Konwulsyjnie zacisnął dłonie na trzymanej w rękach książce do Eliksirów, ponieważ ból, który odczuwał w klatce piersiowej, nasilił się nagle. Jakby Snape... jakby sama jego obecność... jakby emanował czymś, co ten ból potęgowało. I nie pozwalało mu złapać tchu.
Snape szedł pomiędzy ławkami. Harry widział kątem oka tę ciemną sylwetkę przesuwającą się na granicy widzenia i nagle zdał sobie sprawę, że wszystkie jego mięśnie napinają się.
Mistrz Eliksirów dotarł w końcu na środek klasy, przystanął i odwrócił się. Długa czarna peleryna zafalowała wokół niego, wydając delikatny szelest...
Taki znajomy...
I w momencie, kiedy Harry poczuł na sobie spojrzenie tych czarnych, bezdennych oczu, niemal wypalających mu skórę... jego serce zaczęło łomotać, a przez ciało popłynęła fala gorąca, unosząc mu włoski na karku.
Nie, nie, nie, to niemożliwe! Nie będzie tak reagował! Nie będzie!
W panice sięgnął po ciszę i chłód, próbując otulić się nimi niczym płaszczem, naciągając je na siebie z nadludzkim wysiłkiem, tak jakby nagle stały się zbyt małe, zbyt... przetarte, by dać mu odpowiednia ochronę.
Obojętność. Spokój. Pogarda. To był teraz jego świat. A nie tamten, w którym wydawało mu się, że Snape jest kimś zupełnie innym. A był przecież tylko kłamcą i oszustem! Okrutnym, bezlitosnym, nieludzkim...
Przymknął na chwilę powieki i wziął głęboki oddech, czując że jego serce powoli się uspokaja.
- Na dzisiejszej lekcji czeka was test praktyczny obejmujący omawiane ostatnio eliksiry - rozległ się niski, głęboki głos. - Zostaniecie podzieleni na cztery grupy, aby jak najskuteczniej wyeliminować... - Snape przerwał na chwilę i znacząco spojrzał na Hermionę - ...mówiąc eufemistycznie, pokusę wzajemnej pomocy. Dlatego też każda grupa będzie miała do uwarzenia inny eliksir. Listę eliksirów i przydzielonych do nich osób znajdziecie na tablicy. - Krótkie, zdecydowane machnięcie różdżką. - Zabierajcie się do pracy.
Harry miał wrażenie, że ten wibrujący głos rozbrzmiewa w każdym zakamarku jego ciała, wdziera się siłą do uszu, wędruje po skórze, podrażniając zakończenia nerwowe i doprowadzając do tego, iż wydawało mu się, że ten głos jest wszędzie... jest wewnątrz niego. I porusza się.
Jeszcze mocniej zacisnął dłonie na książce.
Kurwa mać!
Usłyszał odgłos odsuwanego krzesła, kiedy Snape siadał przy biurku. W klasie nastąpiło ogólne poruszenie, sugerujące, że uczniowie nerwowo rozglądają się po sali, szukając najbliżej siedzących osób, którym przypadł ten sam eliksir, a następnie wstają i udają się po składniki.
Ale Harry się nie poruszył. Patrzył na tablicę, jednak nie potrafił skupić na niej wzroku, ponieważ litery rozmazywały mu się przed oczami.
Próbował jakoś wytłumaczyć samemu sobie to, co się z nim działo, ale każda teoria wydawała mu się idiotyczna. A im dłużej nad tym myślał, tym bardziej był zły. Zły i przestraszony.
Może to była sprawka Snape'a? Może rzucił na niego jakiś czar? Imperiusa? Ale po co miałby to robić? Po pierwsze, nienawidzi Harry'ego, a po drugie i tak nic by mu to nie dało. Nie, to nie było nic w tym stylu. Harry potrafiłby rozpoznać objawy zaklęcia, miał z nimi do czynienia. To nie pochodziło z zewnątrz. To było w nim.
Usłyszał, że Ron i Hermiona także wstali i ruszyli po składniki. Kiedy rozmyślał nad swoją teorią, jego spojrzenie mimowolnie powędrowało do siedzącego przy biurku nauczyciela. Ale to, co miało być tylko szybkim zerknięciem, zamieniło się w niezamierzoną kontemplację, kiedy z rosnącym w klatce piersiowej uciskiem przyglądał się pochylonej nad biurkiem, ciemnej sylwetce i opadającym na twarz, czarnym włosom.
W tej samej chwili Snape, jakby wyczuwając wwiercającą się w niego parę zielonych oczu, poderwał głowę i spojrzał prosto na niego.
Harry gwałtownie uciekł wzrokiem, wbijając go w najbliżej znajdujący się obiekt, czyli w tablicę.
