- Co to jest, Potter? - usłyszał nad sobą surowy głos.
- Eliksir - odparł cicho Harry.
- Jaki?
- Eliksir Odkażający.
- Odkażający, tak? - Kpina wydawała się wręcz wylewać z głosu mężczyzny. - Prędzej wszystkich byś nim zatruł niż kogokolwiek odkaził. Podejrzewam, że jedyne, do czego ta mikstura się nadaje, to przetykanie rur. Troll. - Machnięcie różdżki i cała ciecz wyparowała z kociołka. - Powinienem jeszcze bardziej obniżyć ci ocenę, ale to już niemożliwe, dlatego też na następną lekcję napiszesz długie na cztery stopy wypracowanie na temat tego eliksiru, skupiając się przede wszystkim na składnikach i dokładnym opisaniu sposobu jego przyrządzania.
Serce Harry'ego zadrżało, ponieważ nagle zdał sobie z czegoś sprawę...
Na następną lekcję? Na następną... lekcję? Przecież... nie będzie już następnej. Już nigdy. To była jego ostatnia lekcja Eliksirów. Ostatnia.
Jeszcze bardziej opuścił twarz, aby ukryć to, co prawdopodobnie mogło się na niej pojawić.
Pokiwał głową, ale nie odpowiedział. Głos mógłby go zdradzić.
Snape przeszedł dalej, aby ocenić eliksir Hermiony, ale w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek i wszyscy uczniowie, którzy zostali już ocenieni, zaczęli się pakować i opuszczać klasę. Harry zrobił to samo. Nie chciał przebywać w tym samym pomieszczeniu, co ten mężczyzna choćby minutę dłużej. Spakował torbę i, nie czekając na przyjaciół, pospiesznie wstał i ruszył do drzwi, chociaż przez cały czas miał wrażenie, jakby ktoś uwiązał mu do szyi bardzo ciężki kamień.
Kiedy znalazł się na zewnątrz, odwrócił się i spojrzał na drzwi. Prowadziły do klasy, w której... z którą wiązało się tyle wspomnień...
Widział je po raz ostatni. Już nigdy nie przekroczy ich progu. Nigdy. Sama myśl o tym... wydawała się nierealna. Ale... tak właśnie wybrał.
Spojrzał przed siebie, na rozciągający się przed nim korytarz. Musi ruszyć dalej. Nie warto było się zatrzymywać i zaczynać zastanawiać, bo wtedy... wtedy...
Nieważne.
Westchnął ciężko i po prostu... zaczął iść, chociaż czuł się tak, jakby za tymi drzwiami pozostawił coś bardzo cennego.
***
W ciemności blask, który wydobywał się z trzymanej przez Harry'ego szklanej kulki, wydawał się o wiele jaśniejszy. Nie wiedział, jak długo się w nią wpatruje. Wyjął ją od razu, kiedy tylko usłyszał chrapanie Rona i Neville'a. Nie zastanawiał się, dlaczego to zrobił. Po prostu patrzył... patrzył w te czarne jak smoła oczy... w to surowe oblicze, które rozjaśniało się lub pochmurniało, w zależności od tego, jaki obraz twarzy Snape'a przywoływał...
O, a teraz był... wygłodniały, zachłanny... taki, jak wtedy, kiedy... kiedy...
Zmarszczył brwi, wpatrując się w ogień tańczący w źrenicach mężczyzny.
Jak mógł tak... w jaki sposób to robił? Jak mógł patrzeć na Harry'ego w taki sposób, skoro przez cały czas udawał? Jak ktoś, kto ma w sobie jedynie lód, może być tak... gorący? Jak ktoś, kto nienawidzi, może spoglądać tak, jakby spalał się od środka z pragnienia?
Jak ktoś, kto odczuwa jedynie wstręt, może szeptać z taką naglącą potrzebą...?
Pokaż mi, jak się masturbowałeś, kiedy o mnie myślałeś.
Echo tego głosu, w swojej głowie... w połączeniu z takim spojrzeniem...
Mimowolnie rozsunął rozporek, nie spuszczając wzroku z przypatrującej mu się ze szklanej kulki twarzy.
A teraz wyjmij go powoli.
Zrobił to. Był gorący. Nabrzmiały. I tęsknił za dotykiem.
Możesz zaczynać.
Na próbę przesunął po nim dłonią. Poczuł szarpnięcie w lędźwiach. Och, jak bardzo za tym tęsknił... Przesunął po raz kolejny, naciągając napletek na wrażliwej, zaczerwienionej główce.
Och tak...
Przyspieszył, poruszając dłonią w górę i w dół. Penis drżał mu pod palcami. Pulsował.
Tak, tak, tak. Merlinie, prawie zapomniał jakie to było przyjemne...
Wolniej.
