- Harry! - Hermiona pierwsza znalazła się przy jego łóżku. Objęła go za szyję i tak mocno przytuliła, że na chwilę stracił dech w piersiach. - Nareszcie się obudziłeś! Tak bardzo się martwiłam!
- Jak się czujesz, kochaneczku? - zapytała pani Pomfrey, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami i wyrazem zatroskania na twarzy.
- Całkiem dobrze - odparł Harry, kiedy Hermiona już go puściła i mógł normalnie oddychać.
- Zaraz dostaniesz kilka wzmacniających eliksirów, a skrzaty przyniosą ci kolację. I nie myśl nawet o wyjściu z tego łóżka, dopóki nie zjesz wszystkiego co do ostatniego okruszka. Już dawno nie trafił mi się tak osłabiony uczeń. Doprawdy, postanowiłeś się zagłodzić?
- Nie, ja tylko... - zaczął Harry.
- Możecie przy nim posiedzieć, ale proszę go nie przemęczać. Idę przygotować eliksiry. - Pielęgniarka odwróciła się i weszła do swojego gabinetu.
Harry spojrzał na przyglądających mu się przyjaciół. Hermiona wyglądała tak, jakby wypiła Eliksir Szczęścia, a Ron... no cóż, Ron przedobrzył chyba z Eliksirem Zakłopotania, jeżeli takowy istniał.
- Trochę się przestraszyliśmy, kiedy tak wczoraj walnąłeś - odezwał się po chwili Ron, odchrząkując nerwowo.
Harry rzucił mu zaskoczone spojrzenie.
- Wczoraj? - Ponownie zerknął na zegar. - Przecież minęło tylko kilka godzin.
Hermiona i Ron wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym Hermiona przysiadła na krześle obok i pochyliła się nad nim.
- Harry, jest sobota. Spałeś ponad dwadzieścia osiem godzin. Pani Pomfrey dała ci środek nasenny, żebyś odzyskał siły.
Co???
Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Przespał cały dzień? Przecież miał się uczyć, miał ćwiczyć zaklęcia, miał... do jasnej cholery!
To była jego wina. To jego wina, że się tak zaniedbał. Powinien normalnie jeść i sypiać. Tak bardzo skupił się na Voldemorcie, że zapomniał o sobie, zapomniał o tym, że musi mieć siły, aby się z nim zmierzyć.
- Trochę cię ominęło, stary - powiedział Ron, uśmiechając się. Zachowywał się tak, jakby pomiędzy nimi nic się nie wydarzyło. Jakby kompletnie zapomniał o tym, że byli pokłóceni i żartami próbował załagodzić swoje wcześniejsze zachowanie. - Możesz żałować, że nie byłeś świadkiem tej historycznej chwili, kiedy Hermiona po raz pierwszy w życiu nie uwarzyła eliksiru. A najlepsze jest to, że Snape w ogóle nie zwrócił na to uwagi.
Serce Harry'ego momentalnie szarpnęło się i podskoczyło, a ucisk w klatce piersiowej pogłębił się.
Szybko spuścił głowę i wbił spojrzenie w kołdrę.
Co to było?
Wyraźnie czuł szybkie, nerwowe bicie własnego serca.
Dlaczego tak reagował? Przecież... otaczała go cisza. I chłód. Powinna go otaczać... Gdzie się podziała?
Próbując skierować swoje myśli w inną stronę, odwrócił głowę i zerknął na stolik, na którym dopiero teraz dostrzegł niewielką kartkę z wystającym z niej zasuszonym kwiatem, a obok jabłko z powtykanymi weń szpilkami o różnokolorowych główkach, układających się - kiedy przechylił głowę pod odpowiednim kątem i zmrużył oczy - w obrazek węża wijącego się wokół serca. Zamrugał, zaskoczony.
- Luna i Ginny tu były - wyjaśniła Hermiona, widząc jego minę. - Odwiedziły cię, kiedy... spałeś. I zostawiły prezenty. - Harry pokiwał głową. O ile prezent od Ginny go nie zdziwił, to tylko Luna mogła wpaść na pomysł, aby dać mu w prezencie najeżone szpilkami jabłko... nie mówiąc już o tej bijącej po oczach sugestii... Westchnął i ponownie przeniósł wzrok na swych przyjaciół. Hermiona uśmiechnęła się, ale w jej uśmiechu nie było już takiej radości jak wcześniej. Teraz pojawiła się w nim troska.
Głośny trzask w pomieszczeniu oznajmił przybycie Zgredka z kolacją.