Serce biło mu niemal w gardle.
Musi przestać! Musi się opanować! Snape przecież nie istnieje. Jest nikim. Po tym, co zrobił, już zawsze będzie nikim.
Spróbował skupić spojrzenie na tablicy, ale im dłużej się w nią wpatrywał, tym mniej na niej widział.
Zaryzykował kolejne zerknięcie, aby przekonać się, czy Snape cokolwiek zauważył. Nadział się wprost na twarde spojrzenie tych czarnych, zmrużonych oczu.
Do diabła! Czyli zauważył.
Jak bardzo zdoła się jeszcze pogrążyć podczas tej lekcji?
Gdyby Hermiona usłyszała w tej chwili myśli Harry'ego, byłaby zaskoczona ilością przekleństw, jakich potrafi używać.
Kiedy wrócili przyjaciele, Harry, czując na sobie ich zaskoczone spojrzenia, podniósł się szybko i również skierował do składziku, chociaż nie miał pojęcia, jakie ingrediencje będą mu potrzebne. Nie wiedział nawet, jaki w ogóle ma uwarzyć eliksir.
Odwrócił się, aby przeczytać jego nazwę na tablicy i w tej samej chwili poczuł, jak coś podcina mu nogi. Stracił równowagę i grzmotnął na podłogę, uderzając się boleśnie w łokieć. Zdążył jednak zauważyć cofającą się szybko stopę Zabiniego. Ślizgon zatrzymał się nad nim, a jego twarz wykrzywił złośliwy uśmieszek.
- Potter, znowu zasłabłeś? Może powinniśmy wezwać Pomfrey i po raz kolejny odwołać lekcje z twojego powodu? Przecież tak lubisz, kiedy inni się nad tobą użalają, co? Mały, biedny Złoty Chłopczyk...
Harry podniósł się powoli, kompletnie nie zwracając uwagi na ciche śmiechy dochodzące od strony ławek Ślizgonów. Wyprostował się i spojrzał wprost w małe, szaroniebieskie oczy Zabiniego, niemal rozkoszując się powracającą stalą. Zimną, twardą i ostrą. Idealną, by wbić ją głęboko w stojącego naprzeciw Ślizgona.
Zrobił krok w przód, jakby chciał go ominąć, ale zatrzymał się na sekundę i wyszeptał mu do ucha lodowatym głosem, który nie wydawał się należeć do niego:
- Jeżeli nie chcesz spotkać się z Malfoyem w jego największych koszmarach, to dobrze ci radzę, nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. - Zabini zbladł i spojrzał na niego rozszerzonymi oczami. Harry nie czekał na dalszy rozwój wypadków. Ruszył dalej, słysząc za plecami przecinający powietrze, ostry głos Snape'a:
- Proszę siadać, panie Zabini i zająć się swoim eliksirem. I nie chcę słyszeć już ani słowa więcej. Jeżeli jeszcze ktoś spróbuje się odezwać, to zostanie wyrzucony z zajęć. Czy to jasne?
Harry odwrócił głowę, aby po raz kolejny spojrzeć na tablicę i przy okazji musnął wzrokiem wykrzywioną grymasem wściekłości twarz Zabiniego.
Kompletnie go ignorując, odczytał w końcu nazwę eliksiru, który powinien przygotować - Eliksir Odkażający. Na chybił trafił wybrał kilka składników, które uznał, że powinny się w nim znaleźć. I tak był pewien, że go spartaczy, skoro podczas lekcji, na której owa mikstura była omawiana, leżał nieprzytomny w szpitalu. Wiedział, że Snape celowo wybrał dla niego ten eliksir. Chciał, aby Harry zawalił. Zresztą... nie powinien się tym przejmować. To nie było teraz ważne. Żadne eliksiry, żadne zajęcia. Za kilka dni miał spotkać się z Voldemortem. Nic nie było teraz ważne... a już w szczególności Snape.
Przekonanie swojego umysłu do tej ostatniej części okazało się jednak zadaniem przerastającym możliwości Harry'ego.
Incydent z Zabinim rozładował jednak nieco kumulującą się w nim złość i pomógł mu ostudzić te wszystkie niepokojące przebłyski emocji. Ani razu nie spojrzał już na ciemną sylwetkę. Z nadzwyczajnym skupieniem siekał składniki i dodawał je po kolei do bulgoczącego wywaru, chociaż nawet nie wiedział, czy są odpowiednie. W każdej chwili spodziewał się eksplozji, dlatego bardzo dokładnie obserwował pojawiające się na powierzchni bąble, by, w razie zagrożenia, mieć przynajmniej na tyle dużo czasu, aby schować się pod ławkę.