciebie pojawia się dziesięć kopii twojego przeciwnika. Którego zaatakujesz?

- Wszystkich po kolei?

- No właśnie. Nie jesteś w stanie zrobić tego na raz, zwłaszcza jeśli biegają we wszystkie strony. I dzięki temu zyskujesz kilka sekund przewagi, potrzebnych akurat do tego, aby rozbroić zdezorientowanego przeciwnika.

Zanim Tonks skończyła mówić, drugi Harry zaczął się z wolna rozwiewać i już po chwili nie było po nim śladu. Harry doznał wrażenia, jakby nagle odebrano mu połowę mocy. Zakręciło mu się w głowie i zachwiał się, przyciskając dłoń do czoła.

- No tak, to nie jest zbyt przyjemne - powiedziała Tonks, wzdychając. - Niestety jedyną wadą tego zaklęcia jest to, że ogromnie wyczerpuje. Każdy kolejny cień to rozdzielanie własnej mocy na coraz mniejsze kawałki. I kiedy cień znika, oddana mu moc znika wraz z nim. I mija trochę czasu, zanim ponownie się zregeneruje.

Harry cofnął się na uginających się nogach i opadł na krzesło obok biurka. Czuł się tak, jakby nagle wyssano z niego całą energię. Połowę energii.

- Ale zazwyczaj wtedy twój przeciwnik jest już powalony i unieruchomiony. - Tonks uśmiechnęła się.

- A jeżeli nie jest? - zapytał Harry, pocierając skronie.

- Wtedy masz problem...

- Dzięki, to naprawdę pomocne - odparł z prychnięciem.

- Posłuchaj mnie, Harry - zaczęła. Jej ton stał się poważniejszy. - Nie ma zaklęć idealnych. Każde niesie za sobą jakieś ryzyko. Jeżeli chcesz rzucać coraz trudniejsze, coraz silniejsze zaklęcia, to musisz przygotować się na to, że będziesz musiał za nie zapłacić. Spójrz, jak wielką cenę zapłacił za swą potęgę Sam Wiesz Kto. Oddał za nią całe swoje człowieczeństwo. - Tonks zamilkła i przez jakiś czas po prostu wpatrywała się w Harry'ego. - Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Wątpię, abyś był teraz w stanie rzucić kolejne tak wyczerpujące zaklęcie. Powinieneś wrócić do dormitorium, położyć się i odpocząć. A jutro, jeżeli chcesz, mogę pokazać ci coś bardziej... ofensywnego - uśmiechnęła się zadziornie. - Chyba, że masz jeszcze jakieś pytania...

Harry poderwał głowę.

Teraz. Miał szansę.

- Właściwie to... tak się zastanawiałem... - Dobrze mu idzie. Musi udawać obojętność. Zwykłą ciekawość. - Pamiętasz to zaklęcie, o którym nam kiedyś opowiadałaś? Jakaś silniejsza wersja legilimencji, czy coś takiego. Mówiłaś, że Voldemort go używa. Skąd tyle o nim wiesz? Rzuciłaś je kiedyś?