Wykonał polecenie, chociaż sprawiło mu to ogromną trudność. Pragnienie było zbyt silne...
I nawet jeżeli zaciskał wargi najmocniej, jak potrafił, to i tak nie był w stanie powstrzymać wymykających mu się z ust cichych pojękiwań.
Właśnie tak. Jęcz. Jęcz dla mnie.
O bożeeee...
To było zbyt... zbyt...
Jego powieki same się przymykały...
Ciepły, ciasny tunel więził jego penisa, przesuwając się po nim coraz szybciej i szybciej i...
Patrz na mnie, Potter.
Gwałtownie otworzył oczy i zobaczył to wbite w siebie, dzikie, rozpalone spojrzenie, płonące jak w gorączce, pochłaniające go...
Orgazm chwycił go w swoje szpony mocno i brutalnie, szarpiąc jego ciałem i miażdżąc wszystkie mięśnie, wysysając z niego niemal każdą kropelkę białej cieczy, która zalała mu dłoń i brzuch, oraz zamieniając spazmy w przyjemność tak silną, iż wydawało mu się, że zaraz zemdleje. Przed oczami widział jedynie gwiazdy. I dwa niekończące się tunele.
Tak długo...
W końcu napięcie zamieniło się w drżenie, a zalewające go fale żaru powoli zaczęły odpływać. Rozprostował zaciśnięte konwulsyjnie palce i spojrzał w parę źrenic, które teraz pałały tylko jednym... satysfakcją...
Doskonale.
Zanim jednak echo orgazmu na dobre się uciszyło, a żar odpłynął... jego dłoń gwałtownie zacisnęła się na kulce i to z taką siłą, jakby chciał ją zmiażdżyć. Pod jego drżącymi palcami obraz Snape'a zaczął się rozpływać i w końcu całkowicie zniknął.
Napłynął chłód.
Co on najlepszego zrobił? Co zrobił?!
Miał o nim zapomnieć, a nie... a nie...
Zerwał się z łóżka i ukrył twarz w dłoniach. Wściekłość na samego siebie rozpalała jego żyły jeszcze skuteczniej niż wcześniejsze podniecenie.
To wszystko, co robił... było żałosne. Musi przestać, musi znaleźć jakiś sposób, żeby... Musi stąd wyjść! Musi się od tego uwolnić. Odetchnąć. Zapomnieć.
A co najlepiej pomagało zapomnieć? Znał odpowiedź na to pytanie.
I wiedział, jak to zdobyć.
Wrzucił kulkę pod poduszkę, jednocześnie wyciągając spod niej swoją różdżkę. Szybko się oczyścił, sięgnął po Mapę Huncwotów i błyskawicznie odnalazł znajdującą się w lochach czarną kropkę z napisem Severus Snape. Rozejrzał się po korytarzach. Filch był na trzecim piętrze, a pani Norris na piątym. Złapał pelerynę niewidkę, zerwał się z łóżka, ubrał się ciepło i na palcach wymknął się z dormitorium. W Pokoju Wspólnym znajdowało się jeszcze kilkoro uczniów, ale dzięki pelerynie prześliznął się niezauważony. Sprawdzając mapę, aby nie natknąć się na żadnego nauczyciela patrolującego korytarze, wyszedł z zamku i, brodząc w śniegu, dotarł pod Wierzbę Bijącą. Unieruchomił ją zaklęciem Immobilus i podziemnym korytarzem przeszedł do Wrzeszczącej Chaty. Wolałby użyć przejścia znajdującego się za posągiem Jednookiej Wiedźmy, ale był pewien, że miałby ogromne trudności z wydostaniem się z Miodowego Królestwa w środku nocy, kiedy sklep był zamknięty.
Uchylił krzywe, ledwie trzymające się na zawiasach drzwi i wydostał się na zewnątrz. Wiatr był tutaj jeszcze bardziej przenikliwy niż na błoniach. Słyszał, jak wyje i świszczy w szparach pomiędzy rozpadającymi się deskami. Rozmasował przemarznięte ramiona i ruszył w kierunku majaczących w ciemności świateł wioski.
Przez chwilę pomyślał, że może dobrze by było spróbować zatrzeć za sobą ślady, które zostawiał w śniegu, ale bardzo szybko porzucił ten pomysł. To nie było ważne. Zresztą, kto by go tu szukał?
Hogsmeade w nocy wydawało się niemal wymarłe. Jedyną oznaką życia były rozświetlone gdzieniegdzie okna, które rzucały na śnieg kwadraty ciepłego światła. Harry starannie je omijał, zmierzając wprost ku swemu celowi... ku leżącej w pewnym oddaleniu od głównego traktu karczmie. Wiedział, że będzie otwarta. I że nikt nie zwróci uwagi na kolejnego, ukrywającego się przybysza.