- Zgredek przyniósł kolację Harry'emu Potterowi! - oznajmił skrzat. - Wybrał najlepsze dania! Wszystko, co lubi Harry Potter.
- Bardzo ci dziękujemy, Zgredku - odparła Hermiona, wstając i wyjmując z rąk podekscytowanego skrzata tacę z kolacją. - Mam nadzieję, że to nie był dla ciebie zbyt duży kłopot.
- Och nie! Zgredek zrobił to z przyjemnością! - Skrzat uśmiechnął się szeroko. - Niech Harry Potter zawoła, jeżeli tylko będzie czegoś potrzebował. - Po tych słowach Zgredek aportował się z kolejnym głośnym trzaskiem.
Hermiona postawiła tacę na kolanach Harry'ego.
- Nie wyjdziemy stąd, dopóki nie zjesz tego wszystkiego.
Harry wziął do ręki widelec i spojrzał na parujące dania. Kiełbaski, tuczone ziemniaki, pudding ryżowy i sok z dyni. Jego żołądek zaburczał donośnie. Chyba nigdy w życiu nie był tak głodny jak teraz, dlatego, niewiele myśląc, zabrał się za jedzenie. Hermiona obserwowała każdy jego ruch, każdy kęs, który wkładał do ust, każdy łyk soku z taką uwagą, jakby bała się, że kiedy tylko odwróci wzrok, taca z jedzeniem wyląduje za oknem.
W końcu Harry nie wytrzymał tego. Przełknął i mruknął do niej:
- Hermiono, czy mogłabyś przestać tak się we mnie wpatrywać? Nie mogę się skupić. Obiecuję, że nie upuszczę ani okruszka. Mogę nawet wylizać talerz, jeżeli poprawi ci to humor.
Hermiona rzuciła mu niedowierzające spojrzenie, a jej usta otworzyły się ze zdumienia.
O co jej chodziło? Czyżby powiedział coś aż tak niezwykłego?
Zanim jednak zdążył o to zapytać, drzwi gabinetu otworzyły się i wyszła zza nich pani Pomfrey, niosąc w rękach kilka butelek różnobarwnych eliksirów, które postawiła z trzaskiem na stoliku obok łóżka.
Harry spojrzał na eliksiry i jęknął w duchu.
Chyba uwolnienie się stąd będzie go kosztowało znacznie więcej wysiłku niż początkowo sądził...
--- rozdział 60 ---
60. I don't believe you
Jeszcze tego samego wieczoru Harry wyszedł ze szpitala. Kiedy w końcu udało mu się uciec od Rona i Hermiony, nie marnował już więcej czasu i od razu zabrał się za naukę. Czuł się najedzony, wyspany i wypoczęty, mógł więc całą noc spędzić nad książką, którą wyszukał ostatnio w bibliotece, a której nie miał jeszcze okazji dokładnie przestudiować.
Położył się dopiero nad ranem, ale i tak nie mógł zasnąć. Dwadzieścia osiem godzin snu bardzo skutecznie naładowało jego akumulatory. Rano posłusznie poszedł z Ronem i Hermioną na śniadanie, a następnie skierował swoje kroki do biblioteki, gdzie czekał go szlaban. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru wykonywać swojego zadania w sposób, którego od niego oczekiwano. Stwierdził, że to będzie doskonała okazja do dokładnego przyjrzenia się zbiorom biblioteki i może nawet uda mu się odkryć jakąś książkę, czy dwie, które mogłyby mu się przydać w przygotowaniach do starcia z Voldemortem.
Nie zawiódł się. Jeszcze przed obiadem wyszukał bardzo ciekawą pozycję o silnych zaklęciach ofensywnych opartych na czterech podstawowych żywiołach. Chociaż uważał, że oblanie Voldemorta wodą nie na wiele mu się przyda podczas walki, to zaklęcia pozostałych trzech żywiołów wyglądały niezwykle interesująco, chociaż podejrzewał, że nie wystarczy mu czasu na nauczenie się żadnego z nich, ponieważ wyglądały na naprawdę trudne i skomplikowane.
Po obiedzie odwiedziła go Hermiona, aby zapytać jak sobie radzi i zaoferować pomoc, ale Harry zbył ją szybko. Nie mógł dopuścić do tego, by odkryła, jakimi książkami jest zainteresowany. Idąc na kolację, odczuwał już pewne zmęczenie całonocną i całodzienną batalią z książkami. Tytuły oraz informacje fruwały mu przed oczami, mieszając się ze sobą.
Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, jego wzrok mimowolnie musnął odległy stół nauczycielski. Ciemnej sylwetki znowu przy nim nie było. Nie widział jej ani na śniadaniu, ani na obiedzie.